Zło doskonałe
W „Tańcu z gwiazdami“, aby ukryć przed okiem jury niedociągnięcia tańczących celebrytów, puszczano po podłodze dym. W „Bitwie pod Wiedniem“ niejaki Martinelli puszcza dym, mgłę i komputerowy śnieg, aby ukryć przed widzem to, czego i tak ukryć się nie da. Brak talentu.
Karolina Korwin-Piotrowska - dziennikarka TVN Style; wydała ksiązkę "Bomba czyli alfabet polskiego szołbiznesu", prowadzi rubrykę "Bomba tygodnia" w tygodniku "Wprost"; pisze do "Art&Business", HBO i "Party", Ambasadorka serii filmów niezależnych wydawanych na dvd pod nazwą "REBEL REBEL", od 7 lat prowadzi "Magiel Towarzyski" w TVN Style.
To nie jest zły film. To film żałosny. To film po prostu straszny pod każdym względem. Jeśli ktoś chciał kawał historii sprowadzić do koszmarnego i nudnego przedstawienia drewnianych marionetek, udało mu się to znakomicie. Dziwne, bo Włosi mają tradycję w kręceniu historycznych gniotów, które jednak nawet dzisiaj dają się ogladać. Niestety „Bitwa pod Wiedniem“ nie daje się oglądać w ogóle...
Tu wszystko jest złe. Naprawdę. To film doskonale zły. Począwszy od dramatycznie napusznej czołówki i pierwszej sceny, nakręconej chyba na blue boxie rodem z głębokiego NRD... Zresztą cały film sprawia wrażenie nakręconego na niebieskim/ zielonym tle, w celu chyba obniżenia kosztów, bo nie o jakość estetyczną tu chodzi, co jedynie zachęca do zadania pytania - gdzie są te miliony, także (o zgrozo!) z PISF? Ale to temat na osobny tekst.
Dialogi są kompletnie drewniane. Tego nie da się słuchać. W telenowelach wenezuelskich i „Klanie“ robią to lepiej. Naprawdę, to, co mówią nabotoksowane kukiełki w "Modzie na sukces" to czysta poezja przy komunikatach z "Bitwy...". Aktorzy coś wygłaszają i nic z tego nie wynika. Fatalny jest pomysł z wprowadzeniem estetyki fantasy. Dochodzi do tego, że polski widz zaczyna w trakcie tego filmu myśleć z rozczuleniem o słynnym estetyczno- dramaturgicznym gniocie, jakim był „Wiedźmin“ i jego „efektach specjalnych“. Konia z rzędem temu, kto powie, po co w filmie jest pewien szary wilk. Rozumiem, że autor „scenariusza“ zapatrzył sie w „Dekalog“, gdzie była postać grana przez Artura Barcisia. Postać ta była w każdym odcinku, nic nie mówiła, a wkurzała wszystkich i każdy o nią pytał. Podobnie jest tutaj z wilkiem. NIkt nie wie, po co on jest i czy jest szczepiony. Wszystko skąpane w dymie, mgle i komputerowym śniegu. Aż się niedobrze robi.
Od pierwszej, strasznej i skąpanej w sztucznym śniegu sceny, jak powiedziałam, jest tylko gorzej. Jedyne na co jeszcze w miare wytrwały i zdesperowany widz czeka, to polscy aktorzy, bo są mocno obecni w czołówce i miesiącami wciskano nam kit, że grają we wspaniałej superprodukcji oraz słynna tytułowa bitwa. Wszak przez lata uczono nas w szkole, że to był triumf polskiego oręża i słynna szarża husarii.
Zacznijmy od aktorów. ABC, Alicja Bachleda- Curuś, nasza eksportowa gwiazda, miota się na prawo i lewo, wzbudzając uśmiech politowania, bo widać, że się stara, ale niestety - nie ma nic bardziej smutnego niż dobry aktor w fatalnym filmie. Podobnie Adamczyk, który gra marionetkową postać rodem z kiczowatej operetki dla transwestytów. Do tego Olbrychski, który na szczęście niemal nic nie mówi i nawet nie ma jak „dowyglądać“, a szkoda, bo Olbrychski na koniu wygląda świetnie. Ale zabrano nam i takie estetyczne fajerwerki.. Szyc zaś tylko klęczy z bolesnym wyrazem twarzy, bo chyba wie, że to najgorszy rok w jego karierze, a Skolimowski chyba jako jedyny zdaje sobie sprawę, w czym bierze udział i ma minę, jakby myślał tylko o stanie konta, a nie o rozgromieniu Kara Mustafy. To w sumie logiczne. Jak się tonie, chyba lepiej czymś konkretnym zająć myśli.
Jest i bitwa. Tutaj to jakaś bitewka z efektami komputerowymi rodem z lat 70. Powiedzieć; żenada, to mało. Miało być patriotycznie i patetycznie. Jest za to coś, czego wolałabym nigdy w swoim życiu nie oglądać, bo obraża moją inteligencję, wrażliwość i nie jestem w stanie się z tego nawet śmiać. Po prostu mówię: „nie“. Widz nie jest niewidomym kretynem. Nie da sobie każdego szajsu wcisnąć. Widz w 2012 roku, czego może Martinelli nie wie, albo nie sprawdził, widział takie filmy jak „Troja“, „Braveheart“ czy serial pokazywany w HBO pt. "Spartakus". Wie, jak wygląda scena walki, jak tryska krew, jak padają jeźdzcy. Widz widział, często dziesiątki razy, „Pana Wołodyjowskiego“ (1969), „Potop“ (1974), „Ogniem i mieczem“ (1999) czy nawet „Bitwę Warszawską“ (2011). Nie na darmo podaję jako przykład filmy Jerzego Hoffmana, wielkiego wizjonera polskiego kina. Bo on, ponad 40 lat temu, nakręcił sto razy lepszą szarżę niż to, co widzimy w „Bitwie pod Wiedniem“.
Hoffman, mam nadzieję, nie oglądał tego gniota i nie zdenerwował się. Nie zasłużył sobie na to, by coś tak potwornego widzieć kiedykolwiek.. Bo gdyby on miał te pieniądze, jestem pewna, że zrobiłby świetny film i taką szarżę husarii, że bylibyśmy dumni. Bo nikt tak jak on nie potrafi tego zrobić.
A tak mamy wiedeński kac i świadomość, że zmarnowaliśmy okazję do pochwalenia się jednym z niewielu fenomenalnych zwycięstw polskiego oręża.
Szkoda. Nie idźcie na to. Nie ma sensu tracić czasu na taki gniot. Włączcie sobie na dvd „Potop“ albo „Pana Wołodyjowskiego“.