Biskup Hoser powinien wziąć ks. Lemańskiego pod ramię, wyjść z nim do dziennikarzy i szczerze go przeprosić za obraźliwe słowa sprzed lat. Kardynał Dziwisz w podobny sposób pojednał się kiedyś z ks. Isakowiczem-Zaleskim i nikomu korona z głowy nie spadła. Szczery uśmiech znaczy dziś więcej niż włosienica. Kamery dokładnie mu się przyjrzą. Jeśli naprawdę będzie szczery, potwierdzony czynami, nikt go w Polsce nie zapomni.
Jezuita, teolog i publicysta, specjalizujący się w etyce rynku i demokracji
Jezuici mają swoje małe patronalne święto w dniu 1 stycznia, w uroczystość Bożej Rodzicielki, w zakonie obchodzone pod starszą nazwą jako dzień obrzezania Dzieciny i nadania imienia Jezus (stąd „jezuici”). Gdyby mój zakon powstał w świecie żydowskim lub muzułmańskim, tytuł święta nikogo by nie dziwił, jednak wśród chrześcijan obrzezanie jest osobliwością, więc nikt się u nas tym świętem nie chwali. A szkoda. Nadanie Jezusowi imienia Jezus, rzecz najbardziej chrześcijańska pod słońcem, jest zarazem bliskie Żydom i muzułmanom – kto wie, czy nie bardziej niż nam, wszak oni lepiej od nas wiedzą co to obrzezanie.
Dialog między religiami ma zatem solidne podstawy historyczne i spore możliwości rozwoju, o czym zapomniano chyba nad Wisłą, a ściślej, na prawym brzegu Wisły, podczas rozmowy pewnego biskupa z pewnym kapłanem w styczniu 2010 roku. Szczegóły tej rozmowy nikomu nie są znane, wiadomo tylko, że ów kapłan zapamiętał tę rozmowę na zawsze, a ów biskup na zawsze chce ją zapomnieć i już sama ta różnica stanowi nie lada problem, nad którym teraz cała Polska debatuje.
Osoby postronne, a są tu nimi wszyscy, w tym niżej podpisany, chciałyby ten sten spór jakoś załagodzić, zwłaszcza, że sami uczestniczą w nim intensywnie od tygodni bez własnej woli.
Złota i srebra nie mam, ale zapraszam obu księży na herbatkę u jezuitów. Porozmawiamy o św. Ignacym.
Otóż zdarzyło się kiedyś Rzymie, że Ignacy, słysząc docinki na temat Żydów, muzułmanów i własnej osoby (ich treść pominę), odparł pewnemu Hiszpanowi, że on sam, Ignacy, dałby wszystko, by móc się chlubić z przynależności do narodu, z którego wywodzi się nasz Pan, Zbawiciel, i jego Matka, niestety, urodził tylko Baskiem. Po tym dictum docinki ustały.
Kilka lat wcześnej, jeszcze przed nawróceniem, usłyszawszy równie nieprzystojne słowa pod adresem Najśw. Panienki z ust pewnego muzułmanina (!), postanowił w rewanżu pchnąć go nożem, po namyśle doszedł jednak do wniosku, że mógłby tym obrazić Boga, więc ostateczną decyzję w sprawie zemsty scedował na muła, którego wtenczas był dosiadał. Puściwszy cugle wolno, ze zdumieniem odkrył, że indyferentne z natury zwierzę okazło się podatne na działanie łaski bardzej niż on sam, gdy na rozstaju dróg bez wahania wybrało dalszą, trudniejszą drogę w nieznane zamiast łatwej drogi do pobliskiego miasteczka, zawiastującej wiązkę siana w żłobie i odpoczynek, a właśnie tam udał się muzułmanin. Ignacy przyjął ten wybór jak wyrok boski. Schwycił cugle i schował sztylet.
Pal sześć zniewagi! Niechżeby i teraz, jak w Betlejem, muł mógł więcej od ludzi!
P. S.
Napisałem tych kilka słów z przymrużeniem oka, ale wcale nie jest mi do śmiechu. Sprawa jest poważna. Pytanie o obrzezanie ma w Europie tragiczny rodowód. Kto nie wierzy, niech zajrzy do Auschwitz, a później do wiedeńskiego Muzeum Przyrodniczego (Historii Naturalnej). W ostatniej sali kończącej prezentację fauny i flory znajdzie gabinet poświęcony hominidom, a w nim rozmaite typy czaszek. Naziści starali się uzupełnić tę kolekcję o typ nordycki, w ich mniemaniu – zwieńczenie ewolucji. Jaby tego było mało, ze znaku obrzezania uczynili kategorię niemal biologiczną, ważniejszą niż kolor skóry czy budowa czaszki, wszak to właśnie na podstawie tego znaku skazywali Żydów na śmierć. Żaden z okrutnych wyroków historii nie był dla człowieka aż tak okrutny. Nawet najdziksze plemiona zadowalały się zabijaniem swych wrogów, ilekroć rzeczywiście okazywali się wrogami, nigdy jednak wcześniej, aż do nastania nazizmu, nikt nie zabijał nikogo wyłącznie za to, że był kimś innym, wmówiszy uprzednio światu istnienie tej różnicy, a to właśnie spotkało Żydów i Cyganów w dwudziestowiecznej Europie, kolebce cywilizacji.
Nie wiem skąd się wziął biskup Hoser, z piekła czy z Księżyca, może to nie jego wina, że mu brak ogłady, ale jeśli pracuje w Europie, która przeżyła Holokaust, a mimo to stawia pytania podobne do pytań, jakie swego czasu stawiali naziści, to albo nie zdaje sobie sprawy, co robi, co fatalnie o nim świadczy, albo wręcz przeciwnie, doskonale wie w czym rzecz, a wówczas jest człowiekiem groźnym dla fauny i flory, wymagającym resocjalizacji, niezdolnym do pełnienia kościelnych urzędów.
Na własne oczy widziałem ile musiał wycierpieć od swoich ks. Stanisław Musiał, jezuita, pisarz i wykładowca, promotor dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, architekt katolicko-żydowskiego porozumienia w sprawie klasztoru karmelitanek w Oświęcimiu (dziś przeniesionego w nowe miejsce, poza granice obozu, i wzbogaconego o niezwykle prężnie działające Centrum Porozumienia i Dialogu). Ks. Musiał nie bał się nazwać po imieniu polskiego antysemityzmu, ale też nigdy go nie demonizował, nie wynosił ponad inne europejskie antysemityzmy, a mimo to we własnym Kościele i we własnym zakonie nieustannie był odsądzany od czci i wiary. Doskonale rozumiem co przechodzi teraz ksiądz Lemański. Nawet jeśli popełnił jakieś błędy, moja sympatia jest po jego stronie i mam całkowitą pewność, że jest to droga Kościoła, którą przeszedł Jan Paweł II i Benedykt XVI, a którą dziś idzie papież Franciszek.