Inflacja w Polsce utrzymuje się na poziomie najwyższym od lat. Dla nas to zjawisko ma jednoznacznie negatywne konotacje: duża część z nas doskonale pamięta schyłek PRL i początki III RP, naznaczone inflacyjnym kryzysem. Z drugiej strony z ust polityków rządzącego obozu, przedstawicieli banku centralnego oraz niektórych ekonomistów słyszymy uspokajające zapewnienia o przejściowej i kontrolowanej inflacji oraz o tym, iż stanowi ona świadectwo wzrostu gospodarczego. Pytanie, na ile tym zapewnieniom możemy zaufać?
Ile szkół ekonomii, tyle teorii na temat zależności między wzrostem gospodarczym a inflacją. Od poglądów ortodoksyjnych wyznawców doktryny Adama Smitha, którzy uważają inflację za jednoznacznie negatywny dla gospodarki czynnik, poprzez Miltona Friedmana, uważającego, iż inflacja to efekt wzrostu podaży bądź szybkości obiegu pieniądza w tempie większym od wzrostu gospodarczego, po Lucasa, wedle którego niska inflacja pozwala przezwyciężyć sztywność nominalną cen i płac.
Zainteresowani bez trudu odnajdą sami wszystkie te poglądy w fachowej literaturze. Niezależnie od różnic, wszyscy ekonomiści zgadzają się co do jednego: utrata kontroli nad inflacją i zbyt wysoki jej poziom zawsze uderzają w gospodarkę.
Póki co notujemy najwyższy wzrost cen od kilku lat. Niektórzy podkreślają nawet, że niektóre towary już są u nas droższe niż np. w Niemczech. Pod koniec sierpnia dwaj blogerzy Jakub i Dawid zrobili takie same zakupy w sklepach tej samej sieci w Polsce i w Niemczech. Okazało się, że zakupy w Polsce kosztowały 43,79 zł, a te zrobione w Niemczech 9,46 euro, czyli ok. 42,76 zł. Uwzględniając fakt ponad trzykrotnej różnicy w średnich zarobkach w Polsce i w Niemczech, dochodzimy do bardzo niepokojącego stwierdzenia o dużo niższej sile nabywczej w naszym kraju. I niezależnie od tego, jaki poziom inflacji notujemy obecnie, możemy z całym przekonaniem stwierdzić, że życie w Polsce, w odniesieniu do średnich zarobków, staje się bardzo drogie.
Przedsiębiorcy słyszą uspokajające komunikaty, obserwują statystyki wzrostu gospodarczego, ale jednocześnie zadają sobie pytanie: czy jeszcze mamy do czynienia z terapią pod nadzorem odpowiedzialnego specjalisty, czy już zaczął się eksperyment. Tego nie wiemy, bo prócz zapewnień, że jest i będzie dobrze, nie mamy innych gwarancji. Przecież na gospodarkę wpływa nie tylko polityka banku centralnego, lecz również przysłowiowy ruch skrzydeł motyla na drugim krańcu świata. A także bieżąca, polska i europejska polityka. Co będzie ze środkami na Krajowy Plan Odbudowy? Co z unijnymi funduszami? Czy osoby próbujące uzdrowić nasz rynek wzięli to po uwagę w swoich scenariuszach?
Miejmy nadzieję, że stosowana terapia zostanie w odpowiednim momencie przerwana. Bo przecież finalnie chodzi o to, by pacjent doszedł do pełni sił. A przynajmniej wyszedł bez szwanku.