- Odpowiadam za realne zmiany w TVP, odbudowę telewizji publicznej z prawdziwego zdarzenia. Lepiej czy gorzej, to jednak to robię - oznajmił w wywiadzie dla tygodnika "W Sieci" Jacek Kurski. Nie chcę się czepiać słów prezesa, ale nie mogę jednak przejść obojętnie nad słowem "odbudowuję". Co ono bowiem oznacza? Warunkiem koniecznym do odbudowy jest coś co kiedyś było, a następnie zostało zniszczone. Jak to jest w przypadku TVP?
Którą telewizję chce prezes Kurski odbudować? Tę z czasów prezesa Bronisława Wildsteina? A może z czasów prezesa Andrzeja Urbańskiego? Wedle mojej wiedzy żaden z nich nie miał wystarczająco dużo czasu, by coś stworzyć. I żaden nigdy nie twierdził, że zbudował nowoczesną i wspaniałą telewizję. Obaj ograniczyli się do wielkich planów. Chyba więc prezes Kurski inną telewizję chce odbudować. Patrząc na program TVP, ja stawiałabym na tę rodem z PRL. I w zasadzie trzeba przyznać, że odbudowa idzie pełną parą. Zaczęła się w lutym, gdy parę razy spadł z programu "Ojciec Mateusz". Raz na jego miejsce wszedł reportaż szkalujący Lecha Wałęsę, a innym razem reportaż o rozmowach w Magdalence. Natychmiast przypomniałam sobie, gdy nastolatką będą czekałam na "Kobrę", a zamiast tego telewizja puszczała przemówienie Edwarda Gierka. Potem na studiach dziennikarskich dowiedziałam się, że zjawisko to nazywa się publicznością dziedziczoną. Politycy przejmują publiczność czekającą np. na dobry kryminał. Po 89 roku wydawało się, że ta metoda jest już całkowicie zapomniana. A tu, proszę! Prezes Kurski ja odbudował!
Sztandarowy program informacyjny też w zasadzie już odbudowano. "Wiadomości" mają nowoczesny rys, ale trzon to stabilna konstrukcja "Dziennika Telewizyjnego". Poziom rzetelnego, wiarygodności i obiektywizmu dziennikarskiego z grubsza ten sam. No może różnice są takie, że wtedy, żeby dostać mikrofon do ręki i stanąć przed kamerą, trzeba było wyraźnie mówić, a teraz co poniektórzy reporterzy seplenią i mamroczą. Mają za odpowiedni kręgosłup polityczny.
Na wirtualnychmediach.pl czytam dziś, że od 3 września w soboty w samo południe będzie program Bronisława Wildsteina. Zamiast komedii, która do tej pory był w tym paśmie. I nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Szczęśliwie jest pilot i pewnie z setka innych programów do wyboru. Nie rozwiewa to jednak mojego lęku przed dalszą odbudową.
Iwona Leończuk