O spółkach Skarbu Państwa – a ściśle mówiąc, kontrolowanych przez Skarb Państwa, jako że w wielu z nich państwo nie jest już większościowym udziałowcem – mówi się niestety niemal wyłącznie przez pryzmat bieżącej polityki. Obsada stanowisk, klucz, wedle jakiego się to czyni, współfinansowanie rządowych projektów… A wolałbym usłyszeć również o tym, jak te przedsiębiorstwa mogą pomóc stanąć na nogi i rozwinąć się polskim prywatnym firmom. Bo nie ulega wątpliwości, że realizowane i planowane wielkie projekty inwestycyjne są szansą również dla nich.
Liberalne teorie, zgodnie z którymi państwo nie powinno być właścicielem zgoła niczego w gospodarce, znajdują się w odwrocie w całej Europie. Zresztą, wbrew temu, co nam przez lata powtarzano, w wielu państwach europejskich własność państwowa zawsze miała się świetnie. Europa to nie USA i tamtejszy model po prostu nie może być przeszczepiony w skali jeden do jednego.
Od pięciu lat prywatyzacja stała się terminem wyklętym, a rząd stawia na powiększanie portfela kontrolowanych przez siebie przedsiębiorstw. O słuszność tego kierunku spierają się eksperci – i to pole do dyskusji im zostawmy. Fakty są, jakie są: w ostatnich latach dokonano kilku znaczących przejęć, przede wszystkim instytucji finansowych. Mówi się już o kolejnych tego rodzaju transakcjach.
Dzięki kontroli wielkich przedsiębiorstw państwo mogło by skutecznie realizować projekty, których celem jest zmiana oblicza naszej gospodarki. Centralny Port Komunikacyjny to najgłośniejszy taki przykład. Kontrolowane przez państwo banki mogą takie projekty kredytować, wielkie przedsiębiorstwa za nie odpowiadać, ale ktoś jeszcze musi realizować szczegóły. I to jest szansa dla polskich firm.
Po stronie decydentów leży skonstruowanie takiego modelu realizacji wielkich przedsięwzięć, który pozwoli maksymalnie wykorzystać potencjał naszych firm i da pole do popisu polskim innowatorom. Skoro wielkie projekty traktujemy jako szansę dla całej polskiej gospodarki, to dajmy tę szansę właśnie rodzimym przedsiębiorcom. Trzeba porządnie przemyśleć, jak to zrobić, zważywszy na obowiązującą w Unii zasadę niedyskryminacji unijnych podmiotów. Podpowiadam: spójrzmy na Niemcy i Francję, gdzie – mimo formalnego poszanowania tejże zasady – udaje się promować rodzimych wykonawców.
Ministerstwo Aktywów Państwowych, które dziś nadzoruje państwowe spółki, powinno wypracować właściwy model tego rodzaju współpracy. Oczywiście w dialogu ze środowiskiem przedsiębiorców, by przyjęte rozwiązania były i możliwe do realizacji, i skuteczne. Na dłuższą metę może to zmienić postrzeganie państwowych przedsiębiorstw jako politycznych narzędzi każdej kolejnej ekipy rządzącej. Tego oczekujemy.