Kazanie papieża do młodzieży na Błoniach wspaniałe! Bodaj ani razu nie użył słowa modlitwa, grzech, msza święta, spowiedź, choć cały czas mówił właśnie o tym, ale nie wprost, w alegorii. Przypuszczam, że nie wszystkim będzie się to podobać, Jan Rokita już kręci nosem, a szkoda, bo Jezus bardzo często mówił wprost, choć nie wprost, bez owijania w bawełnę, ale w alegorii.
Jezuita, teolog i publicysta, specjalizujący się w etyce rynku i demokracji
Papież jezuita posłużył się, mówiąc po ignacjańsku, językiem teologii pozytywnej, zdolnej rozpalać wiarę, a nie językiem teologii dyskursywnej, potrzebnej moralistom i dogmatykom. Jezus na początku swojej działalności stale używał tego pierwszego języka, bardzo pojemnego, otwartego, pozwalającego na różne interpretacje, ale tym samym ujmującego niemal wszystko w jednym sugestywnym obrazie i w konsekwencji zdolnego zaangażować emocjonalnie słuchacza. Jezus był mistrzem przypowieści, lapidarnej alegorii, twórcą tego gatunku narracji. W czasie wielkiego święta trudno o pojemniejszą formę, zwłaszcza gdy się przemawia do ludzi aż za dobrze oswojonych z innymi formami.
Po drugie, wybierając język symboliczny, jak sądzę, papież chciał uniknąć rutyny. Katolicy zżyci ze swoim katolicyzmem, w tym księża, mają skłonność do sprowadzania wiary do rytuału. W postkomunistycznej Polsce to zagrożenie jest nawet większe niż na Zachodzie, bo tu przez długie lata życie katolików zamknięte było w kościelnej kruchcie. Państwo na nic innego nie pozwalało, więc też nikt się do niczego innego nie kwapił. Dlatego Franciszek przestrzegł młodych przed redukcją wiary do rytuału. Jego przesłanie nie brzmiało bowiem: pomódl się, wyspowiadaj, idź na mszę, a to wystarczy, żebyś był dobrym katolikiem. Nic z tych rzeczy! A przecież tak właśnie niestety wygląda nasze księżowskie przepowiadanie. Bywa infantylne i bezradne wobec wyzwań egzystencjalnych.
Papież mówi inaczej. Nie bądź emerytem, nie rzucaj ręcznika przed walką, nie daj się zwieść handlarzom dymu, bądź sobą także wtedy, gdy to dużo kosztuje. Jeśli jesteś naprawdę otwarty, to otwórz się nie tylko na Mea culpa czy Zdrowaś Mario, ale także na tego człowieka, którym odruchowo gardzisz, którego się boisz, którego nie rozumiesz, bo dopiero taka modlitwa, która nie boi się weryfikacji, ma realną wartość. Nie jest formą azylu przed życiem, ale formą nadającą życiu lepszą formę. Chrześcijaństwo musi cię zmieniać, rewidować twoje wybory, twój sposób wartościowania. Rytuał tego nie zmieni, ale Chrystus owszem, więc nie recytuj mu gotowych formułek, tylko kontempluj, patrz uważnie co on robi i pytaj go co zrobiłby teraz na twoim miejscu, a potem, nie w czasie samej modlitwy, tylko potem postaraj się postąpić jak on. Dopiero wtedy będziesz chrześcijaninem.
Przemówienia papieża Franciszka można znaleźć tutaj.