Marcin Kosedowski - odpuściłem sobie studia i etat, żeby prowadzić małą firmę. Prowadzę kilka własnych projektów związanych z marketingiem internetowym.
Niedawno szukałem frontendowca do firmy. Dla wyjaśnienia: frontendowiec dostaje od grafika „rysunek” strony i zapisuje tę stronę tak, żeby była możliwa do otwarcia w przeglądarce. Wszystkie wymagane umiejętności można zdobyć w kilka miesięcy. Wygląda jednak na to, że sporo osób uwierzyło w bzdury o koderach HTML-a zarabiających po 15.000 złotych miesięcznie.
„Za 3000 popracuję dzień w tygodniu”
Na rozmowę przychodzi gość znający HTML i CSS, który robi strony zgodne ze standardami W3C (kolejne wyjaśnienie: to były cool w 2005, a 9 lat w IT to całe epoki). Jego strony wyglądem nie porywają, ale to nie problem, bo przecież nikt nie każe mu być grafikiem, tylko frontendowcem. Na prośbę o wyjaśnienie jak zrobiłby prostą rzecz w jednej technologii, którą według CV zna, odpowiada „a to nie umiem”. Może pracować za 3000 netto, ale tak do 20 godzin w tygodniu (pół etatu).
Inny pan jest jeszcze lepszy:
3000 złotych na 1/5 etatu! Policzmy. To daje 15.000 na rękę miesięcznie, czyli 180.000 rocznie! Koszty pracodawcy wraz ze wszystkimi składkami to 300.000 złotych rocznie (pracownik wpada w drugi próg podatkowy).
Nie, to się nie zdarza
Podpowiem Ci coś. Żeby wystarczyło na twoje wynagrodzenie, pracodawca musiałby sprzedać strony za trzysta tysięcy rocznie. Mowa o samym frontendzie, nie o aplikacjach webowych! Zakładając, że robiłbyś jedną stronę-wizytówkę na dwa dni i pracowałbyś przez 200 dni w roku, szef musiałby znaleźć Ci 100 klientów za 3000 złotych każdy. Serio?
Zagranico tyle płaco. Albo i nie
To może inaczej? Ostatnio rozmawiałem ze znajomym, którego agencja działa na rynkach Europy Zachodniej. Początkowo stwierdził, że 15k netto dla frontendowca jest do zrobienia, jeśli sprzedaje się strony po zachodnich stawkach. Po chwili obliczeń wyszło mu, że sprzedając za granicę strony zrobione w czasie miesiąca przez dobrego frontendowca, wystarczyłoby dokładnie na utrzymanie etatu. Niby wszystko się zgadza, ale jest jedno „ale”. Gdzie koszt znalezienia klienta? Gdzie obsługa? Gdzie praca grafika? Niestety, nawet w takich warunkach to się nie dopina.
Tak, w IT da się zarobić 15.000 złotych
Jedna z polskich firm z pogranicza IT i reklamy aktualnie szuka pracownika, któremu oferuje do 12.000 na rękę. Wymagania? Ładnie nazwana znajomość „pełnego pakietu webowego”. To dużo, dużo więcej niż ja potrzebowałem. Dla zainteresowanych słowa kluczowe: Ruby, bazy danych, XSS. Wszystko poparte „dużym doświadczeniem praktycznym”.
Aha i jeszcze jedno: umiejętność efektywnego dzielenia się wiedzą. No właśnie: dzielenia się wiedzą.
Dopiero przy takim układzie, w którym Ty, doskonały frontendowiec, przekazujesz swoją wiedzę młodszym kolegom, twoje stanowisko ma szanse przynieść zysk firmie.
A żeby ją przekazywać, musisz ją nabyć w praktyce. Serio. Gdyby do przekazania wiedzy wystarczyło przeczytanie jednej książki, kupiłbym każdemu jedną książkę za 50 złotych. I nie płacił Ci 15.000.