Zamiast o niesamowitych meczach play-off, od trzech dni za oceanem wszyscy mówią o tym co powiedział właściciel Los Angeles Clippers Donald Sterling.
81-letni miliarder – nie po raz pierwszy – ujawnił swe rasistowskie poglądy. Wszystko nagrała jego przyjaciółka, a opublikował TMZ Sports. Teraz władze NBA zastanawiają się co dalej?
Ten fragment rozmowy Sterlinga z niejaką V. Stiviano znają już wszyscy:
„Bardzo mi przeszkadza, że tak się odnosisz ze swoimi kontaktami z czarnymi ludźmi. Musisz to robić? Możesz z nimi spać, możesz robić, cokolwiek zechcesz, ale nie promuj ich i nie zabieraj na moje mecze”
W Stanach Zjednoczonych szok. „Dla tego człowieka nie ma miejsca w koszykówce” powiedział LeBron James. „Nie mógłbym dla niego grać” napisał na Twitterze Kobe Bryant. „Dla NBA to jak podbite oko” – obrazowo sprawę przedstawił Charles Barkley. „Ubolewam nad tym, że w naszym kraju takie zachowania mają jeszcze miejsce” – ocenił Michael Jordan. Wypowiedź Sterlinga skomentował nawet prezydent USA Barack Obama nazywając go ignorantem, „słowa Sterlinga to dowód, że w Stanach Zjednoczonych wciąż zmagamy się ze spuścizną rasizmu” – dodał Obama.
Jednak wypowiedź Donalda Sterlinga nie powinna nikogo dziwić. Właściciel Clippers rządzi klubem od 1981 roku. Wszyscy doskonale wiedzą, że to rasista, tak samo jak wszyscy wiedzą że to skąpiec. Przez wiele lat jego największym grzechem w świecie koszykówki było oszczędzanie. Nie zatrudniał gwiazd, nie płacił wielkich kontraktów a Los Angeles Clippers grali fatalnie, w żaden sposób nie wykorzystując potencjału leżącego u stóp Hollywood.
Gdy po raz pierwszy w życiu ma w zespole gwiazdy, gdy jego drużyna wygrywa - wraca twarz starego Sterlinga. Podpuszczony przez (byłą?) przyjaciółkę mówi to co myśli. Poglądów nie zmienił od czasów młodości. Przecież wychowywał się w Ameryce lat 50-tych i 60-tych, długo przed „Miałem sen…” Martina Luthera Kinga. Ameryka się zmieniła, Sterling nie. Ale takich ludzi jak on jest więcej. Wciąż pierwszym i jedynym czarnoskórym właścicielem klubu NBA jest Michael Jordan. Drugim miałby zostać uwielbiany przez kibiców „Magic” Johnson, ale „Magic”, do którego należy baseballowy zespół Los Angeles Dodgers zaprzeczył. Zapewnił natomiast, że nigdy nie będzie żałował sił i pieniędzy na walkę o prawa mniejszości.
Ze Sterlingiem – właścicielem niewiele jednak można zrobić. Jakby to nie zabrzmiało: Donald Sterling ma prawo do swoich poglądów. Nawet jeśli jest rasistą. Nie ma prawa ich propagować, nie ma prawa dyskryminować ze względu na kolor skóry. Nagrana, prywatna rozmowa jest hitem w mediach, ale za dowód w sądzie w Kalifornii nie posłuży. Nawet jeśli prawnicy V. Stiviano twierdzą, że nagranie jest oryginalne i nieprzemontowywane. Zostaje jeszcze pytanie do koszykarzy i trenera Clipps. Czy czują się dyskryminowani? Do tej pory Chris Paul czy trener Doc Rivers chyba nie narzekali na swoje kontrakty. Tak, kiedyś Sterlinga o dyskryminację oskarżył Elgin Baylor, kiedyś Sterling zapłacił 3 miliony dolarów kary za dyskryminację na rynku nieruchomości. Ale to wszyscy wiedzieli. Dziś koszykarze Los Angeles Clippers grają pierwszy mecz we własnej hali od czasu upublicznienia słów ich szefa. Wszyscy zastanawiają się co się stanie? Protest może być znacznie poważniejszy niż zdjęte koszulki i czarne skarpetki – jak to było na niedzielnym meczu w Oakland. Ale żeby Sterling wyciągnął z całej sytuacji jakieś wnioski przydałby się większy bojkot. Odejście z klubu czarnoskórych zawodników (czyli większości), bojkot kibiców?
Nowy komisarz NBA Adam Silver stanął przed pierwszym, poważnym problemem. Jak go rozwiąże? Dowiemy się już dzisiaj podczas konferencji w Nowym Jorku. Co grozi Sterlingowi? Najbardziej prawdopodobne jest grzywna. Właściciel Clipps raz już potężną karę do skarbca NBA wnosił i nie było to związane z jego poglądami. W 1984 roku przeniósł Clippers z San Diego do Los Angeles. Bez zgody NBA. Zapłacił za to 6 milionów dolarów! Ale dla człowieka posiadającego majątek wart prawie 2 miliardy żadna kara finansowa nie będzie zbyt wysoka. Adam Silver może też Sterlinga zawiesić. Taka kara była już stosowana w NBA (Glen Taylor – prezes Minnesota Timberwolves w l. 2000/2001 za nieprzepisowe „obejście” salary cap) i polega na czasowym odsunięciu właściciela od jakichkolwiek czynności związanych z klubem. Drużyną zarządza komisarz. No i jeszcze poufna konstytucja NBA, na podstawie której właściciele pozostałych klubów mogą upoważnić władze NBA do bardziej zdecydowanych działań. Mimo wszystko wciąż jest mało prawdopodobne aby w jakikolwiek sposób pozbawić Sterlinga jego klubu. Już prędzej można go przekonywać do sprzedaży drużyny. Sponsorzy już zaczęli odchodzić. Może sam Donald Sterling uzna iż jego dni w NBA minęły... nie, na to raczej nie liczmy. Zjedz banana Donald!