5 czerwca mija Światowy Dzień Środowiska, w tym roku poświęcony oszczędzaniu żywności. Na świecie marnowane jest 30-40 procent całej wyprodukowanej żywności. Konsekwencją złego nią gospodarowania jest marnowanie pracy, energii, ziemi uprawnej i wody. Najbardziej uderzające jest jednak to, że – choć na świecie wytwarza się wystarczająco dużo jedzenia – niemal miliard ludzi głoduje. Zapotrzebowanie na produkty spożywcze do 2050 roku może się nawet podwoić. Na razie niewiele wskazuje na to, aby lokalni politycy w bogatych krajach traktowali wyrzucanie dobrej żywności jako poważny problem. A jak postępujemy my sami?
Pamiętajmy wreszcie, że istnieje ideologia, zgodnie z którą należy w ramach własnych możliwości przeciwstawiać się marnowaniu jedzenia. Freeganie starają się spożywać tylko to, co zostało wyrzucone. Nie są to raczej osoby bezdomne czy takie, których nie byłoby stać na zakup jakiegokolwiek jedzenia, ale często dobrze wykształcone i świadome ekologicznie. Grzebanie w śmietnikach, gdy jest się członkiem klasy średniej wymaga hartu ducha. Oszczędność czy nawet skąpstwo nie byłyby wystarczające do tego, aby narażać się na niezrozumienie, dezaprobatę czy wręcz społeczny ostracyzm ze strony „szanujących się obywateli”, którzy stronią od „molestowania” śmietników, uważają je za nieestetyczne, obrzydliwe, może nawet niemoralne. Paradoksalnie, potrzeba zatem idealisty czy idealistki niezależnej i dzielnej, aby nurkować w kuble z perspektywą smacznego obiadu, a ocalenia zasobów planety w nieodległej perspektywie.
