Chyba każdy uważa, że ma poczucie humoru. Nawet największy ponurak kiedyś się zaśmiał, choćby na pogrzebie. Jednych śmieszy do łez Jaś Fasola, innych Woody Allen. Kogoś bawi humor sytuacyjny, czyjś upadek na nos, a już jak komuś opadną spodnie dostaje czkawki ze śmiechu. Kogoś powala mocny humor serialu „Dwie spłukane dziewczyny”, inna osoba zachwyca się „Teorią wielkiego podrywu”, w którym Sheldon odprawia pogrzeb zepsutego komputera. Poczucie humoru może rozładować napięcie, problem leży w tym czy rozumiemy te same żarty. Jeśli nie to wieje grozą. Facet lubiący pieprzne, ociekające seksem jak śledź oliwą żarty „koszarowe”, nie powinien brać za żonę kobiety chichoczącej przy Kabarecie Starszych Panów. Bo gdy minie seksy namiętność, z pewnością dojdzie do burzliwego rozstania.
Krystyna Kofta. Pisarka, felietonistka Twojego Stylu. Urodzona w czepku
Najgorszy jest typ humorysty, który uważa się za duszę towarzystwa a jest dżumą towarzyską. Zawodowy opowiadacz dowcipów, siada i opowiada je po kolei, śmiejąc się z nich sam - do rozpuku. Ci, którzy rechoczą w parlamencie upojeni władzą jak amfą, należą do klasy politycznej, której „nikt nie przekona, że białe jest białe a czarne jest czarne”. Stojący na stołku autor tej błyskotliwej myśli mógłby być bohaterem Monty Pythona. Niestety nie jest wymysłem angielskich komików, jest realną postacią, mającą prawdziwy wpływ na rzeczywistość. Cóż, taki układ wybrał „suweren”, a przynajmniej część suwerena, ledwie 19%. Ciekawe jaka to część tego metaforycznego ciała narodu?
Nikołaj Gogol w „Martwych duszach” opisując miasteczko pisał: „Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc świnia”. Ten rodzaj humoru nazywamy czarnym lub wisielczym. Ostatnio pojawiły się znów dowcipy polityczne. To dobry znak. Tak było w czasach Solidarności. Nawet w stanie wojennym. W wigilię, gdy obowiązywały surowe prawa stanu wojennego, pewna staruszka podeszła do dwóch uzbrojonych po zęby facetów, z białymi pałami oraz tarczami i pyta:
– Bardzo panów przepraszam, czy panowie są ze ZOMO?
– Tak – odpowiedzieli chórem.
– To czy w takim razie mogą panowie zabić mi karpia?
Niektórzy ludzie mają wrodzony talent dowcipnego komentowania rzeczywistości. W „Szkle kontaktowym” często pojawiają się takie trafiające w sedno SMS-y, których nie pojmie osobnik o osobowości autorytarnej, bo tacy nie mają ani za grosz ani za euro, poczucia humoru.
Dar błyskawicznej odpowiedzi w stopniu ponadprzeciętnym posiadła Maria Czubaszek. Gdy ktoś zwrócił jej uwagę, że nie powinna odżywiać się parówkami, skoro tak bardzo kocha zwierzątka, Czubaszek odparowała: „Przecież wiadomo, że w parówkach nie ma mięsa”. Większość ludzi zaczęła by się mętnie tłumaczyć, a dowcipna odpowiedź przyszłaby im grubo później, czyli na schodach. To właśnie jest l’esprit d’eskalier - jak mawiają Francuzi - czyli rozumienie dowcipów po czasie.
Fundamentem małżeństwa i związków w ogóle jest poczucie humoru. Pozwala spojrzeć na siebie z dystansem. Dowcipna żona zniesie roztargnienie męża, który przy śniadaniu popuka ją łyżeczką w czoło, a pocałuje czubek jajka w kieliszku. Roześmieje się żoneczka, nie zrobi awantury. Po wyczerpujących, długich kłótniach człowiek czuje się fatalnie. Tak czuł się Philipe Marlowe, słynny detektyw znany z kryminałów Raymonda Chandlera, gdy trafił na silnego gangstera, albo zmogła go whisky. Mówił wtedy: Czuję się jak amputowana noga. Po powrocie z firmy, gdzie wyciskają z ludzi soki jak z przysłowiowej cytryny każdy czuje się jak amputowana noga, albo też jak wyczerpana bateria, traci poczucie humoru, przestaje rozumieć żarty. Lepiej już czuć się jak różowy, energetyczny króliczek z reklam