Jeżeli Polska jest, jak chciałby JM Rymkiewicz, żubrem, którego należy ugryźć w zad, to Włochy są dziewczyną w śpiączce. W kolejce do jej wybudzenia są lekarze, klauni, a także pewien książe. Ci pierwsi mają dla śpiącej dziewczyny metody sprawdzone - oto nauka w służbie medycyny, wokół szpitalnego łóżka gromadzą się już niecierpliwie Pier Luigi Bersani i profesor Monti. Były komik, Beppe Grillo, który wprowadzi do sejmu ponad stu posłów będzie próbował ją budzić śmiechem, w tym poprzez ośmieszanie inicjatyw lekarzy, co może się jednak okazać przeciwskuteczne. Spora grupa Włochów wciąż liczy też na księcia Berlusconiego, który ma się zjawić na białym koniu i obudzić dziewczynę pocałunkiem. Lekarze nie chcą go jednak do dziewczyny dopuścić obawiając się, że zamiast obudzić pocałunkiem, będzie próbował ją zgwałcić.
We Włoszech pojawiły się wstępne, sondażowe wyniki wyborów do parlamentu. I chociaż na włoskich sondażach można polegać tak jak na rozkładzie jazdy PKP zimą, to wszystko wskazuje na to, że zadania utworzenia rządu podejmie się Partia Demokratyczna (wł. Partito Democratico, PD) pod przewodnictwem Pier Luigiego Bersaniego. PD, w myśl włoskiego prawa wyborczego, osiągając większość głosów, ale mniej niż 340 spośród 630 miejsc w Sejmie, otrzymuje premię pozwalającą na utworzenie gabinetu większościowego w niższej izbie parlamentu.
Niewiele mniej głosów niż PD zdobyła partia Berlusconiego - Lud Wolności (Il Popolo della Libertà, PL). Energia polityczna byłego premiera wciąż zatem nie gaśnie, a PL pozostaje znaczącą siłą, w szczególności w Senacie, w którym niektóre sondaże dają jego koalicji większość.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że kluczem do włoskiej polityki krajowej jest nie Sejm, a właśnie Senat, który był przez ostatnich dwadzieścia lat “gwarantem” dysfunkcjonalności włoskiej polityki. O połowę mniejszy niż Sejm, ale w takim samym stopniu wpływowy, wybierany jest w podobny sposób, co izba niższa, tyle że nie na poziomie krajowym, a na poziomie lokalnym. Krótko mówiąc, partia, która wygrywa w danym regionie (a jest ich w sumie 26), np. w Toskanii dostaje 55% należących do danego regionu miejsc w Senacie. Korzystają na tym wszystkie partie, co w przeszłosci dawało niemal gwarancję tego, że w izbie wyższej żadnej większości nie będzie. Można się spodziewać, że ten impas będzie się starała przełamać PD wespół z partią Chrześcijańsko-Demokratyczną obecnego premiera "technokraty" Mario Montiego, co jednak wcale nie musi zakończyć się powodzeniem. Koalicja Berlusconiego też ma na to duże szanse, co w sytuacji, kiedy PD rządziłoby w sejmie, zakończyłoby się pewnie jakąś katastrofą.
Być może najciekawszym zjawiskiem tych wyborów było pojawienie się kilku partii "partyzanckich", przede wszystkim Ruchu Pięciu Gwiazd (MoVimento 5 Stelle) komika Beppe Grill'ego, który w swoim populistycznym i efekciarskim postępowaniu do złudzenia przypomina Janusza Palikota. Do polityki trafił robiąc sobie z polityki żarty, ale dotykając w nich z roku na rok coraz poważniejszych spraw. W ostatnich paru latach zajął się w szczególności krytyką korupcji, m.in. publikując regularnie aktualizowaną listę członków parlamentu, którym przedstawiano zarzuty karne. Przy finansowym wsparciu czytelników w 2005 wykupował ogłoszenia prasowe, m.in. wzywające do dymisji prezesa Banku Włoch, postulował także usunięcie z parlamentu osób skazanych za przestępstwa kryminalne. I o ile Grillo, podobnie jak w Polsce Palikot, wprowadzi do włoskiej politylki trochę świeżości, o tyle, z uwagi na ilość przypadkowych osób, które z ramienia jego partii zasiądą w obu izbach (sam Grillo nie kandydował), przy braku programu i jednoczesnym braku zdolności koalicyjnej może być raczej przeszkodą niż motorem napędowym zmian.
Osobiście wiązałem nadzieję z partią Zatrzymać Upadek (Fermare il Declino) skupioną wokół kilku naprawdę wybitnych, włoskich ekonomistów (chociażby Luigiego Zingalesa z Uniwersytetu Chicago). Ich programem, zgodnie z tym, czego możnaby się spodziewać po grupie konserwatywnych ekonomistów, było zredukowanie długu publicznego o 20% PKB, zmniejszenie wydatków publicznych o 6% PKB, zmniejszenie podatków o 5% PKB, a także wprowadzenie reformy uniwersytetów i szeroko zakrojonej prywatyzacji, a wszystko w ciągu jednej, pięcioletniej kadencji. Tuż przed wyborami FD przeżywała jednak problemy w związku z wyjściem na jaw faktu, że jej lider, Oscar Giannino, zupełnie jak Aleksander Kwaśniewski, kłamał w sprawie swojego magisterskiego wykształcenia. Na znak protestu przeciw Giannino z partii wystąpił Zingales. Sondaże po zamknięciu lokali wyborczych nie dają raczej FD większych szans.
W kolejce do wybudzenia śpiącej dziewczyny mamy zatem lekarzy, klauna i księcia. (Chociaż większość Włochów wsadziłaby ich najchętniej wszystkich do tego drugiego, cyrkowego worka). Czy któremuś z nich uda się Włochy przebudzić? Tytuł tego wpisu zaczerpnąłem z filmu dokumentalnego (“Girlfriend in a Coma”) autorstwa byłego redaktora magazynu The Economist - Billa Emmott'a i dziennikarki Annalisy Piras o społeczno-ekonomicznej sytuacji we Włoszech. Miał swoją premierę kilka tygodni temu w Brukseli, a teraz objeżdża kina w innych krajach Europy. Można go też obejrzeć w internecie.
W przystępny sposób opowiada on o tym, o co toczyła się w tych wyborach walka. Włochy, pomimo zgromadzonego przez dziesięciolecia bogactwa, a być może właśnie z jego powodu, są jedną z najwolniej rozwijających się gospodarek na świecie. To z kolei przekłada się na wysokie bezrobocie. Skala korupcji i wpływów mafii, szczególnie w południowej części kraju jest trudna do wyobrażenia i nieporównywalna z niczym, co kiedykolwiek miało miejsce w Polsce.
Bardzo zła jest też atmosfera, nazwijmy ją, społeczena, szczególnie wśród ludzi młodych. Jakiś czas temu gorącą debatę wywołał otwarty list dziekana rzymskiego uniwersytetu Luiss, Piera Luigiego Celliego skierowany do syna, opublikowany w La Republicca. Celli pisał: „ten kraj, twój kraj, nie jest już miejscem, gdzie można pozostać z dumą...dlatego z sercem cierpiącym bardziej niż kiedykolwiek, dam Tobie, który kończysz właśnie studia, dobrą radę: wyjeżdżaj za granicę. Wyjeżdzaj tam, gdzie wciąż ceni się lojalność, respektuje i podziwia merytoryczność i wyniki.“
Piszę tu o Włoszech, bo to tutaj zakończyły się dzisiaj wybory, ale to samo mógłbym napisać o Grecji czy Hiszpanii. Kraje, które jeszcze niedawno wydawyały się nam, Polakom, rajem do życia, wielu, badzo wielu młodym ludziom, moim włoskim, greckim i hiszpańskim znajomym i przyjaciołom, wydają się być koszmarem. Kryzys w jakim są Grecja, Hiszpania i Włochy powinien nam wszystkim, w Polsce, przypominać o tym, że żadne społeczeństwo nie jest wystarczająco mądre, żeby siebie nie krzywdzić. Nie jest on następstwem jakiegoś sprzeniewierzenia się losu, tylko konsekwencją złych i bardzo złych decyzji podejmowanych przez kolejne, demokratycznie wybrane rządy.
Powinniśmy uważniej niż to robiliśmy dotychczas obserwować to, co się dzieje na południu Europy i starać się lepiej zrozumieć przyczyny problemów krajów południa by dziś i jutro nie powtarzać ich błędów.