„Nie robię tego by stać się pierwszym czynnym sportowcem – gejem w amerykańskim zawodowym sporcie, tylko po to by rozpocząć dyskusję” napisał koszykarz NBA Jason Collins w „Sports Illustrated”. I jeszcze to najważniejsze zdanie: „jestem 34-letnim centrem NBA, jestem czarny, jestem gejem”. Dyskusję wywołał, co ona przyniesie?
Pierwsza myśl gdy zobaczyłem link do artykułu w "Sports Illustrated" na twitterze była mniej więcej taka: aha, zaraz się zacznie… Ameryka właśnie się budzi (u nas było poniedziałkowe popołudnie) i zacznie dyskutować o tym czy Collins zrobił dobrze, czy nie? Czy powinien to robić czy nie? Czy jest jeszcze dla niego miejsce w zawodowym sporcie czy nie? I dlaczego postanowił ogłosić światu, że jest gejem właśnie teraz?
Pierwszy aktywny sportowiec - gej
Pewnie większość z Was nie wiedziało do poniedziałku kim jest Jason Collins. Szczerze, to jakbyście mnie zapytali to też bym wiedział niewiele. Pamiętam go z New Jersey Nets, z którymi dwa razy grał w finale NBA. Ale jakbym miał strzelać to powiedziałbym że w NBA już nie gra. Otóż gra. A właściwie grał. Bo szumne nagłówki w amerykańskiej (polskiej też) prasie są nieco na wyrost. Za 2 miesiące 34 – letni Collins przestanie być zawodnikiem NBA. Skończy mu się kontrakt z Washington Wizards. Czy zatrudni go jakiś klub? Dopiero gdy się tego dowiemy będzie można próbować odpowiedzieć na pytanie czy jego coming out coś zmienił.
I'm so proud
Zaraz po ogłoszeniu światu jakiej orientacji jest Collins – oświadczenie wydała NBA. Komisarz David Stern napisał, że Jason jest częścią rodziny NBA i ma jej całkowite wsparcie. Zaraz potem na twitterze pojawiły się wpisy kolejnych gwiazd koszykówki. Do Collinsa z dobrym słowem zadzwonił nawet prezydent Barack Obama. Jednak to co mnie uderzyło to, że te wszystkie wpisy na twitterze były niemal identyczne. Najczęściej pojawiało się słowo „proud” czyli duma. Dalej o tym, że „Cię wspieramy i jesteśmy z Tobą”. Ile w tym hipokryzji? Odpowiedzcie sobie sami. Ale ja nie doszukałem się żadnego negatywnego wpisu, żadnego. Nikt nie chciał być Karlem Malone’m?
Magic ogłasza
Zamieszanie wokół Collinsa przypomniało mi sytuację sprzed niemal 22 lat. Dotyczyła jednej z największych gwiazd w historii koszykówki – Earvina „Magica” Johnsona (którego zresztą syn jest gejem). Ówczesny lider Los Angeles Lakers w listopadzie 1991 roku ogłosił, że jest nosicielem HIV (zapewniając przy tym, że nie jest gejem). Wtedy też było oficjalne poparcie władz ligi. Ale trochę inaczej wygląda to gdy się o tym mówi, a inaczej gdy trzeba przejść do czynów. Wiem, wirusem HIV można się zarazić, a homoseksualizmem nie. Tym bardziej warto podkreślić gesty jakie wykonali n.p.: Michael Jordan a przede wszystkim Pat Riley, który jako pierwszy zaprosił Magica na wspólny trening i nie unikał kontaktu. To był wielki gest, milion razy trudniejszy niż wpis na twitterze. Ale wtedy byli też tacy, którzy powiedzieli: „Nie! Nie chcę grać z Magicem ani przeciwko niemu.” I był to Karl Malone.
Czy to jest ważne?
Jeśli popatrzymy nieco wstecz to wcale daleko nie trzeba szukać by znaleźć wypowiedź futbolisty San Francisco 49-ers Chrisa Cullivera o tym, że gej z jego drużyny byłby natychmiast wyrzucony. Kilka lat wcześniej gwiazda NBA Tim Hardaway w wywiadzie radiowym mówił wprost: "nienawidzę gejów". Culliver musiał przeprosić, Hardaway przez sześć lat zmienił poglądy. Mniej więcej tak jak zmieniła je Ameryka. 58 proc. obywateli akceptuje małżeństwa między osobami tej samej płci, przeciwko jest 36 proc. Jeszcze dziesięć lat temu proporcje były odwrotne.
Patrząc na te dane zastanawiam się dlaczego w Stanach Zjednoczonych słowa Collinsa wywołały takie poruszenie? Czy zamiast o punktach, zbiórkach czy blokach warto rozmawiać o tym jaką koszykarz ma orientację seksualną? Może to co ogłosił Jason Collins po prostu nie jest ważne? W USA niemal codziennie jakiś aktor, polityk, biznesmen ogłasza że jest gejem. Tuż po wybraniu z numerem pierwszym w drafcie WNBA do homoseksualizmu przyznała się Brittney Grinner. Przeszło to niemal bez echa, choć ta dziewczyna za chwilę będzie wielką gwiazdą kobiecej koszykówki. Chyba jednak męski sport to co innego. To ostoja męskości i testosteronu. Bramkarz Arsenalu Londyn Wojciech Szczęsny przyznał kiedyś, że w szatni są trzy tematy: „piłka nożna, samochody i dupy.” Założę się, że w szatni przeciętnego zespołu NBA piłkę nożną możemy zamienić na koszykówkę. Reszta zostaje bez zmian. Zresztą sam Collins pisze miejscami tak jakby chciał się usprawiedliwić. Przypomina jak twardo potrafi walczyć na boisku. Jakby chciał powiedzieć: „zobaczcie! na parkiecie nie jestem pe…” Na coming out sportowcy, do tej pory, decydowali się tylko po zakończeniu kariery. Tak było w przypadku Johna Ameachi (to wtedy Hardaway powiedział, że nienawidzi gejów)
Za Collinsem jest 11 lat gry w NBA. To profesjonalista i jeśli znajdzie miejsce w NBA (to w sumie niezła promocja dla klubu który go zatrudni) jego sytuacja zapewne diametralnie się nie zmieni. Za długo w tych koszykarskich szatniach przebywa (a grał w sześciu klubach NBA). Czekam na takie oświadczenie z ust dwudziestokilkulatka albo jakiegoś gwiazdora NBA, którego nie można będzie spławić mówiąc że za stary i za słaby. A czy coming out Collinsa sprawi, że znajdą się kolejni odważni? Dopiero się przekonamy. Na razie pewne jest to, że geje w zawodowym sporcie są. A jak sobie zawodowy sport z nimi poradzi?