Jeszcze tylko parę dni mają żeglarze, którzy chcieliby wypłynąć w wirtualny rejs, jaki przy pomocy Centrum Otwartej i Multimedialnej Edukacji Uniwersytetu Warszawskiego organizuje moja Fundacja. Wbrew pozorom niewiele dzieli nawigację przy komputerze od nawigacji na rzeczywistym wietrze i prawdziwej fali.
Z końcem tego tygodnia wyrusza z Fiumicino we Włoszech rejs wokół Europy. Jego uczestnicy mustrują jako załogi na identyczne jachty i korzystając z rzeczywistych prognoz pogody próbują dopłynąć do Bonifacio na Korsyce, a potem dalej na Atlantyk... nie ruszając się ze swoich domów.
Sytuację pogodową od dawna już rozpoznajemy dzięki informacjom internetowym i komputer na jachcie jest rzeczą normalną, tym bardziej że wyświetla nam mapy cyfrowe, na których GPS zaznacza na bieżąco naszą pozycję.
Coraz częściej korzystamy z różnego rodzaju pomocy nawigacyjnych dostępnych elektronicznie w internecie. Czy jednak można płynąć nie ruszając się z domu?
Planowanie rejsów tak właśnie się odbywa. Na długo przed oddaniem cum nawigatorzy przygotowują plan rejsu, sprawdzają warunki na trasie, dostępność portów, niebezpieczeństwa nawigacyjne, obliczają średnią prędkość, by wyliczyć czas trwania rejsu, planują zaopatrzenie itd.
Nie jest więc niczym nowym, że zaplanowanie rejsu wymaga dużej pracy przygotowawczej przy biurku. Nowość wirtualnego rejsu polega na tym, że teraz na bieżąco trzeba będzie ustalać pozycję jachtu, który płynie na wietrze o określonej sile i kierunku. Jak to możliwe?
Każdy jacht wcześniej opływany ma w swojej dokumentacji wykresy biegunowe prędkości, gdzie współrzędnymi jest właśnie wielkość (wektorowa) prędkości i kąt żeglugi do wiatru. W naszym wypadku wykres biegunowych otrzymujemy od producenta jachtu, a znając siłę wiatru sami wybieramy kąt żeglugi.
Odwieczne pytanie nawigatorów - gdzie znaleźliśmy się po przepłynęciu określonej ilości godzin i dni znajduje dziś prostą odpowiedź: tam gdzie wskazuje kursor GPS.
A jeśli po drodze była mielizna czy rafa podwodna, czy trzeba było wykonać zwrot czy można było płynąć jednym halsem?
Wprowadzenie nawigacji elektronicznej i globalnego systemu nawigacji uprościło wiele żeglarskich dylematów, ale też uśpiło czujność żeglarzy, którzy wcale nie rzadziej wchodzą na mielizny czy rozbijają jachty. Problemy strategiczne pozostały i można je teraz rozważać zanim się wypłynie, bez obawy fatalnych konsekwencji.
Pomysł wirtualnego rejsu powstał w głowie znanego meteorologa synoptyka Macieja Ostrowskiego, który ma za sobą udane kursy internetowe z meteorologii. Zanim go więc nie wezmą ponownie do poważnych zadań kolejnego badania mgły smoleńskiej chce wraz z paroma fachowcami od nawigacji wyruszyć na morze, co gorąco popieram i też jakąś zagadkę nawigacyjną podrzucę.