Niestety…w dalszym ciągu miewam tzw. gorsze dni. Powoli zaczynam je akceptować i nawet staram się z nimi zaprzyjaźnić. Ciągle pracuję nad sposobem na to by te mniej sympatyczne momenty stawały się coraz bardziej znośne.
I muszę przyznać, że im dziwniejsze, śmieszniejsze metody tym lepiej! :)
Lusia, lat 22, leczy WZW C terapią trójlekową – studentka medycyny, u której chorobę zdiagnozowano jeszcze przed ukończeniem 2. roku życia.
Stany podgorączkowe, uczucie zimna, gorąca, palące policzki, bolące stawy… fuj! Eh te wtorki. Ciągle trudne! Mogłabym usiąść i się załamać. Mimo wszystko, staram się do tego nie dopuścić. Niszczę te negatywne myśli najszybciej, jak to tylko możliwe. Kiedy tylko nadchodzą, zatrzymuję się na chwilę, zamykam oczy i … UWAGA… zaczynam szybko potrząsać głową, mówiąc jednym tchem pod nosem „Nie! Nie! Nie! Sio!”. I wtedy wszystkie smutki wyskakują z głowy, jak oszalałe! Zostają skutecznie wyrzucone. Oczywiście staram się to robić wtedy, kiedy nikt nie patrzy. Zdaję sobie sprawę, że z boku może to wyglądać nieco… dziwnie. Ale ważne, że pomaga! Poza tym myślę, że każdy z nas ma jakieś swoje… nietypowe zachowania, do których raczej się nie przyznaje. Czyż nie? :)
Kolejną metodą, którą opracowałam na czas tych „kiepskich dni” jest… leżenie „plackiem” na kocyku, na podłodze. Brzuchol na ziemi, pupa w górze, a co najważniejsze... twarz chłodzi się na zimnych kafelkach! Muszę przyznać, że w momencie, kiedy mam wrażenie, że moja buzia przyjmuje "pięknie" czerwony kolor, jest to naprawdę boskie! Ponadto… taka pozycja bardzo odpowiada moim zwierzakom, kotce i suni, które przybiegają wtedy do mnie, układają się na kocyku, mruczą, oczekują przytulasów i… po prostu są! Tyle szczęścia! Proszę tylko nie myśleć, że leżę na tej podłodze cały dzień… aż tak szalona nie jestem. Trwa to pewną chwilę. Ale naprawdę … w jakiś tajemniczy sposób mi to pomaga :)
Długo zastanawiałam się czy powinnam opisywać w poście te moje wariactwa. Ale stwierdziłam, że … a co mi tam! Może Wy też macie jakieś swoje tajemne sposoby na te „gorsze dni”? Mam nadzieję, że tak. Cudownie byłoby mieć świadomość, że nie jestem sama :)