Jest okiem w okamgnieniu,
w wieczności zaś – kulą,
której środek jest wszędzie,
a obwód – nigdzie.
Od epoki Einsteina czas i przestrzeń wydają nam się czymś połączonym. Wolno myśleć o przestrzeni w kształcie czasu i na odwrót. A więc ja na przykład traktuję trwanie jako coś obłego lub spiralnego, poziomego i pionowego, skierowanego do wnętrza lub na zewnątrz, w formie kłębka, labiryntu, talii kart i tak dalej.
Rzeczą najpospolitszą w świecie jest mierzenie czasu przestrzenią lub odwrotnie. Spoglądam na swój zegarek: jego wskazówki obiegają cyferblat, który naśladuje horyzont, okrążany przez słońce, i to jest czas opowiadany przestrzenią. A na przykład turystę w górach prowadzą drogowskazy wyrażające „kilometraż” w godzinach… No i właśnie: wyrażamy czas jako przestrzeń lub odwrotnie, przestrzeń jako czas.
Zdrowo jest żyć w równowadze czasoprzestrzennej. Kto ją osiąga, lokuje się poniekąd w bezczasie i niemiejscu. Stan taki Biblia nazywa kairosem, zaś egzystencjaliści mówią tutaj o „momencie wiecznym”. Ów „moment” przeżywamy, kiedy jesteśmy czymś całkowicie pochłonięci, po stronie myślenia lub działania, tak że zapominamy o reszcie świata. Dusza po śmierci, kontemplująca Absolut, na zawsze ma się znaleźć w kairosie.