I oto płynnie przeszliśmy ze starego w nowy rok – pod znakiem politycznych kłótni. W ferworze sporu między obozem rządowym a opozycją, większości publicystów i komentatorów umknął fakt przyjęcia przez Sejm znamiennej ustawy. Otóż 16 grudnia na Sali Kolumnowej przyjęto nie tylko budżet i tzw. ustawę dezubekizacyjną, lecz także nowelizację ustawy o instytutach badawczych. Nowelizację, krótko mówiąc, niedobrą, znacznie wzmacniającą pozycję urzędników w relacjach ze światem nauki.
Co ważne, ustawa obejmuje również instytuty medyczne. Jak dobrze pamiętamy, kolejne rządy próbowały dokonywać zmian w kierownictwach tych instytutów. Nie miały jednak administracyjnych narzędzi, aby po prostu wymienić szefów placówek. Korzystano jednak z nie tak rzadkich w świecie nauki konfliktów i powoływano się na zarzuty medialne. Po jakimś czasie bohaterowie negatywnych publikacji co prawda oczyszczali się z oskarżeń, ale… już jako byli dyrektorzy placówek. Przypomnę choćby odwołanie profesora Jerzego Szaflika ze stanowiska krajowego konsultanta ds. okulistyki i nagonki na profesorów Cezarego Szczylika oraz Henryka Skarżyńskiego.
Teraz urzędnicy nie będą musieli korzystać ze środowiskowych sporów i z napastliwych publikacji. Jeżeli wyższa izba parlamentu przyjmie projekt bez zmian, to Ministerstwo Zdrowia będzie mogło praktycznie z dnia na dzień zmienić dyrektora, wicedyrektora i Radę Naukową każdego instytutu. Co ciekawe (i niewesołe) – przy okazji uchylono wymóg znajomości co najmniej jednego języka obcego przez szefa jednostki. Czyżby zakładano, że z najnowszej naukowej literatury wystarczą publikacje polskie, a z zagranicznymi kolegami dyrektor będzie porozumiewał się przez tłumacza? Kolejny zapis, który poważnie niepokoi środowisko naukowe, pozwala resortowi zdrowia na dobór ponad połowy składu Rady Naukowej instytutu badawczego. Oznacza to, że rady będą reprezentować stanowisko ministra.
Czy instytuty medyczne są w tak fatalnym stanie, że wymagają natychmiastowej sanacji przy pomocy nadzwyczajnych metod? Nic podobnego. Jeżeli mówimy o wizytówce polskiej medycyny na świecie, to są nią właśnie instytuty, zarządzane przez wybitnych specjalistów. Powiem więcej – sława instytutów wiąże się zwykle z nazwiskiem ich szefów, będących często ich twórcami i wizjonerami. Owszem, można powyrzucać profesorów, zastąpić ich innymi osobami, a wszystko lege artis. Ale nie można potem załamywać rąk nad tym, że promować Markę Polska poprzez polską naukę i jej osiągnięcia za granicą jest coraz trudniej.