Tak się witałam z Teresą Torańską, gdy do niej telefonowałam. Jeszcze trzy dni temu, wiedziała, że zawsze może do mnie zadzwonić, nie chciałam jej męczyć, a więc najpierw telefon do Leszka, jej męża, a jeśli była w formie, miała siłę i przerwę w strasznych bólach, wtedy ona dzwoniła do mnie. Głos miała już inny, słaby, cierpiący, ale nadziei na poprawę nie straciła. I może Jej się poprawi, tam, gdzie teraz jest. Człowiek czuje się mały i bezradny, gdy nie może uśmierzyć cudzego bólu.
Krystyna Kofta. Pisarka, felietonistka Twojego Stylu. Urodzona w czepku
Patrzę na półkę z Jej książkami. Stoją tam ONI, MY, JESTEŚMY, BYLI, SĄ i rozmowy wywiady z ludźmi w sprawie smoleńskiej. Nie zdążyła zrobić wszystkiego co zamierzała.
Miała plany, chciała więcej, zawsze chciała więcej. Wiedziała dużo na temat katastrofy smoleńskiej, ludzie się przed nią otwierali, potrafiła rozmawiać z każdym niezależnie od opcji. Wysłuchać choć nie starała się rozgrzeszać ludzi z niegodziwości. Miała jasny pogląd na dobro i zło. Dlatego niektórzy się jej bali, pisali niegodziwe komentarze. Pies ich drapał. Miała wypróbowanych przyjaciół, kto znał ją bliżej i lepiej ten ją kochał. Była nadzwyczaj dobrym człowiekiem. Gdy wróciłam po operacji ze szpitala, Teresa z mężem przyszli do mnie z tortem i szampanem. Szkoda Tereso, że nie mogę z Toba wypić toastu, można już pić tylko z tęsknoty za Tobą, ze smutku, że odeszłaś za szybko.
Chociaż chyba zdążyła złożyć do druku nową rzecz… Dużo pracowała, dopóki mogła.
Trudno o wspomnienie, o taki nastrój, gdy się człowiek dopiero dowiedział. Leszek, mąż Teresy powiedział jak było, wszyscy starali się pomóc, ale cóż – nie dało się już nic zrobić. Prócz dobrego słowa, kontaktu, dlatego pamiętajcie kochani, gdy macie obok siebie kogoś odchodzącego, gdy czujecie, że dni są policzone, dajcie z siebie trochę czułości, to się opłaca, nie w brzęczącej monecie, po prostu w tym tkwi człowieczeństwo. Cześć Tereska!