
Państwowe systemy opieki zdrowotnej napotykają na swojej drodze coraz więcej problemów. Jednym z poważniejszych są narastające braki personelu medycznego - właściwie każdego szczebla. To tu pojawia się miejsce na sztuczną inteligencję, która odpowiednio wykorzystana możne znacząco usprawnić i polepszyć kondycję polskiej służby zdrowia - mówi Adam Hirschfeld, lekarz pracujący na oddziale neurologicznym i udarowym.
REKLAMA
Zamykane oddziały i wydłużające się kolejki do zabiegu czy po poradę specjalisty to dzisiejsza norma. Nikogo to już nie dziwi, choć większość z nas nadal bulwersuje. Społeczne oczekiwanie szybkiej i profesjonalnej opieki medycznej, choć słuszne, rozbijają się w kontakcie ze ścianą rzeczywistości.
Możemy oczywiście wytykać się wzajemnie palcami i poszukiwać winnych obecnego stanu. Jednak polowanie na czarownice, choć atrakcyjne medialnie, nie rozwiązuje bieżących problemów. Coraz szerzej otwiera się jednak pewna furtka, za którą kryje się olbrzymi potencjał wsparcia w tym kryzysie. Mowa o sztucznej inteligencji, której intensywny rozwój w dużej mierze zawdzięczamy możliwości upowszechnienia technik uczenia maszynowego. Możemy to hasło rozumieć jako wielokrotne analizowanie pewnego problemu, za każdym razem pod nieco innym kątem, aż do uzyskania najbardziej optymalnej drogi. Proces „uczenia” algorytmu polega na dostarczaniu odpowiednio dużej bazy przykładów, na których może on budować interesujące nas założenia. Tak przygotowany algorytm jest gotów rozpocząć swoją pracę. A samo zastosowanie tej technologii jest wręcz nieograniczone i możemy ją wykorzystać do np. przewidywania rozprzestrzeniania się wirusa czy poszukiwań nowych leków na dotychczas nieuleczalne choroby. Co kluczowe, Z uwagi na ogrom obliczeń i szacunków dokonywanych przez algorytmy my - jako ludzie nie możemy równać się z ich potencjałem. Rzecz w przytłaczającej ilości analiz, które przy wsparciu odpowiedniej technologii wykonywane są w niebywale krótkim czasie. Człowiekowi ręczne wykonanie tego typu zadania zajęłoby prawdopodobnie sporą część życia, zakładając że po drodze by się nim nie znudził. Pamiętajmy jednak, że to człowiek jest autorem tych rozwiązań, a zatem ich niezwykłość to ostatecznie triumf ludzkiego intelektu.
Powinniśmy tworzyć rozwiązania, które odciążą system opieki zdrowotnej
Czy każde rutynowe, okresowe badanie musi być oceniane przez lekarza, czy tylko takie w którym występują odchylenia od normy? Czy boleśnie okrojony w ilości personel szpitalny jest w stanie każdego dnia określić, czy pacjent zjadł wystarczającą ilość pokarmu, wypił odpowiednią ilość płynów, nie stracił na masie ciała? Czy chorzy, których wyniki mogą wskazywać na ciężką chorobę, a być może nie są tego świadomi, nie powinni mieć możliwości szybszej konsultacji z lekarzem?
Każda interwencja, która pozwala skupić się pracownikom ochrony zdrowia na pozostałych zadaniach jest pożądana i potrzebna. Praca w coraz mniej licznych zespołach obciąża i zwiększa ryzyko wszelkiego typu zaniedbań i przeoczeń. Skoro inne wysokorozwinięte państwa z większą zasobnością krajowego budżetu mają problem w pozyskaniem kadr medycznych, czy nie jest to wystarczający dowód na to, że u nas problem jest i będzie znacznie bardziej nasilony?
Wyobraźmy sobie więc algorytm, który analizuje wykonywane badania klatki piersiowej, a następnie porównuje z dostępnymi wynikami laboratoryjnymi. Ten sam algorytm rejestruje liczbę zachorowań na zapalenie płuc na podstawie stawianych diagnoz. Tak przygotowane rozwiązanie bez problemu byłoby w stanie określić potencjalne regiony wzrostu zachorowań, a następnie odróżnić je od typowych przeziębień i oszacować ryzyko rozwoju epidemii. Algorytm mógłby również kierować ruchem pacjentów, czyli analizować obłożenie łóżek oddziałów różnych szpitali w okolicy, przewidywać gdzie ich zabraknie, a następnie tak kierować chorych by tego uniknąć. Z moich obserwacji wynika, że takie inicjatywy są już w trakcie rozwoju, a nawet wdrażania w zagranicznych placówkach. W Polsce także posiadamy absolutnie wszystkie potrzebne narzędzia do tworzenia różnego typu usprawnień - od analizy i automatyzacji dokumentacji medycznej po współuczestniczenie w rozpoznawaniu chorób.
Niski poziom innowacyjności w Polsce
Pytanie brzmi, dlaczego nie widzimy na co dzień upowszechnienia tego typu funkcjonalności? Odpowiedź dr Hirschfelda brzmi, bo szukamy w złym miejscu. Według wszelkich międzynarodowych rankingów innowacyjności jesteśmy daleko w tyle za resztą Europy i świata. Raport Innowacyjności Unii Europejskiej przygotowany na zlecenie Komisji Europejskiej z 2019 roku wskazuje, że Polska osiąga lepsze rezultaty w dziedzinie innowacyjności jedynie od Rumunii i Bułgarii. Gdy dołączymy do stawki kraje sąsiadujące z UE okazuje się, że wypadamy gorzej od Serbii czy Turcji, możemy za to pochwalić się pokonaniem Macedonii Północnej i Ukrainy. Od lat nic się w tym względzie nie zmienia. Mamy zatem realny wskaźnik „jakości” wykorzystania środków unijnych.
Przyczyn tego stanu można upatrywać w wielu aspektach. Rozpatrzmy jeden z nich. W obszarze sztucznej inteligencji brakuje specjalistów - można powiedzieć, że kadry powstają na bieżąco, bo ta rewolucja dzieje się na naszych oczach. W naszym kraju wszelkie granty czy dotacje ograniczane są masą warunków. Większość z nich absolutnie wyklucza udział młodych, rozwijających się zespołów - a to właśnie one są obecnie w większości odpowiedzialne za tworzenie rewolucyjnych technologii sztucznej inteligencji na całym świecie. O ile w innych ugruntowanych dziedzinach takie kryteria można próbować w jakiś sposób uzasadnić to w przypadku gałęzi nauki, które właśnie się tworzą, zwyczajnie uniemożliwia dostęp do środków. Stąd też utalentowane zespoły są zwyczajnie kupowane, najczęściej razem z ich rozwiązaniami, wypracowanymi w pocie czoła w warunkach „garażu”. Można zapoznać się również z dramatyczną historią polskiego grafenu, czy azotku galu. Naukowcy pozostawieni bez wsparcia, wykluczeni ze swoich własnych projektów takie przykłady również nie zachęcają do podejmowania inicjatyw w rodzimym kraju.
Bez właściwej wizji przegapimy, o ile już tego nie zrobiliśmy, możliwość zapobiegnięcia absolutnej katastrofie sektora ochrony zdrowia. Z każdym dniem ubywa nam niezbędnej kadry, a pozostali na placu boju są przytłoczeni coraz większą liczbą obowiązków. Nieuchronnie prowadzi to do frustracji pracowników i być może - obniżonej jakości usług wobec pacjentów. W rezultacie czeka nas dalszy rozkwit prywatnego rynku dostępnego dla zamożniejszej części społeczeństwa. Tymczasem rozwiązania bazujące na sztucznej inteligencji, upowszechnione na szeroką skalę, mogą przynieść gigantyczne oszczędności dla całego sektora, nie wspominając już o poprawie warunków pracy i skróceniu oczekiwania na procedury medyczne. Tych słów wcale nie trzeba brać „na wiarę”, wystarczy obserwować jak to robią inni, a jak nie jest robione u nas.
