Prezydent Duda w świetle kamer podpisał ustawę o trzynastej emeryturze, Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy wprowadzającej czternaste świadczenie, a Komisja Europejska zganiła Polskę za to, że lekceważy niezbędne reformy systemu emerytalnego. To wszystko w ciągu dwóch dni. Spotkałem się z opiniami, że Komisja Europejska nie znosi obecnego rządu i nie traci żadnej okazji, by wbić mu szpilę, za każdym razem kiedy w Brukseli padają ostrzeżenia niewygodne dla decydentów. A może jednak warto przeanalizować słowa unijnych urzędników?
Jeśli są sprawy, w których zgadzają się i rządząca koalicja, i opozycja, to należy niewątpliwie do nich fatalny stan polskiego systemu emerytalnego. Opozycja ma ten komfort, że może krytykować i postulować, bo aktualnie nie rządzi, a obóz władzy musi robić dobrą minę do złej gry.
Żadne trzynastki, czternastki czy piętnastki nie rozwiążą narastającego problemu. To nawet nie jest łatanie dziur, to – bądźmy szczerzy – gest wyborczy. A zarazem przyznanie, że jest fatalnie. Bowiem jeżeli system świadczeń działałby w miarę przyzwoicie, to nie byłby potrzebny żaden zastrzyk w postaci trzynastej etc. emerytury. Zresztą niewielkiej.
Wskaźniki demograficzne są nieubłagane: starzejemy się i nie ma kto pracować na nasze emerytury. System, oparty na fundamentach reformy Bismarcka, nie może należycie funkcjonować. Nie daje zabezpieczenia na starość, co najwyżej oferuje przeżycie. No, chyba że ktoś zarabia grube pieniądze i odprowadza od nich odpowiednio grube składki. Ale ci, których konta są miesięcznie zasilane dziesiątkami tysięcy złotych, wolą inaczej zabezpieczyć się na jesień życia. I wcale się im nie dziwię.
Nikt nie ma pomysłu na uzdrowienie sytuacji. Opozycja jak mantrę powtarza: podwyższyć wiek emerytalny. Dobrze, podwyższy się – i co z tego? To tylko łatanie dziur. Świadczenia nie będą dzięki temu znacząco wyższe. Może odsunie się na kilka-kilkanaście lat katastrofę. Nic więcej. Także bazowanie na pracownikach ze Wschodu jest pobożnym życzeniem. Dzisiaj pracują w Polsce, jutro mogą pracować w innym europejskim kraju. Zbyt niepewne, by wiązać z tym plany naprawy szwankującego systemu.
W Polsce jest kilka tematów tabu, których żadna opcja za żadne skarby nie podda publicznej dyskusji. Na przykład kwestia odpłatności za studia wyższe czy częściowej odpłatności za usługi publicznej służby zdrowia. I takim tabu jest też znacząca reforma kwestii emerytur i rent. Tak naprawdę w grę wchodzą dwa rozwiązania: albo model, w którym państwo każdemu – niezależnie od stażu pracy – oferuje skromniutką emeryturę, a reszta to kwestia dobrowolnych ubezpieczeń, albo znaczące podwyższenie składek i zmiany w obrębie obecnego modelu. Warto byłoby najpierw poznać zdanie Polaków: na co gotowi się zgodzić? I jak zbudować świadomość, że o pieniądze na emeryturę powinniśmy zatroszczyć się sami, wybierając stosowne programy?
Pisałem niejednokrotnie, że przekleństwem jest kalendarz wyborczy – praktycznie co roku jakaś kampania, która podporządkowuje działania polityków walce o głosy. Na trudne decyzje zawsze jest zła pora. Czas jednak biegnie nieubłaganie. Możemy się cieszyć, że przegoniliśmy Portugalię pod względem dochodu per capita, ale budujące statystyki nie zapewnią milionom Polaków godnej starości. Odsuwanie w czasie zmian jest i błędem, i grzechem wobec obywateli.