Skuteczna ochrona praw klientów nie jest możliwa tam, gdzie przepisy stanowią prawdziwą dżunglę. To prawda stara jak świat: tylko jasne, proste reguły ograniczają pole manewru wszelkiej maści kombinatorom. U nas, niestety, w imię ulepszania prawa powstał niezwykle niejasny i skomplikowany system. Widać to na przykładzie instytucji finansowych, których klienci dzieleni są na lepiej i gorzej chronionych.
Zastrzegam: nie zarzucam ustawodawcy działania w złej woli. Jednak zbitek wielkiej polityki, wiary w cudowną moc „Dziennika Ustaw” i nieufności do mniejszych instytucji zaowocował systemem opartym na nierówności.
Spółdzielcze instytucje finansowe to element tradycji europejskiej, w szczególności naszej części kontynentu. W Niemczech Raiffeisen, w Polsce Stefczyk – a i w Stanach Zjednoczonych ten segment ma się bardzo dobrze. Polskie banki spółdzielcze przez dziesięciolecia zbudowały sobie zasłużoną wiarygodność. Z kolei SKOK-i często bywają przedmiotem politycznych sporów i w pewnej mierze na podejście decydentów do kas od początku ich istnienia cień rzucała wielka polityka.
Na rynku usług finansowych jest miejsce i dla wielkich banków, i dla banków spółdzielczych, i dla SKOK-ów. Te trzy piony mają inne zadania, inną filozofię działania; oczywiście, w pewnym zakresie konkurują ze sobą, ale jednocześnie się uzupełniają. Na przykład banki spółdzielcze i kasy nie muszą kłopotać się wyrokami sądów dotyczącymi kredytów frankowych, bowiem tych kredytów nie udzielały. Dodatkowo struktura spółdzielcza, oparta na członkostwie, różni się od relacji klient-bank.
Czy fakt, że spółdzielcze instytucje finansowe mocno osadzone są w polskiej tradycji, powinien wpływać na odmienne, preferencyjne traktowanie ich przez ustawodawcę i regulatora? Absolutnie nie. Tak samo, jak wpływu nie powinny mieć polityczne sympatie i antypatie osób z kierownictwa kas. Nie wyobrażamy sobie, by np. bank wspierający marsze równości i kongresy kobiet został pod tym pretekstem obłożony jakimiś specjalnymi i kosztownymi wymogami. Tam, gdzie polityka wkracza do świata finansów, efekty z reguły są złe.
Nie można też przyjąć zasady, że reguły ostrożnościowe zależą od typu instytucji finansowej. Bowiem te reguły nie są tworzone po to, by jedne instytucje piętnować, drugie zaś wyróżniać, lecz by chronić pieniądze klientów czy też członków spółdzielni. I to jest punkt wyjścia. Dlaczego klient banku ma być chroniony słabiej od członka SKOK-u lub banku spółdzielczego? Dlaczego jedne instytucje na dostosowanie się do nowych przepisów dostają kilka miesięcy, a inne aż kilka lat?
Przy okazji dyskusji o podatku handlowym i zakazie niedzielnego handlu padło dużo słów o potrzebie równego traktowania. O tym, że wielkość sklepu nie oznacza, że może być on dyskryminowany albo objęty preferencjami. Powoływano się przy tym na unijne regulacje. Jeżeli równość ma obowiązywać w sektorze handlu detalicznego, to czemu nie w świecie instytucji finansowych? W tym ostatnim – z wysoko podniesioną poprzeczką. Tak, by nasze pieniądze były tak samo bezpieczne bez względu, czy trzymamy je w banku, banku spółdzielczym czy kasie oszczędnościowo-kredytowej.