Czytam, Drodzy Państwo, że rząd wypowiada wojnę fikcyjnemu samozatrudnieniu. Cóż, temat nie jest nowy, ani wojna nie jest nowa. Toczył ją również poprzedni rząd. Teraz sito ma być jeszcze gęstsze i, wedle zapowiedzi urzędników Ministerstwa Finansów, nie prześlizgnie się przez nie żaden fałszywy przedsiębiorca. A może by tak, zamiast kombinować nad sitem, zastanowić się, co leży u źródła problemu?
Przez wiele lat tłumaczono, że własną działalność gospodarczą zakładają w wielu przypadkach ci, których zmusza do tego pracodawca. Nie chce bowiem mnożyć kosztowych dla niego etatów, nie chce wiązać się kodeksem pracy, woli fikcję współpracy dwóch gospodarczych podmiotów. A wysokie bezrobocie nie pozostawiało pracownikom wyboru. Dzisiaj, chwalić Boga, bezrobocie nie jest problemem, problemem stał się za to brak rąk do pracy. Pracodawcy kuszą zarobkami, etatami i świadczeniami socjalnymi. I co? I samozatrudnienie nadal nie znika! Czyżby więc narracja o złych pracodawcach była nieco naciągana?
Rzecz jasna są przypadki, gdzie samozatrudnienie nie jest kwestią wyboru. Ale też bardzo wiele osób świadomie się na nie decyduje. Z kilku powodów, a bodaj najważniejszy to podatek liniowy. Co miesiąc odprowadza się 19%, do tego można to i owo odliczyć. Co prawda należy płacić składki na ZUS, jednak w przypadku zarobków wyższych niż minimalne mimo to samozatrudnienie się opłaca. Także dlatego, że oprócz głównej pracy można spróbować sił na innych polach, dodatkowo zarobić.
Urzędnicy Ministerstwa Finansów, zamiast główkować nad testem przedsiębiorcy, nad sitem i krzyżowymi kontrolami powinni pogłówkować nad tym, dlaczego ta forma stała się atrakcyjniejsza dla wielu osób od etatu. Owianego złotą legendą etatu, gdzie prawo chroni pracownika, gdzie przywileje socjalne, urlopy etc. I zamiast ścigać obywateli, zaproponować zmiany w prawie. System, w którym pracodawca nie ponosi znaczących obciążeń, a w kieszeni pracownika – przepraszam, przedsiębiorcy – zostaje więcej pieniędzy, zdał egzamin. To bodaj najlepszy argument za podatkiem liniowym nie tylko dla osób prowadzących działalność gospodarczą.
Resort finansów wskazuje, że osoby prowadzące – zdaniem urzędników – fikcyjną działalność gospodarczą odprowadzają minimalne składki na ubezpieczenie społeczne. Tu jest więc pies pogrzebany! Zamiast hojnie dotować niewydolny system, łatać dziury w budżecie ZUS, wolą poprzestać na wymaganym przez prawo minimum. Dlatego, że są pazerni czy bezmyślni i nie wiedzą, że na starość mogą klepać biedę? Jest, moim zdaniem, dokładnie odwrotnie. Obywatele, zwłaszcza młodzi, nie wierzą w to, że państwo zapewni im godziwą emeryturę, niezależnie od tego, jak wysokie składki będą odprowadzać. Jeśli mają możliwości, wolą sami inwestować. Brak wiary w opiekuńczą rękę państwa (finansowaną w stu procentach z naszych kieszeni) to kolejny temat do przemyśleń dla pań i panów z ulicy Świętokrzyskiej.
Osoby prowadzące własną działalność gospodarczą to nie przestępcy vatowscy i walka z nimi nie przysporzy rządowi popularności. I trudno będzie ją pogodzić z przekazem o obniżce podatków. Obawiam, się że po ostatnich zapowiedziach tysiące osób poczuły się zagrożone. I, zapewne, urażone, bowiem dlaczego ludzi uczciwie płacących podatki traktuje się jak potencjalnych oszustów?