31 grudnia, czwartek. Pierwszy w moim życiu sylwester wojenny. Zastanawiam się pod czyją okupacją? Przygotowuję dania i surówkę, każdy coś przyniesie, będzie spokojnie o ile to możliwe, kolacja bez tańców.
Krystyna Kofta. Pisarka, felietonistka Twojego Stylu. Urodzona w czepku
U Michała Braniewskiego i Iwony w pracowni na Nowym Mieście. Byli Sawiccy, dwoje tłumaczy z węgierskiego, Dru i my. Jedzenie jak na ogólny syf, bardzo dobre i obfite. Alkoholu dużo, zostało nawet na poprawiny. Nie słyszało się szelestu kartek żywnościowych. Dużo rozmawiamy o możliwościach lub ich braku. Każdy liczy się utratą aktualnego zajęcia. Każdy się zastanawia, co może robić. Kobiety: na drutach, zakładać przedszkola, ajencyjne obiady, pytanie z czego, chyba zupy z żołędzi! Mężczyźni: do pracy w ogrodnictwie, do kopania rowów, do szklarni, wszyscy mogą udzielać korepetycji.
Tak się załatwia inteligencję. Wprowadzono zresztą obowiązek pracy. Nawet się nie spostrzeżemy, a okaże się, że żyjemy w wielkim obozie pracy.
Zbyt wesoło nie jest. O północy życzenia. Prawie jednobrzmiące. Wolności, zdrowia, sił psychicznych do przetrwania, bo może nasilić się przemoc, ubecja dostanie możliwości, o jakich już zapomniała. Ma do tego cieplarniane warunki, pod skrzydłami WRON-y, ZOMO, milicji i wojska. Trochę też było śmiechu, zdrowego odreagowania, bo niektóre rzeczy przeszły w żart i anegdotę.
Około czwartej rano, razem z Sawickimi, pieszo do domu, oni na Foksal, my na Mokotowską, więc idziemy razem pieszo.
Przed Pałacem żołnierz na służbie poprosił nas o zapałki. Chyba nie wolno mu palić na służbie, ale była to chęć kontaktu. Dałam mu zapałki w prezencie. Te młode twarze żołnierzy doprowadzają mnie do rozpaczy. Pożegnaliśmy się z Sawickimi i dalej już sami. Po drodze wylegitymował nas patrol, salutując, a potem w okolicy placu Trzech Krzyży, słyszymy tupot wojskowych butów. Dwóch żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Przez głowę przelatuje mi myśl, martwy ptak. Minęli nas. Odwracają się nagle i mówią chórem: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! Też byli młodzi, zmarznięci i nieszczęśliwi, chyba bardziej niż my.
Nie mogłam opanować wzburzenia przeciw tym, którzy stworzyli taką potworną sytuację. Egzystencjalnie jest to nie do zniesienia. Bo nie ma wrogów, ani w tych żołnierzach, ani w tych milicjantach, którzy chodzą po ulicach i mówią po polsku, z których część chciała utworzyć Solidarność milicyjną. Zostają konfidenci, ZOMO i ci, co wydają rozkazy.
(Fragment z dzienników opublikowanych przez wydawnictwo W.A.B. w 2006 roku: Krystyna Kofta „Monografia grzechów. Z dziennika 1978-1989”).
NAJLEPSZE ŻYCZENIA DLA WSZYSTKICH, ŻEBY NASZA WOLNOŚĆ TRWAŁA, I ŻEBY TAKI SYLWESTER JUŻ SIĘ NIE POWTÓRZYŁ, BĄDŹCIE ZDROWI BAWCIE SIĘ ŚWIETNIE! POMYŚLICE TEŻ O SAMOTNYCH I CHORYCH!