Staliśmy przed hotelem w Gorzowie Wielkopolskim, przed wyjazdem na próbę w tamtejszym teatrze . Próbę przed wieczornym spektaklem. Staliśmy, Ignacy Gogolewski, Jerzy Stuhr, ja oraz kilka osób z naszej ekipy teatralnej. Był 11 listopada, dookoła święto wolności, kilka bannerów z kandydatami startującymi w wyborach do samorządów, wyborach zapowiedzianych na 16 listopada. W Warszawie trwał Marsz dla Niepodległej, Marsz Wolności. Obok nas przechodził mężczyzna , około 50 letni, o kulach. Rozpoznał Jurka i zatrzymał się nieopodal.
Krystyna Janda - Aktorka, Prezes Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
- Panie Stuhr, chodź pan tutaj! – zawołał.
Zdziwiony Jurek, który początkowo żachnął się na ton i na formę tego wezwania, ugrzecznił się i spokojnie ruszył, bo…..przedstawiciel narodu woła, czegoś chce, coś ma konieczność powiedzieć, o czymś zawiadomić, czymś się może podzielić.
- Tak, słucham- podchodząc powiedział Jurek. - O co chodzi?
- O nic! Ja tyko zawołałem pana, żeby pan sobie nie myślał, że jest jakiś lepszy!
- Od pana lepszy? - zdziwił się Jurek.
- Na przykład! - odparł butnie tamten.
- No nie, lepszy nie jestem, bo dziś jest święto narodowe, pan ma wolne, a ja właśnie jadę do pracy. Więc pan jest lepszy.
- No! - potwierdził tamten. Bo żeby panu się nie wydawało! – dodał jeszcze.
- O, nic mi się nie wydaje, szanowny panie, zaręczam - odparł Jurek, przeprosił i odszedł, wracając do nas.
Tamten jeszcze popatrzył z pogardą i poszedł. Nie było punktu zaczepki.
Wieczorem po spektaklu pobiegliśmy do hotelowych telewizorów oglądać warszawskie zadymy, a raczej jak Polacy sobie świętują wolność.
Nie mogłam zasnąć i przypomniała mi się rozmowa z samochodu. Jurek opowiadał nam, że podczas tłumaczenia listy dialogowej jego ostatniego filmu na włoski, był kłopot z przetłumaczeniem słowa chochoł - a w związku z tym zniknęły metafory z „Wesela” - chochoł, otulona przed chłodem róża, rozkwitająca wiosną itd. itd...