Nagonka na Mariusza Trynkiewicza, który w całości odsiedział swój 25-letni wyrok jest kolejnym tematem zastępczym, absorbującym media zamiast nierówności społecznych, biedy, bezrobocia, wyzysku pracowników najemnych i braku szerszej wizji społecznej, na który cierpią kolejne rządy. Jednak medialne nagłośnienie faktu, że 11 lutego miał wyjść na wolność to nie tylko żerowanie na prymitywnym ludzkim dążeniu do gnębienia, a najlepiej zabicia tego, kto postrzegany jest jako przestępca. To również dążenie do napiętnowania i odizolowania osoby, która zdaniem dziennikarzy wciąż jest niebezpieczna. To wreszcie próba dla polskiego wymiaru sprawiedliwości.
adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor kwartalnika "Psychologia Społeczna"
Czy ktoś, kto zabijał ponad ćwierć wieku temu, wciąż jest mordercą? Czy Bolek, który donosił na kolegów 40 lat temu, a później mimo to dostał Nobla, wciąż jest kapusiem? Czy Leszek B., który przez kilkanaście lat należał do PZPR, a w latach 1978-80 był doradcą premiera PRL-owskiego rządu wciąż jest zwolennikiem realnego socjalizmu?
Czy eks-papież B16, który – jeszcze zanim został pontifem – odegrał ważną rolę w tuszowaniu pedofilskich przestępstw swoich podwładnych dziś także przyznałby księżom prawo do molestowania dzieci? Czy Jeffrey Sachs, który doradzał Balcerowiczowi w 1989 roku, a dziś jest zwolennikiem finansowej pomocy krajom biednym i aktywnej polityki gospodarczej państwa, jest tym samym liberałem co 25 lat temu?
Na pytanie o stałość natury ludzkiej wielu ludzi odpowiada twierdząco. Jeśli ktoś raz się zaangażował w jakąś działalność, to już tak pozostanie; jeśli ktoś kiedyś wykazał nieudolność, to pozostanie nieudacznikiem; jeśli kto zachował się niekompetentnie, to nigdy się niczego nie nauczy; jeśli zrobił coś złego, to jest i będzie zły; jeśli zamordował, choćby pół życia temu, to zawsze już będzie mordował.
Niektórzy idą nawet tak daleko, że próbują tę stałość natury ludzkiej -- absurdalnie i groteskowo – rozciągnąć na pokolenia. I tak dziadek w Wermachcie, gdyby nawet tam służył, kładzie cień na wnuka w rządzie, a partyjni rodzice czy dziadkowie, jak chcą pisarze książki "Resortowe dzieci", Kania, Targalski i Marosz, ujmują chwały – niektórym przynajmniej, tym nielubianym – potomkom wysoko postawionych w PRL-osób, sławę dobrą lub kontrowersyjną zamieniają w złą. Jaki dziadek, taki wnuk, jaka mać, taka... córcia, zdają się rzekać owi pseudopryncypialni słowotocy.
Czy w ciągu dwudziestu pięciu lat morderca nie może się zmienić? Gdyby poddano go skutecznej psychoterapii – a czasu na to było wystarczająco dużo – mógłby teraz nawet pomagać pedofilom czy ludziom o sadystycznych skłonnościach walczyć z ich niebezpiecznymi przypadłościami. Ale system, demokratyczny, a jakże, tak nie działa. Zdaniem części dziennikarzy, polityków i urzędników Trynkiewicz albo nie powinien w ogóle znaleźć się na wolności, albo – zostać poddany nadzorowi policyjnemu.
Przed laty więzień poprosił o coś, co pomogłoby mu powrócić do normalnego życia bez ciążącego na nim odium. W gruncie rzeczy prosił o życie, które mu pozornie tylko darowano na mocy amnestii z 1989 roku. W trakcie odbywania kary złożył mianowicie wniosek o zmianę nazwiska na Komornicki (rodowe nazwisko jego matki), argumentując to tym, że "zależy mu na dobrym funkcjonowaniu w społeczeństwie po opuszczeniu zakładu karnego, a posiadanie w dalszym ciągu nazwiska kojarzonego z przestępstwem nagłośnionym przez media, z góry go dyskryminuje". We wniosku prosił także o "danie mu szansy normalnego funkcjonowania, bez narażania na szykany czy życie w ciągłym zagrożeniu i niepewności". USC, Sąd oraz wojewoda zgodnie mu odmówili.
Zamiast tego w przeddzień końca wyroku w celi Trynkiewicza rzekomo zostały znalezione materiały , które mogą być uznane za pornografię z udziałem małoletnich, a także "przedmioty wyglądające na szczątki ludzkie". Znaleziono je podczas przeszukania celi 8 lutego oraz 10 lutego, kiedy więzień przebywał na rozprawie sądowej. Jest już wniosek o areszt dla Trynkiewicza.
Były szef Służby Więziennej Paweł Moczydłowski w wypowiedzi dla Gazeta.pl ocenił, że sprawa jest "dęta". "Cele są przeszukiwane regularnie, szczególnie osób takich jak Trynkiewicz. To jest na ogół bardzo drobiazgowa kontrola. Nie wyobrażam sobie, aby takie niedopatrzenie miało miejsce. Przecież ta sprawa jest od pewnego czasu nagłaśniana, do Trynkiewicza dochodziły różne sygnały, co się dzieje wśród opinii publicznej. W takich okolicznościach, tuż przed wyjściem, taki człowiek jest szczególnie kontrolowany" - powiedział Moczydłowski.
"Ten cyrk trwa od dłuższego czasu, więc jak to jest możliwe? Gołąb mu przyniósł na kraty pornografię i kości ludzkie? To wygląda na prowokację. Można powiedzieć, że tonący brzytwy się chwyta" - stwierdził były szef SW. Wyraził też zdziwienie, że przeszukanie w celi zarejestrowano za pomocą kamery i ocenił sprawę jako "kompromitującą w skali światowej". Zasugerował, że zwolnieni z pracy powinni zostać: minister sprawiedliwości, zastępca ministra odpowiedzialny za więziennictwo, dyrektor generalny Służby Więziennej, stosowny zastępca odpowiadający za ochronę w Centralnym Zarządzie Służby Więziennej, dyrektor regionu, dyrektor więzienia, kierownik ochrony w tym więzieniu, wychowawca, oddziałowy.
Ja nie byłbym aż tak surowy. Według mnie lepiej by było, aby pracowały na tych stanowiskach osoby, które czegoś się nauczyły, także przy okazji tej sprawy. Wciąż jest jeszcze szansa na to, że sprawiedliwości stanie się zadość i że prawda zostanie przez jakiegoś przyzwoitego i uczciwego urzędnika ujawniona. Jeśli jednak tak się nie stanie, to w pełni zgodzę się z Pawłem Moczydłowskim – winni powinni zostać ukarani dyscyplinarnie.
Wrobienie kogoś, kto swoją karę już co do dnia odbył, ukaranie go dodatkowo, to zwyczajna podłość. A czy może znów zabić? Każdy i każda z nas może zabić, nie na wojnie i nie w obronie własnej. Wykazał to już w 1963 roku bez cienia wątpliwości Stanley Milgram, psycholog z Uniwersytetu w Yale w swoim słynnym eksperymencie 18.
Oczywiście sprawa Trynkiewicza jest inna. Ale skoro nas nikt nie zamyka w klatce dlatego, że możemy poprzeć autorytarnych władców i podporządkować się autorytarnym rządom, to dlaczego miałby być przetrzymywany za kratami ktoś, kto od ćwierci wieku nie zrobił nic złego? Wręcz przeciwnie – podobno malował obrazy.
Sprawa Trynkiewicza jest papierkiem lakmusowym polskiego wymiaru sprawiedliwości. Dosyć już wiemy o "aresztach wydobywczych", niekończących się sankcjach prokuratorskich, w czasie których aresztanci nie byli nawet przesłuchiwani, o nalotach służ specjalnych na domy przeciwników politycznych aktualnej akurat władzy, samobójstwach więźniów, którzy w desperacji sami utopili się w wiadrze z odchodami.
Na razie w celi niewygodnego więźnia znaleziono szczątki ludzkie i dziecięcą pornografię. Czego jeszcze dowiemy się w tej sprawie? Może przez te 25 kolejnych urodzin zwabiał do celi i mordował dzieci? A może dodawał ich krew do wypieków?