Polskim Związkiem Triathlonu mało kto się interesuje, więc również i to, skądinąd ważne wydarzenie, przeszło bez echa. Ważne, bo nie często się zdarza, aby Ministerstwo Sportu rozpoczynało procedurę nadzorczą nad konkretnym związkiem sportowym i badało nieprawidłowości związane z jego funkcjonowaniem. A tak właśnie się stało pod koniec lutego. Nieprawidłowości, a przede wszystkim niejasności było i jest sporo w działaniu Polskiego Związku Triathlonu, którym od 20 lat kieruje Prezes Krzysztof Piątkowski. Ale od początku! Postaram się w kilku zdaniach wprowadzić Was w temat, który do tej pory interesował wyłącznie zakochanych w triathlonie.
Łukasz Grass. Redaktor Naczelny Akademii Triathlonu, Dziennikarz Radiowy i Telewizyjny
23 lutego miały się odbyć wybory w Polskim Związku Triathlonu. Miały być przełomowe, bo już bez Prezesa Krzysztofa Piątkowskiego, który wreszcie po 20 latach nieudolnego zarządzania stowarzyszeniem zdecydował się powiedzieć pass (choć jak się nieoficjalnie dowiedziałem, popierając jednego z kandydatów i mając za sobą "starą gwardię", miałby wejść do Zarządu i nadal współkierować Związkiem, co z mojego punktu widzenia - wiedzy, jaką dysponuję, byłoby fatalnym rozwiązaniem). Do walki o fotel Prezesa stanęło czworo kandydatów. W kolejności alfabetycznej: Rafał Giermasiński (od niedawna szef Mazowieckiego Okręgowego Związku Triathlonu), Iwona Guzowska (posłanka PO, ale przede wszystkim Mistrzyni Świata i Europy w sportach walki), Wojciech Olejniczak (europoseł SLD), Marcin Słoma (trener triathlonistki Marii Cześnik, która startowała na IO w Pekinie i Londynie).
Od ponad 5 lat, od kiedy zainteresowałem się tą dyscypliną sportu i czynnie ją uprawiam, docierają do mnie różne informacje o nieprawidłowościach w działaniu PZTri. Część z nich, co za chwilę opiszę, potwierdziła się, a część jest na tyle poważna, że mimo prawdopodobieństwa graniczącego z pewnością wymaga zebrania dowodów, nad czym pracuję. Generalnie, gdybym miał dziś jednym zdaniem opisać działanie Polskiego Związku Triathlonu pod kierownictwem obecnego prezesa, użyłbym określeń: „tumiwisizm”, „jakoś to będzie”, na ostatnią chwilę, bez jasnych reguł, bez zasad, bez uregulowań prawnych, bez jasnych kryteriów doboru zawodników do kadry i przyznawania wyjazdów zagranicznych, bez wdrożonego programu szkolenia.
Przed nowym Prezesem stanie ogromne wyzwanie – zjednoczyć podzielone środowisko triathlonowe i uporządkować wszystkie sprawy związane z funkcjonowaniem Związku, ale przede wszystkim podjąć się zadania najważniejszego: opracowania i wdrożenia w życie długofalowego procesu szkolenia dzieci i młodzieży, zapewnienia sponsora strategicznego i myślenia o Igrzyskach Olimpijskich...nie tych w Rio, bo to już za późno, ale tych w roku 2020, 2024. Trzeba jednak zacząć od prostych spraw statutowych, które legły u podstaw odwołania Walnego Zgromadzenia Delegatów zwołanego na 23 lutego, a które są dowodem na bylejakość działania. Dwa dni wcześniej dotarły do mnie informacje o poważnych naruszeniach statutowych, które najpierw opisałem na Akademii Triathlonu, a które później jeden z delegatów zamieścił we wniosku do Ministerstwa Sportu w sprawie objęcia działań PZTri szczególnym nadzorem:
1. Związek od kilku miesięcy funkcjonował niezgodnie z prawem. Po rezygnacji dwóch członków Zarządu podejmował decyzje w zmniejszonym składzie, powodując jawne naruszenie statutu. Nie zdecydowano się na uzupełnienie brakujących członków.
2. Udział delegatów w Walnym Zgromadzeniu Członków uzależniono od opłacenia składek członkowskich przez podmioty, jakie reprezentowali, co również było niezgodne ze statutem.
3. Dodatkowo wprowadzono termin zgłaszania delegatów do udziału w Walnym Zgromadzeniu Delegatów. Statut PZTri nie określa, do kiedy należy zgłaszać delegatów do udziału w WZD. Statut nie ustanawia również kompetencji dla Zarządu do ustalania takiej daty. Zarząd nie miał podstaw do wprowadzenia takiego ograniczenia, które podobnie jak warunek opłacenia składki stwarza wiele pól do nadużyć.
4. Nie poinformowano również w odpowiednim czasie o miejscu i godzinie wyborów. Kilku kandydatów jeszcze na 3 dni przed wyborami pytało mnie, czy nie wiem, o której godzinie i gdzie odbędzie Walne Zgromadzenie Delegatów.
To tylko kilka z wielu poważnych naruszeń statutu. O szczegółach możecie przeczytać we wniosku, jaki został złożony w Ministerstwie Sportu, a który doprowadził do odwołania wyborów zaplanowanych na 23 lutego.
Co dalej? Miejmy nadzieję, że PZTri zacznie działać zgodnie z procedurami, a nadzór Ministerstwa Sportu nad Związkiem przyniesie korzystne efekty. Po artykułach opublikowanych na Akademii Triathlonu dostawałem różne sygnały. Od: „Tak trzymaj! Trzeba wyczyścić ten bałagan zanim zacznie się budować nową strukturę”, po sygnały, które jasno dawały do zrozumienia, że niepotrzebnie włożyłem kij w mrowisko: „Po co to ruszać? Zostaw! Nie pytaj! Niech to się samo rozejdzie!”
Nic samo się nie rozejdzie. Pozwalając na patologie, zamiatając nieczystości pod dywan narażamy się na ryzyko, że za miesiąc, dwa, rok znów będzie to samo. Polski Związek Triathlonu potrzebuje mocniejszego wstrząsu niż PZPN, nie tylko przewietrzenia, ale również opracowania na nowo zasad funkcjonowania, szkolenia i organizacji, których de facto nie ma. Przede wszystkim leży szkolenie dzieci i młodzieży, co było jedną z podstaw zakwalifikowania triathlonu do koszyka dyscyplin mało perspektywicznych. Ministerstwo Sportu doskonale wie, że nie ma sensu wydawać pieniędzy na związek, który nie ma jasnych i przejrzystych zasad działania, planu, perspektyw wyszkolenia obiecujących zawodników. Jak się dowiedziałem nieoficjalnie PZTri jest zadłużone, a Ministerstwo nie zgodziło się na rozłożenie długów. To też pokazuje, jak zarządzano stowarzyszeniem, które każdego roku dostawało tylko 800 tysięcy złotych na działanie. Mimo takiego bata na głową w postaci żenująco niskiego dofinansowania Prezes nie potrafił znaleźć sponsora strategicznego (!!!), zawodnicy skarżyli się na brak strojów reprezentacyjnych i brak dofinansowania wyjazdów zagranicznych - nie tylko obozów, ale również startów, wielu perspektywicznych zawodników musiało albo przedwcześnie zakończyć kariery, albo łaczyć trening wyczynowy z pracą zawodową. Wśród triathlonistów krąży nawet taki ponury dowcip: "Czym różni się triathlonista od balkonu? Balkon utrzyma całą rodzinę".
Milczeniem pomijam stronę internetową Związku, na której ostatni wpis zamieszczono 22 lutego, i na której jeszcze do niedawna (przez lata) funkcjonowało "COŚ" takiego (zdjęte pod koniec ubiegłego roku, kiedy m.in. Akademia Triathlonu opublikowała zdjęcie w sieci):
Województwo poleskie było, ale dawno temu...do 1939 roku. Było to jedno z najbardziej zacofanych województw Polski międzywojennej, o wysokim stopniu analfabetyzmu, niskiej scholaryzacji. To jakaś ironia, że właśnie takie województwo znalazło się w wykazie klubów. Dla mnie to pewien symbol, swego rodzaju znak firmowy, który można przyłożyć do wielu działań podejmowanych przez Prezesa Krzysztofa Piątkowskiego. Kiedy zacząłem trenować triathlon postanowiłem wyrobić licencję zawodnika. Wypełniłem dokumenty, wpłaciłem pieniądze i licencję dostałem...prawie rok później...oczywiście starą, już do niczego nie przydatną. Jak zwykle coś nie wyszło, ktoś czegoś nie dopilnował.
Czekam z niecierpliwością na kolejne działania PZTri i Ministerstwa Sportu, które na szczęście bardzo szybko zainterweniowało w sprawie tak beznadziejnej organizacji wyborów nowego Zarządu i Prezesa. Przede wszystkim jednak wierzę w społeczność triathlonową, która mam nadzieję aktywnie włączy się w tworzenie nowej jakości w polskim triathlonie.
Łukasz Grass
Współzałożyciel i Redaktor Naczelny Akademii Triathlonu
Dziennikarz Radiowy i Telewizyjny
(Discovery Channel, TVN24, TVP, Radio TOK FM)