Zwykle narzekamy, że politycy mówią jedno, a robią drugie. Jako niepoprawny optymista mogę stwierdzić, iż czasem wychodzi to na zdrowie – także gospodarce. Kilka miesięcy temu zapowiadano „przykręcenie śruby” zagranicznym inwestorom. Dzisiaj, o ironio, wicepremier z PiS zachęca finansowo niemiecki koncern do otwarcia fabryki w Polsce, a liberalna opozycja to krytykuje. Mamy cud, choć do Wigilii jeszcze kilka dni.
Idea rządu jest słuszna: skoro polskie firmy są silne i rozpychają się na europejskich rynkach, to nie ma powodu, aby dawać obcemu biznesowi nieuzasadnione przywileje. Tylko, że skomplikowanej rynkowej maszynerii nie da się nagiąć do politycznych stereotypów, a Polska wciąż składa się z regionów świetnie prosperujących i gorzej rozwiniętych. Najgorszy sposób na (pozorne) wyrównywanie szans to wydawanie rozporządzeń. Każdy przypadek ma swoją specyfikę i nad każdym trzeba się oddzielnie pochylić.
Rząd podpisał umowę z koncernem Mercedes-Benz, zgodnie z którą w Jaworze na Dolnym Śląsku (a więc w okolicy raczej ubogiej) powstanie fabryka silników tych luksusowych samochodów. Chrapkę na taką fabrykę miała nie tylko Polska. Inwestycja zostanie dofinansowana z publicznych pieniędzy kwotą niemal 19 mld euro. Ryszard Petru na antenie radia TOK FM uznał to za promowanie wielkich inwestycji zagranicznych kosztem polskich przedsiębiorców. Czyżby?
Nic nie wiadomo o tym, aby otwarcie dużej fabryki w regionie Jaworu planowała jakaś polska firma. Gdyby tak było, warunki uzgodnione z niemieckim koncernem istotnie byłyby skandalem. Możemy ekscytować się spadającymi z miesiąca na miesiąc wskaźnikami bezrobocia, ale faktem jest, iż ta poprawa w wielu rejonach jest mało odczuwalna. Dolny Śląsk bardzo mocno odczuł upadek przemysłu po 1989 roku. Dlatego każda duża inwestycja w tym rejonie jest na wagę złota.
Można oczywiście wytykać partii obecnie rządzącej demagogię, także w sferze gospodarczej. Niestety, stwierdzenie, że premier Morawiecki wyświadcza przysługę Mercedesowi z pieniędzy polskich przedsiębiorców nie jest niczym innym. Owszem, środki z budżetu to w dużej mierze nasze podatki. To samo można powiedzieć o unijnych funduszach, w końcu składa się na nie również Polska. Lepiej chyba jednak, gdy środki z naszych podatków są rozsądnie inwestowane, niż przejadane. A fabryka Mercedesa to przecież nie fajerwerki, tylko poważna inwestycja z poważnym partnerem.
To także dobry sygnał dla innych zagranicznych inwestorów, którzy odbierają sprzeczne sygnały od naszych decydentów. Czy w końcu kochamy tę Unię, czy się od niej odcinamy? Lubimy zagraniczny kapitał, czy będziemy go rugować? Biznes nie znosi niepewności, a skrajnie odmienne deklaracje polityków nie rozwieją jego wątpliwości. Dlatego – przy całej trosce o polskich przedsiębiorców – oby takich Mercedesów w Polsce nam przybywało!