W roku 2000 założyłam stronę internetową i zaczęłam pisać dziennik. Od początku miałam namiętność i do komputera, i Internetu, i tego wszystkiego dookoła. Także szybko zrozumiałam, jakie znaczenie ma Internet i media społecznościowe, jaka to siła i wolność. Od tego czasu minęło 16 lat. Przez te lata codziennie i każdego dnia, pisałam, odpowiadałam na listy, kompletowałam archiwum, cv, zdjęcia, galerię, znaki i obrazki z całego mojego życia. Dziś jest to prawdziwe kompendium wiedzy o moim życiu zawodowym i dorobku życiowym, trochę bałaganiarskie, ale jest. Zrobione dla mnie, dla dziennikarzy, dla... zainteresowanych.
Krystyna Janda - Aktorka, Prezes Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
Kompletowanie tej strony to godziny, godziny, godziny pracy. Archiwum i narzędzie do kontaktu z ludźmi, do informowania i przyjaźnienia się, do kreowania wizerunku i reklamowania, od dawna już nie tylko moich działań, ale także naszej Fundacji i wszystkich projektów, instytucji, wydarzeń w których uczestniczę. No i tyle. Przez te lata strona zmieniała się dwukrotnie, trzykrotnie modernizowała, zmieniała „szatę”, stale też generowała niemałe koszty. (Kiedyś, podczas moich wakacji włoskich, odpowiadałam na listy z poczucia wierności i obowiązku i zapłaciłam rachunek za telefon 16 tys. tego miesiąca. Mąż chciał mnie przekląć. Drobiazg.)
Tyle lat.
Po co to piszę?
Bo jestem rozczarowana.
Kolejny raz strona wymaga „odświeżenia”, nie, nie „odświeżenia”, zmiany - „motoru” - jak mówią. Postęp w tej dziedzinie jest tak duży, że każdego dnia wszystko w Internecie staje się starsze, nieaktualne technicznie, a razem z tą techniką i nowymi rozwiązaniami przepada zawartość. Kolejny raz staję przed koniecznością zmiany strony, jej rozwiązań technicznych i kolejny raz, mimo przeniesienia jej zawartości, wiele rzeczy przepadnie.
Znudziło mnie to. Chcę, żeby zostawało na zawsze to, co dotąd zrobiłam, zamieściłam. Nawet jeśli jest to stare, nieaktualne i nikogo już nie obchodzi. Nie chcę, żeby to przepadało, a kolejny „macher” od tego (swoją drogą oni są coraz młodsi) powiedział, że jak tym razem postawię stronę, (za ich pomocą) od początku, to będę miała spokój na kilka dobrych lat.
Nie chcę mieć spokoju na kilka dobrych lat! Ja chcę mieć spokój na zawsze. To znaczy, że jeśli za kilka dobrych lat znów nie zrobię nowej strony opartej o najnowsze technologie, to znowu wszystko przepadnie, nie będzie się otwierało, czytało czy milczało jak zaklęte.
Podobno w Internecie nic nie ginie. Ale gdzie to się podziewa? Na mojej stronie teraźniejszej, która jest właśnie przestarzała, jest archiwum mojej starej strony, tej od 2000 roku, ale tam już całkiem umarło wiele rzeczy….
A co będzie jeszcze później, jak już minie te nowe ładnych parę lat? A po mojej śmierci? Nic nie zostanie z tej gigantycznej pracy? Czy jest to medium dla żyjących aktualnie? A potem musi być ktoś, kto to podtrzymuje? Unowocześnia? I za to płaci, za te serwery, szuflady internetowe, przestrzenie starzejących się technologii?
Znudziło mi się.
Od jakiegoś czasu używam FB jak notesu. „Notacje” - dwa dni do przodu, dwa dni do tyłu, gorące uwagi, zdarzenia i koniec. A potem FB wybiera co było ważne i to zostawia, reszta przepada. On sam o tym decyduje! Liczy kliknięcia.
Mój syn, który się zajął tą ostatnią „modernizacją” strony, oświadczył – zrobiłaś za dużo, tego ludzie nie wytrzymują, muszę wybrać najważniejsze i to zamieszczę na nowej stronie. Przeraziłam się - ale wybierzesz według jakich kryteriów? – Internet to podpowiada. Plakaty do filmów z tobą pojawiają się tylko te, o których Internauci pamiętają, decyduje ilość kliknięć, mamo.
A ja nie chcę! Bo to nie te, które są dla mnie ważne! A nagrody? Syn mówi - trzeba zostawić najważniejsze, reszta, te małe, mniej ważne, zapomnieć.
Kiedy dla mnie często te najmniej ważne, ta na przykład kilku kobiet z małego miasteczka, ich nagroda, jest dla mnie ważniejsza niż „palmy”! I jak to rozsądzić?
Nie wiem, zaczęli robić nową stronę, pokazali projekt, niewiele rozumiem z tego, stara strona prawie nie działa, każde włożenie zdjęcia i dwóch zdań do dziennika czasem zabiera mi godzinę, strona umiera technologicznie, tracę ją i to widzę. Tracę jak znanego mi przyjaciela. Trzeba nową ale…ale…to ale…mnie męczy…