Andrzej Pluta wyjeżdża z Polski! Wspaniały koszykarz, człowiek który zrobił tak dużo dla polskiego basketu opuszcza nasz kraj bo chce aby jego synowie uczyli się koszykówki w Hiszpanii. Trochę to smutne, ale powodzenia panie Andrzeju! Mam taki wywiad, nigdy nie opublikowany, z 2012 roku. No to może dziś? Zanim pojawi się autobiografia...
Najpierw kilka słów wyjaśnienia. Dla mnie Andrzej Pluta to jeden z tych koszykarzy, którzy kojarzą mi się ze złotymi latami 90-tymi. Wtedy polska koszykówka wyglądała jakoś lepiej niż dzisiaj, także dlatego że mieliśmy takich zawodników jak Adam Wójcik, Maciej Zieliński, Roman Prawica (w końcu jestem ze Stalowej Woli!;) czy właśnie Pan Andrzej. Pamiętam go z czasów gry w Bobrach Bytom, większość kibiców kojarzy go jednak z Anwilem Włocławek. A przecież w swojej karierze występował w aż 9-ciu klubach. W reprezentacji Polski zagrał aż 97 meczów. W przyszłym roku powinna pojawić się jego autobiografia. To właśnie tutaj Andrzej Pluta opublikował swoje oświadczenie...
Moi Drodzy, chciałbym coś ogłosić,
Dziękuję Wam za to, że przez wszystkie lata kariery sportowej dodawaliście mi sił do walki i ani odrobinę nie zmieniliście podejścia do mnie, gdy przestałem grać. Naprawdę wielkie, serdeczne dzięki za Waszą przychylność i serdeczność! Już niedługo będę się musiał nauczyć żyć w nieco innych warunkach. Podjąłem ważną, życiową decyzję: wyjeżdżam do Hiszpanii, a dokładnie do Madrytu.
Zapytacie pewnie, dlaczego? Otóż, odpowiedź jest tyleż prosta, co być może zaskakująca. Chcę – razem z Justyną – poświęcić się wychowaniu dwóch możliwie jak najlepszych koszykarzy, naszych synów: Andrzeja i Michała. Wiem, że w Madrycie będą ku temu doskonałe warunki. Estudiantes już czeka, a oni aż podskakują za każdym razem, gdy pomyślą o czekającym ich wyzwaniu. Kochają koszykówkę, pasjonują się nią i chcą trenować z najlepszymi. Jak tu im odmówić!?
Rzucamy więc wszystko i wyjeżdżamy. Nie wiemy na jak długo. Pewnie na kilka lat, może na całe życie. Na razie nie zakładamy, że się nie uda i że będziemy musieli wrócić wcześniej… Wy też trzymajcie kciuki, żebyście zbyt szybko nie musieli mnie znów oglądać.
Póki co Madryt czeka. Mieszkanie właściwie wynajęte, hiszpańska szkoła dla chłopaków wybrana, a i nauka języka jakoś, powoli idzie. Patrzymy na to wszystko bardzo pozytywnie, z wielkimi nadziejami. Może dlatego, że mamy dobre doświadczenia z sezonu 2004/2005, spędzonego we Francji. Jedyne co nas niepokoi, to pewne wspomnienie – chłopaki wytrzymali wtedy w przedszkolu 2 godziny w ciągu całego roku. Oby teraz było lepiej…
Oczywiście, ciężko jest zostawiać (a nierzadko sprzedawać) to, na co się pracowało tyle lat. Jeszcze trudniej z dnia na dzień pożegnać się z rodziną i przyjaciółmi. „Myślałam, że jak już skończysz grać, to będę cię miała bliżej siebie” – zaskoczyła mnie ostatnio mama. I jak tu wytłumaczyć kobiecie, która przez dwadzieścia lat syna widywała tylko od wielkiego święta, że dalej będzie tylko gorzej w tym względzie? Na szczęście, tłumaczyć nie trzeba. Ona wie, co znaczy pasja dziecka. Pomogła mi w karierze najlepiej jak mogła i jak umiała. Teraz moja kolej.
Mam nadzieję, że w Was – moich internetowych i nierzadko także realnych – przyjaciołach, znajdę równie wiele zrozumienia. Nie zostawiam żadnych spraw niedokończonych. To nie w moim stylu. Kontrakt z Anwilem wypełniłem i mam nadzieję, że za kilka lat będzie gdzie wrócić – choćby na trybuny, żeby obejrzeć dobry mecz w wykonaniu włocławian. Trzymam kciuki, żeby sprawy ze sponsorem ułożyły się tak, jak powinny. Bo w tym mieście koszykówka musi istnieć.
Pozdrawiam również moich sympatyków w całej Polsce. Wszędzie gdzie grałem, spotykałem wspaniałych ludzi i część z Was odnajduję dziś na liście facebookowych znajomych. Dziękuję, że polubiliście ten profil. Za jego pomocą będę się z Wami kontaktował. Mam nadzieję, że częściej niż ostatnio.
No i na koniec rzecz najważniejsza z punktu widzenia tego profilu. Nie porzucamy z Łukaszem (Pszczółkowskim - przyp. aut.) prac nad książką. Wręcz przeciwnie. Traktujemy ją z jeszcze większym pietyzmem. Będzie śladem pozostawionym po mnie w Polsce. Ale jeszcze trochę cierpliwości. Spraw do opowiedzenia jest tyle, że musimy spotykać się bardzo często aż do mojego sierpniowego wyjazdu.
Póki co, NOS VEMOS AMIGOS!
ANDRZEJ PLUTA
Życząc powodzenia jednemu z moich idoli, czekam na książkę bo wiem że Pan Andrzej ma sporo mądrych rzeczy do powiedzenia. Także dlatego, że dwa lata temu miałem okazję z nim porozmawiać. Ten wywiad nigdy się nie ukazał... pamiętajcie że to z czerwca 2012 roku, ale większość chyba wciąż aktualna...
24 sekundy z … Andrzejem Plutą
24. Rzuty za 3 punkty
Wszyscy powtarzają, że Andrzej Pluta słynął z rzutów za trzy punkty. A ja powtarzam: za jeden, za dwa i za trzy. Z tego słynął Andrzej Pluta, z celnych rzutów z każdego miejsca na parkiecie.
23. Recepta na sukces
Praca, praca i jeszcze raz praca. Pracując z dziećmi staram się wpajać im podstawy: jak ustawić się do rzutu, jak ustawić nogi, jak ułożyć rękę. To wszystko trzeba powtarzać i powtarzać. Dzieci z tym rosną, jak mają opanowane podstawy to potem wystarczy je tylko rozwijać na treningach. Oczywiście żeby dojść do wysokiego poziomu trzeba poświęcić wiele lat. Ja miałem to szczęście, że spotykałem na swej drodze trenerów, którzy przywiązywali uwagę do szczegółów. A poza tym dla mnie koszykówka jest pasją. Trening to jedno, ale ja po treningu przez kilka godzin rzucałem, rzucałem i rzucałem. To mnie nie męczyło, nie nudziło. Liczyła się tylko piłka i kosz. Dlatego Andrzej Pluta był taki skuteczny i jest skuteczny, bo przecież startując gościnnie, wygrałem konkurs rzutów za trzy punkty podczas ostatniego Meczu Gwiazd Tauron Basket Ligi (w styczniu 2012 roku, w Katowicach - przyp. aut.)
22. Mecz który pamiętam
Bardzo dobrze wspominam mój debiut w reprezentacji Polski. Miałem 22 lata, graliśmy w Wałbrzychu ze Szwecją. Robert Kościuk doznał kontuzji, pojechał do szpitala i ja go zastąpiłem. Od razu stanąłem na linii rzutów wolnych. Trafiłem te rzuty, a mecz skończyłem z 27 punktami. Od tej pory, przez ponad 10 lat grałem w pierwszej piątce reprezentacji Polski.
21. Mecz który pamiętam w klubie
Bardzo ważny dla mnie mecz, to spotkanie we Włocławku, kiedy zdobywaliśmy Mistrzostwo Polski. Kiedy wygraliśmy szósty mecz po dogrywce, ja zdobyłem 21 punktów i trafiłem „trójkę” która decydowała o zwycięstwie.
Jednak karierę miałem tak długą, że tych ważnych meczów było bardzo dużo.
20. Największy sukces
Jeżeli chodzi o klubową koszykówkę, to najwięcej zdobyłem z Anwilem Włocławek. Zdobyłem wszystko co jest możliwe: brązowy medal, srebrny i złoty. Zdobyłem Puchar Polski i SuperPuchar. Z Anwilem wygrałem pierwsze mistrzostwo w historii klubu, ale rok później zdobyłem też pierwszy tytuł z Prokomem Sopot. To było pierwsze i najważniejsze mistrzostwo, dzięki któremu rozpoczęła się kilkuletnia dominacja Prokomu. Do tych sukcesów trzeba też dołączyć 7 miejsce na Mistrzostwach Europy w 1997 roku. A byliśmy wtedy o krok od „czwórki” i kto wie co byłoby dalej…
19. Reprezentacja Polski 1997
Gdy graliśmy z Grecją w ćwierćfinale Mistrzostw Europy, byliśmy w takim transie, że ja tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tego o co my gramy. Wygrywając ten mecz bylibyśmy w najlepszej „czwórce” Europy. Zabrakło nam bardzo niewiele. Ale czy byliśmy aż tak dobrzy by osiągnąć ten cel? Na pewno z każdym meczem graliśmy lepiej. Wygraliśmy z Łotwą, z Chorwacją, graliśmy - przynajmniej do przerwy - jak równy z równym z Serbią … właśnie opowiadałem mojemu synowi, że grałem z takimi graczami jak Rebraca, jak Bodiroga, jak Danilovic…. Nawet gdy nie awansowaliśmy do półfinału, to wiadomo – wszyscy myślą już o powrocie do domu, a my jeszcze na koniec wygraliśmy mecz o 7 miejsce z Turcją. To był bardzo dobry czas dla reprezentacji Polski i polskiej koszykówki.
18. Reprezentacja Polski 2012
Dla mnie reprezentacja to był priorytet. Ja nigdy nie kalkulowałem, nigdy nie jeździłem na kadrę, żeby zarabiać pieniądze, nigdy nie jeździłem na kadrę bo musiałem. Ja zawsze sporządzałem kontrakt tak, że klub musi mnie zwolnić na kadrę. I to mi zależało na tym, żeby grać w reprezentacji Polski. To było najważniejsze. Nasze podejście było inne niż w dzisiejszych czasach. Dzisiaj koszykówka to biznes. Wiele osób kalkuluje: „a ja nie pojadę bo mogę coś stracić, bo nie podpisze kontraktu, bo nie mam ubezpieczenia itd.”. To mi się nie podoba. Brakuje mi takiego podejścia, że gra w kadrze to jest coś naprawdę wyjątkowego.
17. Początki
Wszystko zaczęło się w Rudzie Śląskiej. Stamtąd pochodzę i jako 11-latek zacząłem chodzić na treningi koszykówki. Pogoń Ruda Śląska to klub z dużymi tradycjami, rok temu święcił 60-lecie sekcji koszykówki. Tam przeszedłem pierwsze szczeble kariery, od młodzika, przez kadeta, do juniora. W wieku 18 lat debiutowałem w seniorskiej drużynie Pogoni. To były dla mnie dwa bardzo ważne sezony. Decydowałem o obliczu zespołu, a w wieku 19 lat byłem drugim strzelcem w I lidze. Wróciłem tu jeszcze po przygodzie z Bobrami Bytom, grałem z Pogonią w europejskich pucharach, m.in.: z Romą. Na pewno dużo zawdzięczam temu klubowi.
16. Bobry Bytom
Stal Bobrek Bytom, Bobry Bytom, Browary Tyskie Bobry Bytom, Ericsson Bobry Bytom… pięć lat w Bytomiu to też był super czas. Cztery medale w pięć sezonów. Niesamowite doświadczenie i kawał dobrej roboty. Z Bytomia przeniosłem się do Czarnych Słupsk, gdzie też mieliśmy niesamowity skład, no a potem był Anwil.
15. Anwil Włocławek
Anwil to dla mnie klub numer 1, któremu dużo zawdzięczam, mam do niego duży szacunek, zawsze dobrze tam wrócić. Czas spędzony we Włocławku wspominam wyjątkowo.
Pod dachem „Hali Mistrzów” wisi moja koszulka, mój numer został zastrzeżony. To zaszczyt, którego doświadczyło tylko kilku zawodników w Polsce.
14. Francja
Zawsze byłem ambitny. Gdy w polskiej lidze osiągnąłem już wszystko, chciałem spróbować czegoś innego. Szukałem pracy za granicą, ale dla mnie najważniejsze jest granie, więc szukałem takiego klubu, w którym będę grał. Podjąłem decyzję, że podpisze kontrakt z beniaminkiem ligi francuskiej Chalons en Champagne. Trzy pierwsze miesiące były bardzo ciężkie, byłem obcokrajowcem, a na boisku byłem i rozgrywającym i rzucającym, byłem od wszystkiego. Jednak absolutnie nie żałuję. Było to dla mnie niesamowite doświadczenie, niesamowita szkoła. Uważam, że całkiem nieźle poszło mi w drugiej części sezonu. Kończyłem sezon ze średnią: prawie 14 punktów na mecz i z dobra skutecznością. Szkoda tylko, że bardzo pechowo spadliśmy do II ligi. Od utrzymania dzieliły nas dwa „małe” punkty. Jeden kosz. Tak to się zakończyło. Klub chciał przedłużyć ze mną umowę, ale ja nie chciałem grać w niższej lidze.
13. Rodzina
Żona i dzieci towarzyszą mi wszędzie. U nas nie było czegoś takiego że mąż gra w jednym mieście, a żona siedzi w innym. Cała nasza kariera to jest „Tour de Pologne”. Jeździliśmy wszędzie razem, dzieci zmieniały szkoły, przedszkola, ale byliśmy razem. Moja żona, zresztą też koszykarka, zawsze mnie wspierała. Doskonale wie jak mi pomóc, jak pocieszyć w ciężkich chwilach, jak mobilizować, motywować. Na pewno oboje mamy wspólną pasję i nie wyobrażam sobie mojej pracy i gry bez rodziny.
12. Dzieci
Starszy syn Andrzej ma 12 lat (dziś 14 - przyp. aut.), młodszy Michał ma 10 lat (dziś 12 - przyp. aut.) i od pięciu, sześciu lat trenują koszykówkę. Wcześniej trenowali judo, teraz koszykówkę i z całkiem niezłym skutkiem. Mieliśmy okazję być razem, dwa razy w szkole Marciulionisa na Litwie, grali we Włocławku, teraz trenują w MKS-ie Zabrze. Niech się bawią, niech się uczą, na razie wszystko idzie dobrze.
11. Szkoła Marciulionisa
To jest wzór. Dzieci tam trenowały, ja miałem okazję wszystko to zobaczyć z bliska. Zresztą mam dobre układy z tamtejszymi trenerami, Akademia Marciulionisa była na turnieju we Włocławku. To jest najlepsza szkoła koszykarska w Europie. Ma 500 zawodników, świetnych trenerów, na czele tego wszystkiego stoi oczywiście Sarunas Marciulionis, który jest na Litwie legendą, a obecnie to trener i biznesmen, człowiek, który firmuje całe to przedsięwzięcie swoim nazwiskiem, przyciąga młodych koszykarzy. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak to wszystko działa. Tam w każdym roczniku jest po pięć grup. I każda z nich jest świetna. Tego nie można opisać, to trzeba po prostu zobaczyć. Litwini mówią, że aby wyszkolić dobrych koszykarzy, na pięciu zawodników musi przypadać jeden trener. Więc można sobie wyobrazić jaki to jest profesjonalizm. U nas zazwyczaj jest jeden trener i co najmniej 20 zawodników. Jak trener się odwróci to każdy robi co chce. Cóż tylko jeździć i uczyć się.
10. Pluta Basket
Klub „Pluta Basket” w Radzionkowie działa już od roku, mamy 36 adeptów w wieku od sześciu do jedenastu lat. Na pewno po jedenastu latach mojej nieobecności na Śląsku już wiem w jakim miejscu jest w tej chwili koszykówka. Trochę przykro, że wszystko zgasło i ciężko się to odbudowuje. Szkolenie młodzieży, promocja koszykówki – to wszystko musi się odbywać przez drużyny seniorskie. A na Śląsku w tej chwili nie ma zespołów ekstraklasowych. Dziś została tylko jedna drużyna pierwszoligowa, Dąbrowa Górnicza.
9. Trener dzieci
To kolejny etap w mojej karierze. Ciężka praca, ale też praca która daje satysfakcję. Zupełnie inaczej pracuje się z dziećmi niż z seniorami. Ale myślę, że każdy trener który chce coś osiągnąć musi przejść wszystkie etapy, żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda. I ja właśnie w tej chwili zajmuję się dziećmi. Szkolimy razem z żoną młodych adeptów koszykówki. Postępy są bardzo duże. Teraz jesteśmy na etapie szukania sponsorów, bo bez nich się nie da rozwijać i zobaczymy jak będzie w przyszłości.
8. Trener seniorów?
Oczywiście gdzieś we mnie to siedzi. Po zakończeniu kariery odpocząłem rok od seniorskiej koszykówki. Po wielu latach gry w klubach, w reprezentacji Polski, po obozach, zgrupowaniach i ciągłych wyjazdach miałem rok oddechu. Teraz, pracując z dziećmi nie mogę przekazać mojego doświadczenia. Moi podopieczni są po prostu jeszcze na to za mali. Dlatego wszystko jest jeszcze otwarte, mogę pracować z seniorami. (Podczas eliminacji do Eurobasketu 2013 Andrzej Pluta pełnił rolę attache polskiej reprezentacji. Od sezonu 2012/2013 pracował jako asystent trenera w Anwilu Włocławek =przyp. aut.)
7. Idol
Michael Jordan. To jest mój idol i zawsze nim będzie. To jego gra mnie motywowała i wyznaczała kierunek. Starałem się go jak najwięcej oglądać i brać z niego przykład.
6. Rywal
Dziś ciężko ocenić przeciwko komu mi się jakoś wyjątkowo ciężko grało. Na pewno zawsze trudno mi było rywalizować z wyższymi zawodnikami. Ale jakoś dawałem radę:)
5. Na parkiecie najlepiej rozumiałem się z…
Miałem okazję grać ze świetnymi zawodnikami i nie chciałbym nikogo pominąć. Dobrze mi się zawsze grało z Łukaszem Koszarkiem i z Krzysiem Szubargą, także doskonale rozumiałem się z Pawłem Szcześniakiem, na pewno też z Robertem Kościukiem. No i z Tomasem Pacesasem, bo zdobyliśmy dwa mistrzostwa Polski w dwa lata. On był typowym dyrektorem na parkiecie, wiedział czego ode mnie oczekiwać, ja wiedziałem czego oczekiwać od niego, dlatego ta współpraca była bardzo dobra.
4. Trenerzy
Każdy trener miał na mnie duży wpływ. Ale ja też jestem takim zawodnikiem, który chciał chłonąć wiedzę i chciałem korzystać z tego co mi daje każdy trener. Pracowałem w ekstraklasie z około trzydziestoma szkoleniowcami i byli to bardzo różni trenerzy: polscy, greccy, trenerzy z Bałkanów i akurat bałkańską szkołę koszykówki bardzo sobie cenię. Ale też bardzo dobrze mi się współpracowało z trenerami Kijewskim czy Szczubiałem, także z trenerem Urlepem, który jest bardzo wymagający, ale myślę że rozumieliśmy się. Każdy szkoleniowiec dołożył swoją cegiełkę i miał wpływ na moją karierę.
3. Koszykówka
Trzeba kochać to co się robi. Dzisiaj przed dziećmi jest dużo pokus, czasami dzieci coś lubią ale przy najmniejszym potknięciu, przy najmniejszej porażce tracą zapał i rezygnują. A jeżeli ktoś ma pasję, jeżeli gra w koszykówkę bo ją kocha to może pokonać problemy i zajść bardzo daleko.
2. Marzenia
Chciałbym zostać przy koszykówce. Mam wspaniałą rodzinę, chciałbym byśmy byli zdrowi i cieszyli się sobą. Żebyśmy mieli czas dla siebie, dla dzieci, a do tego żeby się spełniać w tym co jest naszą pasją. Pasją naszej rodziny jest koszykówka.
1. Ostatnia sekunda
Podejmuję decyzję, czyli oddaję rzut…