Najpierw są szczupli, smukli, gibcy, mają marzenia i są pewni że będą wyjątkowi. Inni niż ich rodzice i lepsi niż rówieśnicy. Potem ich marzenia weryfikuje rzeczywistość i orientują się, że samo się nie staje nic, a ich wybory przynoszą określone skutki. Łączą się w pary z miłości, przypadku lub konieczności i zaczynają iść razem przez kolejne dni.
Krystyna Janda - Aktorka, Prezes Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
Następują wielkie wydarzenia, narodziny dzieci, mieszkanie, lodówka, samochód, telewizor. Praca wciąż nielubiana i traktowana jak zła konieczność. Życie oszczędne i bez pasji. Dzieci dorastają pogardzając nimi, bo myślą, że są i będą inne, że będą lepsi, wartościowsi, szczęśliwsi. Dzieci odchodzą. Oni idą na emeryturę. Są urządzeni, w domu nic nie zmieniają, nie lubią też zmian. Co rano z wielkimi brzuchami, małymi krokami obrażeni na siebie od dawna, nie wiadomo za co, ale za to stale, idą na zakupy i po gazetę. Przed weekendami i świętami na zakupy większe. Jedzenie jest stosunkowo tanie, więc ich głównym zajęciem jest gotowanie i jedzenie.
Wracają do domu, ona sprząta, trochę pierze, on ogląda telewizję, czyta gazetę, wyczytuje z niej że wszyscy kradną, kłamią, chcą dla nich źle lub mają gorzej od niego i spotykają ich same nieszczęścia. Dzieli się z nią gazetowymi frustracjami i dogląda gotujących się potraw. Gotowanie po latach pracy staje się i dla niego atrakcją. Obiad gotuje 4, 5 nawet 6 godzin. Potem jedzą. Siadają potem przed telewizorem i jedzą dalej, tylko co innego niż na obiad. Potem jedzą kolację, produkując w kółko cholesterol. Wieczorem mierzą razem ciśnienie i to jest ich wkład w zdrowie. Potem mają wylew, zator, atak serca lub raka i orientują się że mieli żyć inaczej.
Znam ich. Są szczęśliwi. Nie wpadli w młodości pod samochód, ich dzieci żyją, nie rozwiedli się. Robią po 1 000, 1 500 kroków dziennie.
Twierdzi się że 10 000 kroków to dzienna norma, to aktywne życie. Telefony mierzą ilość kroków.
Pytam wczoraj znajomego lekarza, ile robi kroków. - Około dziewięciu tysięcy. A ty? - odwzajemnia pytanie. – Około pięciu, sześciu tysięcy. Staram się. Szczególnie kiedy gram spektakl (zmierzyłam kiedyś liczbę kroków w każdej roli, telefon miałam w kieszeni kostiumu, lub w staniku jeśli w kostiumie nie było kieszeni. Wszyscy się ze mnie śmiali) - I co? Czujesz że wystarcza? – Nie, jak wracam, przeważnie nocą, chodzę po ogrodzie aż dobiję do 10 000. Patrzy na mnie z uśmiechem. - Ja nie mam siły – mówi - szczególnie po dniach, w których operuję.
Sakramentalne dziesięć tysięcy kroków dziennie. Czy to odmienia los? Twierdzi się że tak. Że to odmienia wszystko.