Poszukiwanie polskich dzieł sztuki, rozsianych po świecie podczas ostatniej wojny, to materiał na niejedną powieść sensacyjną. Niektóre akcje kończą się happy endem. Co istotne, nie tylko dzięki zaangażowaniu państwa, lecz też prywatnych osób i fundacji. Efekt takich udanych poszukiwań możemy oglądać w muzeum w Nieborowie.
Niezwykle cenne, wielkie zbiory Potockich z Łańcuta zostały częściowo rozproszone w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu. W obawie przed zniszczeniami i rabunkami ostatni ordynat łańcucki hrabia Alfred Potocki w 1944 roku wywiózł kilkaset skrzyń z dziełami sztuki i książkami z zasobnej biblioteki do Wiednia. Po wojnie kolekcja uległa rozproszeniu. Zbiory znalazły się w rękach kolekcjonerów i instytucji na całym świecie. To, co pozostało w Polsce, szczęśliwie w dużej części ocalało. Jak głosi anegdota, pracownik z zamku ocalił zbiory przed rabunkiem czerwonoarmistów, wywieszając tablicę, że w rezydencji mieści się „nacjonalnyj muziej”. Prywatnej własności arystokratów goście ze Wschodu zapewne by nie przepuścili…
Ów pracownik wyprzedził fakty, bowiem dzisiaj faktycznie w łańcuckiej rezydencji mieści się muzeum. Muzeum zabiega również o odzyskanie fragmentów zbiorów rozproszonych po różnych krajach. Skuteczność tych działań zależy od wielu ludzi dobrej woli, w tym pozarządowych organizacji. I tak, wsparciem dla Muzeum jest Fundacja Rodziny Blochów, która odzyskała dla placówki cenne egzemplarze dzieł z zamkowego księgozbioru. A teraz do Polski wróciły obrazy ze zbiorów Potockich – dzięki zaangażowaniu Macieja Radziwiłła i Michała Sobańskiego.
Mowa o 20 portretach staropolskich, w tym unikalnych podobiznach Jana III Sobieskiego i królowej Marii Kazimiery. Radziwiłł i Sobański odkupili je od różnych kolekcjonerów, docierając nawet do… Peru. Obecnie obrazy wystawione są w muzeum w Nieborowie, a jesienią trafią na wystawę do muzeum w Łańcucie i uświetnią ekspozycję z okazji 75-lecia powstania placówki.
To zdecydowanie dobry wzór: prywatne osoby, społecznicy, twórcy fundacji (Fundacji Trzy Trąby i Fundacji im. Feliksa hr. Sobańskiego) za własne pieniądze wykupują i sprowadzają do kraju cenne – także jako świadectwa historii – zbiory. Gdyby nie tylko poszczególne osoby i fundacje, ale i biznes zaangażował się w podobne przedsięwzięcia, może wiele z tego, co nie zostało bezpowrotnie utracone, udałoby się przywrócić Polsce? Tak sobie myślę, że i Polska Fundacja Narodowa, dysponująca olbrzymim budżetem, mogłaby dołożyć coś niecoś od siebie. Przecież promocja polskiej kultury i polskiej historii ściśle wiąże się z odzyskiwaniem tego, co niegdyś było jej częścią. To dla mediów, także zagranicznych, zdecydowanie wdzięczniejszy temat, niż okrążający świat jacht.