5 czerwca mija Światowy Dzień Środowiska, w tym roku poświęcony oszczędzaniu żywności. Na świecie marnowane jest 30-40 procent całej wyprodukowanej żywności. Konsekwencją złego nią gospodarowania jest marnowanie pracy, energii, ziemi uprawnej i wody. Najbardziej uderzające jest jednak to, że – choć na świecie wytwarza się wystarczająco dużo jedzenia – niemal miliard ludzi głoduje. Zapotrzebowanie na produkty spożywcze do 2050 roku może się nawet podwoić. Na razie niewiele wskazuje na to, aby lokalni politycy w bogatych krajach traktowali wyrzucanie dobrej żywności jako poważny problem. A jak postępujemy my sami?
adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor kwartalnika "Psychologia Społeczna"
Parę miesięcy temu James Kelly, 44-letni bezdomny weterynarz z Houston w stanie Texas został przyłapany na tym, jak grzebał w śmietniku w poszukiwaniu jedzenia. Pech chciał, że działo się to w pobliżu miejskiego ratusza. Policjant wręczy mu za to przestępstwo wezwanie do sądu. Kelly’ego oskarżono o “zakłócanie zawartości metalowego pojemnika na śmieci w dzielnicy śródmiejskiej” (disturbing the contents of a garbage can in (the) downtown district). Prawo zakazujące czynów tego rodzaju zostało wprowadzone jeszcze w 1942 roku, kiedy objęło „molestowanie pojemników na śmieci”. Od 1988 rozszerzono je także na „molestowanie” rzeczy podlegających recyklingowi. Ideą przyświecającą legislatorom było usunięcie bezdomnych z centrów miast, aby nie nadwyrężali sterylnego wizerunku metropolii. W tym samym celu zakazano karmienia obcych osób, chyba że są zarejestrowane. Zgodnie z przepisami z kwietnia 2012 roku żadna organizacja w Houston nie może rozdawać żywności bez odpowiedniego zezwolenia. Bardziej opłaca się więc ją wyrzucić niż zaryzykować proces i karę.
Przypadek konserwatywnego teksańskiego miasta może wydawać się skrajny, jednak wyrzucanie żywności przybiera masowe formy na różnych poziomach i nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Niszczona jest część płodów rolnych, między innymi z powodu nie spełniania przez nie nadmiernie surowych norm jakości. Wyrzucane są artykuły żywnościowe z supermarketów, zazwyczaj z powodu dobiegnięcia daty przydatności do spożycia, niekiedy jednak także dlatego, że towar stał się ”wybrakowany”. W ten sposób cały pojemnik świeżych jajek trafia do śmietnika tylko dlatego, że stłukło się jedno z nich. Wyrzucają też żywność sami konsumenci, na przykład nie dojadając z talerza czy dopuszczając do utraty przydatności jedzenia do spożycia.
Rosnące ceny żywności sprawiają, że są szanse, by zwiększyć świadomość proekologiczną i nakłonić do bardziej rozsądnego postępowania z jedzeniem. Jednak to nie na poziomie jednostkowym, ale producentów i dystrybutorów żywności, marnotrawstwo jest największe. Wydaje się, że sam rachunek ekonomiczny i prawa rynku nie wystarczą, aby je ograniczyć. Supermarketom bardziej opłaca się wyrzucić część produktów niż na tyle znacząco obniżyć ich ceny, aby znalazły nabywców. Nie chcą też oddawać niesprzedanych towarów za darmo, aby nie popsuć sobie rynku zbytu.
Niekiedy na przeszkodzie stoją też przepisy. Znany jest przypadek legnickiego piekarza, który oddawał niesprzedany (nieświeży) chleb za darmo potrzebującym organizacjom i popadł w kłopoty, bo fiskus zażyczył sobie odprowadzenia od darowanego pieczywa podatku VAT. Wydaje się więc, że bardziej elastyczna i prospołeczna postawa prawodawców przydałaby się nie tylko na południu USA, ale też i w naszym kraju.
Pamiętajmy wreszcie, że istnieje ideologia, zgodnie z którą należy w ramach własnych możliwości przeciwstawiać się marnowaniu jedzenia. Freeganie starają się spożywać tylko to, co zostało wyrzucone. Nie są to raczej osoby bezdomne czy takie, których nie byłoby stać na zakup jakiegokolwiek jedzenia, ale często dobrze wykształcone i świadome ekologicznie. Grzebanie w śmietnikach, gdy jest się członkiem klasy średniej wymaga hartu ducha. Oszczędność czy nawet skąpstwo nie byłyby wystarczające do tego, aby narażać się na niezrozumienie, dezaprobatę czy wręcz społeczny ostracyzm ze strony „szanujących się obywateli”, którzy stronią od „molestowania” śmietników, uważają je za nieestetyczne, obrzydliwe, może nawet niemoralne. Paradoksalnie, potrzeba zatem idealisty czy idealistki niezależnej i dzielnej, aby nurkować w kuble z perspektywą smacznego obiadu, a ocalenia zasobów planety w nieodległej perspektywie.
Szanujmy freegan. To oni w najbardziej radykalny sposób przeciwstawiają się konsumpcyjnej pogoni i bezmyślnemu napędzaniu gospodarki bez szanowania cennych zasobów: ziemi uprawnej, wody, energii i pracy ludzkiej. W konflikcie między freeganami a pazernymi sieciami spożywczymi warto stanąć po stronie tych, którzy naszym zdaniem mają rację. Dlaczego jedzenie ma się marnować? Dlaczego to, czego nie udało się sprzedać musi zostać stracone?
Nie namawiam do molestowania śmietników, ani do eskapad w głąb kontenerów. Warto jednak zastanowić się, czy wykorzystamy w porę żywność, którą kupujemy i czy zjemy wszystko, co nałożyliśmy sobie na talerz. Może będzie łatwiej o tym myśleć, gdy poza zdroworozsądkową, przyziemną oszczędnością będziemy kierowali się także myślą, że w ten sposób robimy coś dla naszych ograniczonych wspólnych zasobów.