Igrzyska w Londynie już za nami, ale to co działo się na olimpijskich arenach nadal rozpala wyobraźnię kibiców i dziennikarzy z całego świata. Niechlubną i niestety nieodzowną częścią sportowej rywalizacji jest kwestia dopingu. Mnie szczególnie zaniepokoiły doniesienia o rzekomym „koksowaniu się” przez kenijskich biegaczy.
Lekkoatleta, jedna z największych polskich nadziei na medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie
Gorąco zrobiło się po wypowiedzi jakiej jeszcze przed igrzyskami udzielił sportowiec z tego kraju, Mathew Kisorio, przyłapany na stosowaniu dopingu podczas mistrzostw Kenii rozgrywanych w Nairobi. Zawodnik ten, legitymujący się świetnymi rekordami życiowymi (5km – 12:57.83, 10km – 26:54.25), stwierdził, że niedozwolone wspomaganie to codzienność w kenijskim sporcie, szczególnie wśród biegaczy. Ba, przyznał, że na tym właśnie opiera się siła kenijskich średnio- i długodystansowców.
Po tej wypowiedzi zawrzało. Przyznam, że mnie osobiście zamurowało. To na tym ma się opierać słynna kenijska biegowa potęga, której źródeł szukaliśmy wspólnie z Marcinem na wyjazdach do Afryki? - pomyślałem. Potem przyszła chwila zastanowienia, że to pewnie marna linia obrony osoby przyłapanej na gorącym uczynku - wybielić siebie, rzucając podejrzenia również na innych. Jednak nie sposób zastanowić się dlaczego co roku ogromne rzesze kenijskich biegaczy ruszają w świat wygrywając wszystko co się da - maratony, biegi uliczne, lekkoatletyczne mitingi, by później, po jednym lub dwóch sezonach, zniknąć bezpowrotnie ze sportowych aren, a ich miejsce zajmują koledzy z sąsiedniej wioski. Mimo wszystko, ja wiem co widziałem będąc osobiście w Kenii, ich ciężką pracę na treningach, spartańskie warunki życia, determinację. I chciałbym wierzyć, że sportowe wyniki i powszechna dominacja biegaczy z Kenii to efekt tych właśnie czynników, a nie niedozwolonego wspomagania. Mam przy tym nadzieję, że cała ta sprawa zostanie dogłębnie wyjaśniona przez kenijską federację, jak również odpowiednie międzynarodowe instytucje.
Na samych igrzyskach również się działo. Nie zabrakło niestety dopingowiczów w naszej ukochanej lekkoatletyce. Najbardziej głośnym przypadkiem była wpadka mistrzyni olimpijskiej z Białorusi w pchnięciu kulą, Nadieżdy Ostapczuk. Jeszcze przed igrzyskami z powodu stosowania środków dopingowych z rywalizacji wypadł świetny biegacz marokański Amine Laâlou, z którym Marcin niejednokrotnie (i to z powodzeniem) rywalizował. Jak podaje Polski Związek Lekkiej Atletyki, w Londynie startowało 57 sportowców, którzy wcześniej mieli przygodę z niedozwolonym wspomaganiem, wśród nich aż piątka złotych medalistów olimpijskich - Tatiana Łysenko w rzucie młotem, Sandra Perkovic w rzucie dyskiem, Shelly-Ann Fraser w biegu na 100 metrów, Asli Çakir w biegu na 1500 metrów, czy (tu wielu się pewnie zdziwi) złoty medalista w sztafecie Yohan Blake (tak, ma na swoim koncie 3-miesięczną dyskwalifikację). Ciekawym przypadkiem jest Jason Gatlin, brązowy medalista na "setkę", który powrócił po... dwóch dyskwalifikacjach, których łączny okres wyniósł aż 5 lat!
Osobiście jestem przeciwny, aby na igrzyskach olimpijskich startowały osoby przyłapane wcześniej na dopingu. Uważam, że to wyjątkowa impreza, która, mimo wszechobecnej komercjalizacji sportu, nadal symbolizuje wyższe wartości, nie tylko zwycięstwo za wszelką cenę. Medale zdobywane przez dopingowiczów zawsze będą miały na sobie cień wcześniejszych "dokonań" ich właścicieli. Dopuszczając takich zawodników do rywalizacji, pokazujemy trenującej młodzieży, jak również innym, walczącym uczciwie sportowcom, że jest na doping przyzwolenie, że nie ma właściwych sankcji za haniebne wg mnie postępowanie. Przez taką pobłażliwość zawsze będą znajdować się kolejni chętni, chcący pokonać swoich rywali drogą na skróty.
Tak jeszcze na koniec chciałbym wspomnieć o tym co działo się w ostatnich dniach, gdy sportową społeczność zszokowała decyzja amerykańskiej agencji antydopingowej (USADA), która zadecydowała o ukaraniu Lance'a Armstronga, legendy światowego kolarstwa, odebraniem wszystkich zdobytych w ostatnich 14 latach tytułów. Sprawa wzbudza wiele kontrowersji, gdyż z jednej strony amerykański kolarz to postać wybitna, pokonał straszliwą chorobę, po której wrócił do sportu, a z drugiej może się okazać, że jego sportowe sukcesy były oszustwem. Sam zainteresowany stwierdził, że nie będzie więcej się bronił, bo nie ma już na to sił i jest zmęczony kilkuletnią dopingową nagonką wokół jego osoby. Wielu potraktowało to jako przyznanie się do winy. Jednak kilku znanych kolarzy, rywalizujących z nim na największych światowych wyścigach, broni go, twierdząc, że to wspaniały sportowiec. Sprawa jest tym bardziej dziwna, bo Armstrong był wielokrotnie badany w latach swojej kariery i nigdy wyniki tych badań nie były pozytywne. Rzekomo chodzi o używanie środków, które wtedy za doping uznawane nie były, a teraz już są... Przyznam, że nie wiem zupełnie co o tym myśleć, bo Lance od zawsze mi imponował, przede wszystkim jako człowiek. Takim też chciałbym go zapamiętać.