30 stycznia już na zawsze zapisał się najczarniejszymi zgłoskami w historii Europy i świata. 81 lat temu urząd kanclerski objął Adolf Hitler. Tego samego dnia, rok temu, Komisja Europejska przedstawiła założenia IV pakietu kolejowego, który dzięki uległości naszego rządu może się stać równie zabójczy, przynajmniej dla polskich przewoźników kolejowych.
Konrad Rychlewski - lewicowiec, wizjoner i patriota
Po raz kolejny forsuje się rolę Polski jako mało wymagającego rynku zbytu dla przedsiębiorstw „starej” Europy, skrzętnie ukrywając to pod płaszczykiem rzekomego dążenia do wzrostu jakości usług kolejowych i konkurencyjności całej europejskiej gospodarki. Rząd powinien w końcu odejść od ślepej wiary w transcendentalne ideały europejskie i podporządkować swoje działania na arenie międzynarodowej wyłącznie żywotnym, gospodarczym interesom naszego kraju.
Co zmienia IV pakiet kolejowy?
Aby móc ocenić skutki proponowanych rozwiązań, trzeba je oczywiście znać. Pierwotnie Komisja Europejska proponowała:
1. Całkowity rozdział zarządcy infrastruktury od narodowych przewoźników kolejowych: Obecnie zdarzają się zarządcy infrastruktury, których jedynym właścicielem jest narodowy przewoźnik w danym kraju. Najbardziej prominentnym przykładem takiego rozwiązania są Niemcy. Komisja dążyła do zagwarantowania operacyjnej i finansowej niezależności od przewoźnika, aby nie preferował on „własnych” pociągów przy udzielaniu dostępu do infrastruktury.
2. Ujednolicenie udzielania certyfikatów bezpieczeństwa i homologacji taboru kolejowego: Jeżeli obecnie chcemy zaoferować pasażerom przejazd pociągiem z Polski do Holandii, to wykorzystywany do tego tabor musi być dopuszczony do poruszania się po sieci kolejowej w każdym z tych krajów z osobna, a nasze przedsiębiorstwo musi zdobyć polski, niemiecki i holenderski certyfikat bezpieczeństwa. Komisja chciała, aby Europejska Agencja Kolejowa wydawała jeden certyfikat bezpieczeństwa i jedno dopuszczenie do ruchu – dokumenty ważne na całej europejskiej sieci kolejowej.
3. Wprowadzenie wymogu przyznawania publicznych przewozów pasażerskich w trakcie otwartych przetargów: Komisja chciała zlikwidować możliwość przydzielania kontraktów na świadczenie publicznych usług przewozowych bez przetargu, poczynając od 2019 roku. Oznacza to, że np. województwo mazowieckie nie mogłoby już przyznać takiego kontraktu bezpośrednio spółce Koleje Mazowieckie.
4. Ochrona praw pracowniczych: Jako swego rodzaju działania osłonowe, KE chciała nałożyć na zwycięzców kontraktów na prowadzenie przewozów pasażerskich obowiązek przejęcia personelu, który dotychczas świadczył te przewozy.
Propozycje zawierały też rzadziej komentowane smaczki. Kraje członkowskie miały udostępnić pewną pulę taboru kolejowego do wykorzystania przez firmy, które wygrałyby przetargi na świadczenie usług przewozowych. Równocześnie ograniczono maksymalną pracę przewozową, którą mógłby objąć pojedynczy kontrakt do 10 mln pockm. Tymczasem same przewozy międzywojewódzkie w Polsce to obecnie około 30 mln pockm rocznie. Byłyby więc potrzebne co najmniej 3 oddzielne przetargi na świadczenie takich usług.
Co się zmieniło w trakcie negocjacji?
Komitet ds. Transportu i Turystyki Parlamentu Europejskiego, podczas swojego ostatniego posiedzenia 17 grudnia 2013 roku, naniósł pewne zmiany przed przekazaniem dokumentów IV pakietu kolejowego pod ostateczne głosowanie w Parlamencie, zaplanowane na luty br. Ograniczyły się one jednak głównie do wprowadzenia czteroletniego okresu przejściowego w kwestii ogólnoeuropejskich homologacji i certyfikatów oraz odroczenia pełnego wdrożenia wymogu przeprowadzania przetargów na świadczenie usług przewozowych do roku 2022. Ostatnim punktem było też złagodzenie wymogu całkowitej niezależności zarządców infrastruktury, najprawdopodobniej w celu umożliwienia dalszego funkcjonowania modelu niemieckiego. Nie oznacza to jednak, że pewne jest utrzymanie obecnej formuły działalności takich przewoźników jak PKP LHS, PKP Szybka Kolej Miejska w Trójmieście czy Warszawskiej Kolei Dojazdowej.
Co z tego wynika dla Polski?
Przede wszystkim ogromne zagrożenie dla dalszego istnienia rodzimych przewoźników pasażerskich, ale zaczniemy przewrotnie od zalet. Zdecydowanie najjaśniejszym elementem IV pakietu kolejowego są uregulowania dotyczące wydawania certyfikatów bezpieczeństwa i homologacji nowych typów pojazdów kolejowych. Nasi producenci taboru kolejowego, szczególnie firmy takie jak Pesa Bydgoszcz i Newag, od lat skutecznie konkurują już nie tylko ceną produktu, ale też jego jakością, z największymi graczami na rynku. Wielokrotnie wskazywano na ogromną dysproporcję między procedurami homologacyjnymi w Polsce, a w innych krajach Unii. Podczas gdy homologacja jednego typu pojazdu kolejowego w Niemczech to koszt kilku milionów euro, UTK wydaje takie zaświadczenia za kilkadziesiąt tysięcy złotych i to prawie od ręki. Przeniesienie tej funkcji na jedną, ogólnoeuropejską instytucję ukróci ten proceder i znacząco poprawi sytuację naszych rodzimych producentów. To samo tyczy wydawania certyfikatów bezpieczeństwa dla przewoźników. W odniesieniu do Polski dotyczy to przede wszystkim PKP Cargo, drugiego co do wielkości towarowego przewoźnika towarowego w Unii Europejskiej, który mimo dzisiejszych przeszkód biurokratycznych skutecznie konkuruje na rynkach krajów ościennych. Im szybciej zunifikujemy procedury i przekażemy je w gestię Europejskiej Agencji Kolejowej, tym lepiej dla polskich przedsiębiorstw przewozowych i producentów z branży kolejowej. Odciąży to też Urząd Transportu Kolejowego, umożliwiając UTK skupienie się na bieżącej kontroli przestrzegania wymogów bezpieczeństwa na polskiej sieci kolejowej.
W przypadku rozdzielenia funkcji zarządcy infrastruktury i przewoźnika kolejowego sprawa nie wygląda już tak jednoznacznie. Bliska współpraca między przewoźnikami i zarządcą infrastruktury pozwala często skuteczniej radzić sobie z sytuacjami kryzysowymi, z jakimi mieliśmy do czynienia choćby przed tygodniem. Czy będzie ona przebiegała równie sprawnie, jeżeli na torach będzie kilku lub kilkunastu dużych przewoźników? Co z przejściowymi lub długookresowymi ograniczeniami przepustowości z powodu awarii lub modernizacji sieci? Jak sprawiedliwie rozdzielić uszczuploną przez nie przepustowość sieci kolejowej między różne podmioty? Jak należy traktować pociągi różnych przewoźników różnej kategorii, jeżeli wystąpią lokalne opóźnienia? Moim zdaniem salomonowym rozwiązaniem byłoby pozostawienie możliwości funkcjonowania zarządców, którzy równocześnie świadczą usługi przewozowe, o ile pozostawi się zapis umożliwiający innym krajom członkowskim wykluczenie takiego przewożnika z udziału w przetargach na świadczenie przewozów kolejowych. Śmiem twierdzić, że włodarze np. Warszawskiej Kolei Dojazdowej nie marzą o podbiciu hiszpańskiego, francuskiego czy brytyjskiego rynku przewozów kolejowych. Nie miałoby to na nich więc większego negatywnego wpływu. Wręcz przeciwnie, umożliwiłoby im oraz PKP, SKM w Trójmieście i PKP LHS funkcjonowanie na dotychczasowych zasadach. Mogłoby też stanowić formę obrony przed zdominowaniem rynku przewozów przez zbyt silnych graczy takich jak Deutsche Bahn.
Więc w czym tkwi problem?
Przy przyjęciu przepisów IV pakietu kolejowego w obecnym brzmieniu rok 2022 możemy uznać za rozpoczęcie procesu likwidacji polskich przewoźników pasażerskich. Ani wiecznie niedofinansowane Przewozy Regionalne, ani nawet budowane z wielkim zapałem od kilku lat samorządowe spółki przewozowe nie wytrzymają konkurencji z zachodnioeuropejskimi gigantami, firmami państwowymi, których potęga była budowana od lat, zresztą z pieniędzy podatników. Jest to niczym starcie nafaszerowanego sterydami mistrza wszechwag z początkującym młodzikiem amatorem. Firmy te będą mogły z łatwością zastosować stawki na tyle niskie, aby zniszczyć rodzimą konkurencję i odbić sobie początkowe straty po zmonopolizowaniu rynku. Wcale nie musiałoby tak być, gdyby nie wroga kolejom polityka polskich rządów przez ostatnie 25 lat. Tego tak szybko nie da się już nadrobić.
Są tacy, którym taki scenariusz wcale nie kojarzy się źle, którzy wręcz nie mogą się doczekać upadku polskich firm przewozowych, którzy marzą o daniu wycisku PKP, o zrewanżowaniu się za szron na sieci, śnieg w korytarzach i lód w toaletach. Oczywiście, że wszelkie niedogodności dla pasażerów martwią, a odpowiedzialni za nie muszą bezzwłocznie ponieść odpowiedzialność, ale czy warto bezpowrotnie niszczyć całą firmę? Jest też drugi, bardziej ogólnikowy aspekt. Wielu z moich znajomych kibicowało nowym operatorom pocztowym, otwarcie ciesząc się z tego, że udawało im się obejść monopol na dostarczanie listów poprzez dołączanie drobnych ciężarków do przesyłek, co czyniło je wystarczająco ciężkimi, aby nie podpadały pod ówczesne regulacje. Ludzie tacy nie rozumieją niestety istoty usługi publicznej. Poczta Polska miała za zadanie zagwarantować powszechny, przystępny dostęp do usług pocztowych na terenie całego kraju, nie tylko tam, gdzie nakazywałby to trzeźwy rachunek ekonomiczny. Łatwością było więc konkurowanie z nią niższą ceną tam, gdzie gęstość zaludnienia i ilość dostarczanych przesyłek były znacznie wyższe. Powodowało to jednak, że niszczono bilans ekonomiczny między dochodową działalnością w regionach silnie zurbanizowanych i z konieczności deficytową działalnością na terenach wiejskich. Jeżeli jednak brakuje nam dochodów, które wcześniej równoważyły nam straty, to możemy albo drastycznie ograniczyć ofertę na pozostałych obszarach kraju, albo znacząco podnieść ceny, tym samym czyniąc ją jeszcze bardziej nieatrakcyjną i przyczyniając się do pogłębienia różnic w jakości usług i, co za tym idzie życia, w różnych zakątkach naszego kraju. Nie inaczej będzie, jeżeli lukratywne przewozy na najbardziej obleganych trasach przypadną zachodniej konkurencji, a nasi przewoźnicy „zostaną” na liniach, do których trzeba będzie dopłacać. A przecież inwestycje z wkładem finansowym Unii Europejskiej pochodzą z Funduszu Spójności...
To jeszcze nie wszystko. Ilu z Państwa spotkało się z sytuacją, w której podróżny, który kupił np. bilet na TLK, musiał ponownie zakupić bilet w pełnej wysokości ceny tylko dlatego, że wsiadł do InterREGIO? Czy występowanie wielu całkowicie niezależnych od siebie przewoźników na polskiej sieci kolejowej zwiększy zdezorientowanie pasażerów, czy je zmniejszy? A co z uzupełnianiem się funkcji kolei regionalnej i dalekobieżnej? Jeżeli obie funkcje będą świadczone przez różnych operatorów z różnych krajów, to kto i jak zadba o dogodne dla pasażerów skomunikowania? Wymóg zatrudnienia personelu, który dotychczas wykonywał przewozy na danym terenie, przez przewoźnika, który wygrał kontrakt na świadczenie usług przewozowych, też zakrawa na żart. Jakich korzyści finansowych mamy się spodziewać, jeżeli nowy operator będzie musiał przejąc wszystkich zatrudnionych. Pamiętajmy, że w niektórych rodzajach przewozu koszt robocizny to 30% ogólnych nakładów. A co się stanie, jeżeli nowy przewoźnik co prawda zaoferuje pracownikom miejsca pracy, ale na warunkach, które nie będą dla nich do zaakceptowania? Jeżeli pracownik będzie chciał „dobrowolnie” odejść, to przecież nawet KE go nie zatrzyma.
Może dzięki IV pakietowi kolejowemu faktycznie będziemy bliżsi zrealizowania pewnej wizji Europy, ale czy do tej wizji należy dążyć? Czy dzięki temu naprawdę ludziom będzie żyło się lepiej? Czy ktoś ten szczegół jeszcze w ogóle bierze pod uwagę? Nasz rząd winień zawetować postanowienia IV pakietu kolejowego w części dotyczącej organizowania przetargów na przewozy pasażerskie, równocześnie dążąc do jak najszybszego wdrożenia dyrektyw o przejęciu przez Europejską Agencję Kolejową zadań homologacyjnych i wydawania certyfikatów bezpieczeństwa. Możemy się ponadto zgodzić na rozdział zarządców sieci i przewoźników kolejowych, ale tylko przy zastosowaniu opisanych wcześniej rozwiązań. Nie byłbym sobą, gdybym nie miał własnej wizji rozwoju polskich kolei, ale o tym w jednym z najbliższych wpisów.