Jean-Claude Juncker nowy szef Komisji Europejskiej nie ma złudzeń. Jeśli w ciągu pięciu lat Unia nie wyjdzie z marazmu gospodarczego - jego dzisiaj (22.10.14) powołane Kolegium Komisarzy może przejść do historii jako ostatnie...
Bez efektów ekonomicznych osiągniętych, jako "wartość dodana" ze wspólnotowego rynku, następny Parlament wybrany w 2019 roku, zostanie zdominowany przez zawiedzionych Unią. I to byłby jej koniec.
Komisja ostatniej szansy została powołana 423 głosami za, przy 209 przeciw i 67 wstrzymujących się od głosu.
"Mam 5-letni kontrakt z Parlamentem i zamierzam się z niego wywiązać" - zadeklarował Juncker. Zamierza wpompować 300 miliardów euro w europejskie inwestycje, co ma być lekarstwem na kryzys i bezrobocie. Plan skąd weźmie te sumy - mamy poznać "przed Świętami".
Drakońskie kryteria paktu stabilizacji i wzrostu (odnośnie deficytu i długu publicznego w budżetach narodowych) pozostaną jednak niezmienione, ale "będą wprowadzane z pewną dozą elastyczności", co da głębszy oddech np. gospodarkom Grecji, Portugalii czy Francji.
Już trzykrotnie uczestniczyłam w przesłuchaniach kandydatów na komisarzy, podczas dwóch kadencji Komisji Barroso oraz obecnej i uważam, że wybraliśmy dobrą drużynę z dobrym programem pracy. Tym niemniej siła poparcia dla tego składu Komisji jest w Europarlamencie wyraźnie słabsza.
Dla porównania, pierwsza Komisja Barroso zaakceptowana w listopadzie 2004 r. uzyskała 449 za do 149 głosów przeciw, przy 82 wstrzymujących się. Drugą Komisję Barroso wybraną 9 lutego 2010 r. poparło 488 posłów przy 137 głosach przeciw i 82 wstrzymujących się.
Szef Komisji Jean-Claude Juncker wraz ze swoim, bardziej doświadczonym niż w poprzednich latach zespołem, jest teraz w moim przekonaniu gotów, aby zmierzyć się z wyzwaniami zarówno gospodarczymi jak i geopolitycznymi, przed którymi stoi Europa. Trzymam kciuki.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg