9 tytułów mistrza Polski z rzędu. Cztery awanse do najlepszej szesnastki Europy i wreszcie ćwierćfinał Euroligi w 2010 roku. Ryszard Krauze przez ponad dekadę budował w Trojmieście koszykarską potęgę - Asseco Prokom Gdynia. Teraz wycofuje się ze sponsorowania klubu. Co dalej z zespołem mistrza Polski?
Trwają rozmowy na temat przyszłości klubu. Za kilka dni wszystko powinno być jasne. – tyle udało mi się dowiedzieć w firmie Asseco Poland. To będzie teraz jedyny właściciel i sponsor mistrzów Polski. Ryszard Krauze, człowiek który zbudował koszykarską potęgę w Trójmieście postanowił się wycofać. Bo zwyczajnie nie ma pieniędzy. Dziś na utrzymanie swojego hobby go po prostu nie stać.
Nie wiadomo tylko co to tak naprawdę oznacza. Grzegorz Kubicki z trójmiasto.sport.pl, który pierwszy poinformował o wycofaniu się Ryszarda Krauze kreśli czarną wizję. Według jego informacji najbliższa przyszłość Asseco Prokomu to pozbycie się najdroższych koszykarzy (Koszarek, Hrycaniuk) i dogranie sezonu do końca. Po wakacjach minimalny budżet (2 miliony złotych). Żadnych gwiazd i walki o mistrzostwo. Nie mówiąc już o Eurolidze. A to wbrew pozorom nie jest problem tylko gdyńskiej drużyny.
W Eurolidze Prokom albo… nikt?
Gdy w 2004 roku Asseco Prokom (wtedy jeszcze Prokom Trefl Sopot) zdobywał swój pierwszy tytuł mistrzowski – w nagrodę odziedziczył miejsce w Eurolidze. Przez kolejne sezony spisywał się w niej na tyle dobrze, iż otrzymał tzw. licencję A. Znalazł się w prestiżowym gronie czternastu klubów, które mają zagwarantowaną grę w elicie. Bez względu na wyniki w polskiej ekstraklasie. Oczywiście klub z Gdyni musiał spełnić szereg warunków (przyzwoite wyniki na europejskich parkietach, pieniądze, hala, lotnisko, kibice, telewizja itd.) Prokomowi te warunki spełniać jest coraz ciężej. Jeśli Gdynianie nie zdobędą mistrzostwa i nie będą chcieli/mogli grać w Eurolidze to zaczną się schody. Bo licencja A dla Prokomu wcale nie oznacza miejsca dla innej polskiej drużyny. O nie. Zasady przyznawania miejsc w europejskiej elicie są… delikatnie mówiąc dość zawiłe. Ale w skrócie: dla polskich drużyn najważniejszy jest ranking klubowy. Polska w tymże rankingu jest na bardzo dalekim, 13 miejscu. Przed nami ligi czeska, ukraińska czy belgijska. Za nami tylko Bułgaria, Holandia i Łotwa. To oznacza, że nowy mistrz Polski zagra w … eliminacjach Euroligi. No to teraz przykład z obecnego sezonu: eliminacje przebrnęły ekipy włoskiego Cantu i francuskie Le Mans Sarthe Basket. Nie przebrnęły czeski Nymburk, rosyjski UNICS Kazań, ukraiński BC Donieck. O budżetach większości tych drużyn w Sopocie, Zielonej Górze czy Zgorzelcu mogą sobie pomarzyć. Jeśli Asseco nie zdecyduje się bronić miejsca w Eurolidze, przygotujmy się na to, że po raz pierwszy w tym stuleciu nie zobaczymy polskiej drużyny w gronie 24 najlepszych zespołów Starego Kontynentu.
Co zrobi Asseco?
W Asseco mówią na razie niewiele i twierdzą, że ciężko przewidywać przyszłość. O pesymistycznym scenariuszu już wiemy. Są jednak bardziej optymistyczne. Dogranie sezonu do końca obecnym składem (10 zawodników, ale wśród nich są przecież reprezentanci Polski) wciąż daje szansę na walkę o tytuł. A może Asseco będzie chciało mieć nie tylko mocną siatkarską drużynę (Resovia), ale też koszykarską? Są też inne (zdecydowanie mniej realne) możliwości od przenosin do Rzeszowa po połączenie z Treflem Sopot.
Asseco Prokom droga do potęgi…
W 2010 roku miałem okazję z bliska obserwować jak wygląda najbardziej profesjonalny klub w Polsce. Wyglądał naprawdę nieźle. Z Qyntelem Woodsem i Davidem Loganem w składzie awansował do Elite 8 Euroligi. Ćwierćfinał przegrał z wielkim Olympiakosem Pireus. Wszystko: organizacja, marketing i wyniki sportowe były na najwyższym poziomie. Nic dziwnego. Bywały takie lata gdy Prokom miał w budżecie nawet 30 milionów złotych, przez ostatnią dekadę grali tu między innymi Ruben Wołkowyski, Milan Gurović, Travis Best czy Thomas van den Spiegel. Największe kontrakty zawodników sięgały miliona dolarów za sezon. Ale ważniejsze było, że Krauze płacił zawsze na czas, że koszykarze na nic nie mogli narzekać. Że hala w Gdyni wypełniała się do ostatniego miejsca. Po najlepszym w historii klubu sezonie 2009/2010 odeszli Logan (dziś Maccabi Tel Aviv) i Woods, potem Daniel Ewing (dziś Besiktas Stambuł), ale pojawiali się też nowi jak Bobby Brown (dziś Montepaschi Siena). Do tego pamiętajmy, że w Prokomie ważną (choć nie pierwszoplanową) rolę zawsze odgrywali Polacy (Hrycaniuk, Szczotka, Zamojski, w tym sezonie także Ponitka). Zespół z Gdynii oprócz Euroligi grał w Zjednoczonej Lidze VTB. Nie wyglądało to na początek końca... Jednak od sezonu 2010/2011 niedawni ćwierćfinaliści Euroligi wygrali w tych rozgrywkach zaledwie 5 (!) meczów. Z trzydziestu! W lutym zeszłego roku odszedł trener Tomas Pacesas. Litwin dokonał w Polsce rzeczy niesamowitej. Jako zawodnik i szkoleniowiec spędził w naszym kraju 10 sezonów. Każdy kończył tytułem mistrzowskim. Już bez Pacesasa Prokom sięgnął po kolejne złoto w ubiegłym sezonie. Ale tym razem może się już nie udać.
problemy też były...
„Mistrz jest tylko jeden” głosi hasło na koszulkach przygotowywanych przy okazji kolejnych tryumfów. Ale ten mistrz miał też swoje problemy. Do tej pory udawało się je rozwiązywać.. Pierwszy poważny zakręt zdarzył się przy przenosinach z Sopotu do Gdynii. Prokom Trefl Sopot stał się Asseco Prokomem Gdynia. Tu rozeszły się drogi Ryszarda Krauzego i Kazimierza Wierzbickiego, który w 1995 roku zakładał klub w Sopocie. Niby to Asseco Prokom Gdynia jest 9-cio krotnym mistrzem Polski, ale w Sopocie twierdzą, że tytuły z lat 2004-2008 należą się Treflowi Sopot, którego Wierzbicki reanimował pod dawną nazwą w roku 2009. Zresztą mniejsza o historię, ważniejsze jest pytanie: po co w Trójmieście dwa silne (jak na polskie warunki) kluby zamiast jednego, który mógłby odnosić sukcesy także w Europie? Żeby było weselej Ryszard Krauze ma jeszcze jeden klub – Start Gdynia. Zdecydowanie tańszy w utrzymaniu, ale też grający ekstraklasie. Trochę tego za dużo.
Wracając do Prokomu – nie przysłużyła mu się historia z grą w VTB zamiast w polskiej lidze, ale największe problemy zaczęły się w tym sezonie. Gdy trzeba było oszczędzać Krauze oddał władzę Walterowi Jeklinowi. Nieudane transfery, słabe wyniki, pozbycie się czirliderek. Trudno w ostatnich miesiącach znaleźć jakieś dobre decyzje. Do tego doszedł brak pieniędzy i mamy taki oto koniec pięknej historii Asseco Prokomu Gdynia. A może nie koniec. Może pod nieco inną nazwą (pewnie Asseco Gdynia) nastąpi ciąg dalszy.