Wczoraj w programie Tomasza Lisa Czesław Bielecki mówił, że razi go okładka Newsweeka, że w jakiś sposób dyskredytuje patriotów. Coś jak obraza uczuć religijnych. Patriotyzm może mieć różne oblicza. Na tej okładce widnieje twarz wybuchowego celebryty Brunona K. w barwach biało czerwonych, a oczy zamiast czarnego paska, jakim chroni się zwykle wizerunki przestępców, zasłania żółty napis: CZAS PATRIOTÓW.
Krystyna Kofta. Pisarka, felietonistka Twojego Stylu. Urodzona w czepku
Otóż inteligentny skądinąd Czesław Bielecki, nie wpadł na to, że ten tytuł może być dwuznaczny. „Czas patriotów” może oznaczać nie tylko czas jedynie słusznych patriotów, ale i czas rakiet patriot, czyli wybuchowy czas. Jest więc adekwatna do sytuacji. Brunon K. i inni uważają się za takich patriotów, którzy chętnie posłużyliby się patriotami. Rakietami. Od momentu ogłoszenia na konferencji prasowej rewelacji dotyczących przygotowań do zmiany naszego politycznego pejzażu (dobrze, że zostały wykryte jeszcze jako zamiar), wszystkie inne medialne rewelacje straciły barwę.
Poszukiwana listem gończym etatowa morderczyni, matka małej Madzi, która ukrywała się u zakochanego w niej podobno pedofila, przemknęła szybko przez ekrany w towarzystwie kilku rosłych policjantów. Miała na głowie różowy kapelusz nasunięty na oczy. Kilka miesięcy temu zajmowano by się tym przez tydzień! A dziś? Chwila, fotografia domu, w którym przebywała, i dość, cóż znaczy dla mediów uduszone maleństwo, w obliczu potencjalnego pozbycia się głowy i szyi państwa, sejmu senatu oraz emerytów zamieszkujących ulice Wiejską i okolice.
Reżyser Braun musi nieźle główkować by przebić Brunona K., powiedzieć coś, co media podchwycą, a więc ostrzegł dziennikarkę, chyba z TVN, żeby odeszła w porę ze zdradzieckiej telewizji, zanim on z ludem zaczną dziesiątkować zdrajców. Stawiać ich pod ścianą i rozstrzeliwać co dziesiątego. Widać, że zadziałał parytet, kiedyś oszczędzano by kobiety, a tu proszę równouprawnienie. Co z dziećmi wrażych elementów? To ogłoszą w następnej odsłonie.
A teraz poważnie, to wcale nie jest takie śmieszne! Zgadzam się z młodym Giertychem, kiedyś wicepremierem u Kaczyńskiego, obecnie mecenasem, że takie gadanie jest groźniejsze niż trotyl smoleński oraz ten zgromadzony wraz z innymi materiałami przez Brunona K. Zwłaszcza, gdy dostaje oklaski, podobnie jak jego konkurent Macierewicz, gdy mówi tego rodzaju rzeczy. Eskalacja gróźb językowych nieuchronnie prowadzi do czynów. Reżyser Braun jak na razie posługuje się rękami gniewnego ludu, który załatwi sprawę. Pewnie chciałby procesu, zarzutów o szerzenie nienawiści, wyobraża sobie jak przemawia, jak telewizja to transmituje na żywo, a on mówi do strzelających w niego setek mikrofonów i kamer! Upaja się swoją wielkością. Może tak, a może robi sobie jaja i na procesie powiedziałby, że to wszystko żarty?
Najpierw mówiono, że Brunona „wydali” sąsiedzi, potem że koledzy, w końcu że była to żona. Ktoś zdementował, że nie, pewnie by ją chronić przed zemstą męża albo jego wielbicieli. Jednak w Dzienniku Gazecie Prawnej czytam felieton Jerzego Stępnia, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego i znajduję takie zdanie: „Z pewnością jednak niemały wkład wniosła tu żona głównego podejrzanego, która wcześniej to i owo o swoim mężu doniosła, gdzie trzeba. Swoją drogą chciałbym wiedzieć kiedy to uczyniła – obawiam się, że ta akurat okoliczność będzie długo objęta przedmiotem śledztwa”.
Święty Boże, święty mocny! Wybiłam te słowa, bo mnie zszokowały! Wybitny prawnik, człowiek, który był prezesem TK, pisząc tak lekko, że żona Brunona K. „to i owo” „doniosła gdzie trzeba”, chce ją wystawić na łaskę, czy raczej niełaskę fanów jej męża! A w ogóle zwrot „doniosła gdzie trzeba” jest pejoratywny, pochodzi z zaprzeszłej epoki, gdy każdą współpracę z organami uważano, zwykle zresztą słusznie, za coś obrzydliwego. Mam nadzieję, że ta kobieta dostała ochronę, że nie popełni na przykład „samobójstwa”, w którym ktoś jej pomoże. Minister Sprawiedliwości w przerwie między spotkaniami z prezesem Jarosławem, a dywagowaniem na temat zamrożonych zarodków powinien wziąć pod uwagę jej bezpieczeństwo. Osobiście uważam, że takie informacje powinny pozostać jak najdłużej tajemnicą śledztwa, do czasu procesu, gdy ich ujawnienie stanie się nieuniknione.
P.S. Słuszna uwaga, źle się wyraziłam, jasne że nie chodziło mi o „organa” w ogóle, ale o donosy do UB i SB, które powodowały zamykanie ludzi do więzień, jak na przykład mojego wuja, który siedział dwa lata za dowcip o Stalinie, wrócił z odbitymi nerkami. Wszyscy, którzy żyli w PRL-u, pracowali i uczyli się, tak jak ja, w jakiś sposób współtworzyli system, czy tego chcieli czy nie, a nasze dyplomy i staż pracy, nasze osiągnięcia jako państwa, są ważne. KK