Co małżeństwom szkodzi?
Dżumą naszych czasów nazywa wczorajsza „Rzeczpospolita” (str. 5) rozwody, których liczba w zastraszającym tempie rośnie. Cytowani w artykule eksperci przyczyn upatrują w emancypacji kobiet. „One uniezależniają się ekonomicznie i psychologicznie od swoich mężczyzn i często same składają pozwy o rozwód” – mówi dla gazety prof. Zbigniew Nęcki. Stawianie po dwóch stronach barykady praw kobiet i wartości rodzinnych to jednak szkodliwa teoria, z którą polemizuję od roku.
Europosłanka, była Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Traktowania
To prawda, że zdecydowana większość spraw rozwodowych dziś jest zakładana przez kobiety, ale nie dlatego, że stają się ekonomicznie samodzielne! Kobiety nie wychodzą za mąż jako niewolnice, nie są brankami ani bezwolnymi mułami, które trzyma się w domowej niewoli do czasu, aż na skutek emancypacji (to musi być wynalazek moralnie zgniłej Europy) uzyskają zdolność do samodzielnego myślenia i utrzymania.
Rodzina jest autentyczną wartością ważną tak dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Czasy aranżowanych ślubów i przeliczania posagów minęły; prawdopodobnie większość par zawiera związek małżeński z miłości, zaś na codzienne utrzymanie zarabia oboje małżonków, ale raczej nie uważają, że znalezienie pracy = rozwód. Przeciwnie, to brak pracy, a nie ekonomiczna samodzielność małżonków, bywa przyczyną kłótni, frustracji, ekonomicznych problemów i w efekcie rozstań. Nie wykształcenie i samodzielność kobiet, ale brak porozumienia i podobnego postrzegania rzeczy bywają przyczynami rozstań. Kluczowa jest tu dojrzałość w związku obojga partnerów. Można by powiedzieć, że równość tej dojrzałości stawia fundamenty szczęśliwego małżeństwa. Im bardziej ludzie się rozumieją i kochają, im bardziej sprawiedliwie traktują, tym związek jest trwalszy i rodzi się w nim więcej dzieci, a awans ekonomiczny, zarówno kobiety jak i mężczyzny, dobry związek utrwala, poprawia byt rodziny, służy zwiększeniu szczęścia. No chyba, że tylko jedno z małżonków uważa, że ma prawo do awansowania i satysfakcji z pracy, a praca tego drugiego to fanaberia. Wtedy awans małżonka zamiast szczęścia może przynieść zgryzotę.
To prawda, że świadome i samodzielne kobiety być może krócej zastanawiają się nad wyjściem z nieudanego związku, ale przecież to nie zdobycie przez nie pracy jest powodem rozwodu. Rozwody biorą się z braku miłości i poczucia krzywdy, niesprawiedliwego traktowania. Niestety w przypadku kobiet często też z poczucia przeciążenia pracami w domu, które kobiety w ramach „powołania” wykonują co tydzień w wymiarze o 20 godzin wyższym niż mężczyźni. Ale przecież marzeniem kobiet nie jest życie w samotności. We dwoje zwykle łatwiej. Rodzina jest pierwotnym pragnieniem większości ludzi. Musi się bardzo nie udać, aby mając to pierwotne pragnienie, wzmocnione wieloletnim wpajaniem ważności rodziny przez dom, szkołę i Kościół, mimo wszystko z rodziny rezygnować.
Promujmy więc solidarność między kobietami i mężczyznami. Pomóżmy kobietom realizować swoje prawa, a mężczyznom – odnaleźć na nowo tożsamość, w której nie muszą odgrywać rolę macho, aby czuć się mężczyznami. Skoro kobiety chodzą do pracy i zarabiają, odnajdując w tym satysfakcję i szczęście, mężczyźni mają prawo odnaleźć satysfakcję i szczęście w wychowaniu dzieci. Nie chodzi o zamianę ról, ale sprawiedliwy podział wysiłku w pracy i w domu. Bo choć powrót do przeszłości jest niemożliwy, rodzina nie musi być dobrem tak deficytowym. Możemy ją odbudowywać i umacniać, nie zapominając na pewno o jednym – dojrzali ludzie sami wybierają sobie model rodziny, w którym będą się najlepiej realizować. Nie należy ich tylko epatować fałszywymi tezami.