A może jest to w jakimś sensie niesprawiedliwe i należałoby coś z tym zrobić? Na przykład łamiąc powszechnie prawa autorskie anglojęzycznych twórców? A także udzielając Grekom z uśmiechem na twarzy kolejnych pożyczek na spłatę ich długów?
Amerykanie lubią powtarzać „the sky is the limit“ zaświadczając o swoim przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych. W szczególności jest to prawdą dzisiaj, jeżeli dobrze się mówi po angielsku. Można wtedy łatwiej dostać dobrą pracę, swobodnie podróżować, korzystać z „anglosaskich“ dobrodziejstw kultury, filmów z Hollywoodu, ale przecież także tych bardziej wyszukanych. Chłoniemy amerykańską kulturę, a właściwie to ona chłonie nas. Jesteśmy jak budowniczy biblijnej wieży Babel, uczymy się angielskiego, żeby stworzyć jeden globalny lud. Ten pomysł nie podobał się Bogu Jawhe. Pomieszał więc budowniczym Babel języki, dzieląc ich na różne narody, by przez to uniemożliwić budowę wieży. Nie podoba się to też jednemu z najwybitniejszy współczesnych teoretyków polityki – Philippe van Parijs - który przkonywał mnie dzisiaj rano, że powszechne posługiwanie się językiem angielskim nosi znamiona niesprawiedliwości. Na szczeście można coś z tym zrobić.
Czy potrzebujemy współczesnego lingua franca?
Jest takie ładne określenie – lingua franca – które w swoim ogólniejszym ujęciu odnosi się do szeroko używanych języków, będących środkiem komunikacji między różnojęzycznymi grupami ludzi. W przeszłości rolę taką pełniły m.in. łacina łącząca średniowieczną Europę aż po czasy nowożytne, czy wreszcie nowożytny język francuski w kołach dyplomatycznych, lub język niemiecki w XIX i XX wieku szczególnie w sferach gospodarczych środkowo-wschodniej Europy. Tyle Wikipedia. Ale czy dzisiaj taki wspólny język jest nam w ogóle potrzebny?
Philippe van Parijs w swojej ostatniej książce (Linguistic Justice for Europe and for the World, 2011 – opublikowanej w najbardziej prestiżowej serii publikacji w dziedzinie teorii polityki - Oxford Political Theory) mówi nam, że tak. To proste: taki języki jest nam potrzebny do tego, żeby komunikować się ponad granicami. Jest nam potrzebny jako instrument argumentacji i (to ważne!) mobilizacji. Tylko mając do dyspozycji taki instrument będziemy w stanie stawić czoła współczesnym i przyszłym wyzwaniom, jakie przed nami stają – gospodarczym, środowiskowym, kulturowym (migracje etc.) i wszelkim innym, które przekraczają granice państw i kontynetnów. Aha, jeszcze jedno. Ten instrument musi być tani. Tzn. można sobie wyobrazić, że będziemy się komunikować i mobilizować przez tłumaczy. Tyle, że to się nie bardzo opłaca. Lepiej uwżywać języka... no właśnie, jakiego?
Czy angielski musi być współczesnym lingua franca?
Odpowiedź jest prosta: tak. Już się nim de facto stał. Dane Eurobarometru pokazują wyraźnie, że na przestrzeni ostatnich lat w Europie większość języków narodowych zanotowało tylko niewielki przyrost osób, które by się nim posługiwały (wyjątki to m.in. niemiecki, co związane jest dużym napływem populacji Turków od Niemiec i Austrii). Licza osób, które deklarują, że posługują się językiem angielskim wzrosła natomiast dramatycznie – z 25% do 75% populacji obywateli Europy. Na zainteresowanie nauką języka angielskiego ma wpływ wiele czynników, ale największą rolę odgrywają tu: prawdopodobieństwo tego, że będzie się tego języka w przyszłości używało i faktyczne jego używanie. Oba czynniki wpłynęły istotnie na to, że angielskiego się w Europie uczymy. I to samo robi cały świat.
Czy to jest niesprawiedliwe?
Takie czasy, ktoś by mógł powiedzieć. Zgoda. Trzeba się dostosować, jeżeli chce się w życiu odnieść sukces. Ale warto pamiętać, że są przynajmniej cztery powody, z uwagi na które można dojść do wniosku, że coś tu jest nie tak. Mówił o nich dzisiaj rano van Parijs.
1) Razem z posługiwaniem się językiem angielskim pojawia się hegemonia ideologiczna/kulturowa. Angielski nie jest neturalnym językiem, być może żaden nie jest, ale angielski nie jest nim na pewno. Razem z nim kupujemy pewne wzorce kulturowe, zgadzamy się na określoną dystrybucję wpływów, w gospodarce, w polityce, w kulturze.
2) Jeżeli lingua franca ma rzeczywiście służyć do tego, żeby umożliwiać komunikację i mobilizację dla rozwiązywania różnych globalnych problemów można o nim myśleć jako o dobru publicznym, tj. takim, z którego nikt nie powinien być wykluczony. Tymczasem ludzie, dla których jest on językiem ojczystym nie tylko nie są z posługiwania się nim wykluczeni. Mają nad nami, tj. nad tymi, dla których angielski językiem ojczystym nie jest, istotną przewagę. Zmuszają nas do poniesienia dodatkowych, niebagatelnych kosztów związanych z nauką angielskiego. Kto ma je ponieść? My sami?
3) Zmuszają nas do nauki angielskiego choćby dlatego, że znajomość angielskiego jest traktowana dziś jako wartość. Bez niej trudno dostać dobrą pracę, korzystać z dób kultury etc.
4) Wreszcie godność języka, a właściwie innych języków. W jaki sposób bronić języków narodowych przed utratą atrakcyjności, przed stagnacją? Język musi być żywym tworem, rozwijać się. Jest też wytworem przeszłości, przejawem kultury, narzędziem, dzięki któremu rozumiemy się jako społeczeństwo, jako naród.
Wydaje się zatem, że argument van Parijsa o rzekomej niesprawiedliwości językowej nie jest wcale przesadzony. Co więcej podsuwa on nam kilka prostych rad, które mogą na pomóc przełamać te przejawy niesprawiedliwości.
1) Musimy używać angielskiego jako swoistego megafonu. Musimy go używać, żeby zostać usłyszanym, żeby powiedzieć, że mamy swoje wartości, w które wierzymy, i które wcale nie muszą być zgodne z tym, co mówią Bush, Obama czy Sean Penn.
2) Jednym z najlepszych sposobów uczenia się języka jest dostęp do kultury – muzyki, filmu, what have you. A ponieważ kultura popularna stała się dzisiaj niemal tożsama z kulturą amerykańską, nic więc dziwnego, że to amerykańscy twórcy najgłośniej opowiadają się za surowym reżimem prawa autorskiego i jego egzekucji. W świetle sprawiedliwości językowej nie ma (dobrych) powodów, dla których nie można czynić jak najlepszego użytku z szarej strefy dostępnych w internecie dóbr anglojęzycznej kultury. I należy tej strefy bronić za wszelką cenę właśnie w świetle argumentu sprawiedliwości.
3) Skoro angielski jest taką wielką wartością w naszym życiu osobistym i zawodowym należy kształtować politykę, która sprzyja jego nauce. van Parijs daje przykład, który wydawałby się błahy, ale okazuje się, że odgrywa dużą rolę w rzeczywistości. Dlaczego Szwedzi, Finowie czy Holendrzy mówią po angielsku dużo lepiej niż, dajmy na to, Włosi czy Francuzi? Otóż dlatego, że ta pierwsza grupa krajów zakazuje w telewizji i kinie dubbingu. W zamian stosuje się napisy w języku narodowym. Filmy odtwarzane są natomiast w oryginalnej wersji językowej.
4) W jaki sposób bronić godności języka? Stosując w praktyce zasadę terytorialności. Jeżeli chcesz się gdzieś przeprowadzić, do jakiegoś kraju, miasta czy kantonu, musisz nauczyć się oficjalnego tam języka, wysłać dzieci do szkoły, w której zajęcia odbywają się w tym właśnie języku. To tylko kilka przykładów stosowania zasady terytorialności w praktyce. Ma ona oczywiście swoje wady, jest kosztowna, moża oznaczać „drenaż mózgów“ do krajów, gdzie mówi się po angielsku – do Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych. Migracja jest łatwa w Stanach, gdzie problem języka w zasadzie nie istnieje. Można się przenosić ze stanu do stanu w poszukiwaniu pracy, co jest zresztą bardzo powszechne. W Europie, właśnie ze względu na aspekt jest to wiele trudniejsze. Wymaga to dużych nakładów związanych z koniecznością nauki języka. Kiedy się te nakłady poniesie, chciałoby się już tam zostać. A co jeśli kraj aukrat bankrutuje, tak jak wydawało się, że zbankrutuje Grecja? Odpowiedzią może być tylko wzmocnienie systemu redystrybucji dochodu narodowego wtedy, kiedy sytuacja tego wymaga, tak jak dzisiaj w Grecji – konkluduje van Parijs.
Niecały tydzień temu obchodziliśmy w Polsce Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Z tej okazji Pan Prezydent wziął udział w uroczystej gali etc. Zorganizowano też fajną kampanię społeczno-edukacyjną „Ojczysty - dodaj do ulubionych". Ma ona przypominać – jak czytam – „o roli i miejscu języka ojczystego w życiu Polaków, ma przyczynić się do podnoszenia świadomości językowej, do ugruntowania poczucia, że polszczyzna jest tworzona przez każdego użytkownika i że to każdy z nas jest za nią odpowiedzialny.“ Tak samo jest dzisiaj z językiem angielskim. Każdy z nas jest za jego rolę w naszym życiu, w polityce, gospodarce i kulturze odpowiedzialny.
Ksiązka van Parijsa dostępna jest z wydawnictwa Oxford University Press.