Polak Polakowi wilkiem. Skoro coś robisz, to na pewno po to, żeby oszukać, przekręcić, zachachmęcić. Z takim nastawieniem, bez kapitału społecznego nigdy nie zbudujemy w tym kraju kapitału "realnego".
Maciej Kowalski - konopny rolnik, obywatel "Polski B"
Ostatnio poświęcam ogromną ilość czasu, energii i nerwów, by umożliwić polskim rolnikom po raz pierwszy od kilku dekad swobodną uprawę konopi włóknistych. Zależy mi na tym z wielu powodów. Obok szeregu względów społecznych, nierozerwalnie związanych z moją wieloletnią działalnością społeczną, jest też bardzo ludzki, przyziemny czynnik - widzę w tym możliwość połączenia przyjemnego z pożytecznym i utrzymanie w ten sposób rodziny. Jak się okazuje, czyni to ze mnie najgorszy element, godny potępienia i budzący obrzydzenie.
Oto bowiem dowiedziałem się, że wysokie ceny i brak dostępności dobrej jakości paździerzy konopnych do budownictwa to moja wina. Nieważne, że do tej pory rolnicy praktycznie nie mieli możliwości uprawy. Nieważne, że płacę im więcej, niż mogą zarobić na konkurencyjnych plonach. Ważne, że ja również chcę na tym zarobić, a to czyni mnie najgorszym z najgorszych. Gdybym nie stworzył firmy HemPoland świat byłby ponoć piękniejszy. Po latach działalności publicznej w Wolnych Konopiach i Twoim Ruchu takie teksty spływają po mnie jak po kaczce, ale mimo to za każdym razem staje się to źródłem irytacji i smutku nad kondycją homo sapiens. Wprawdzie wszelkie hejty więcej mówią o hejtującym niż hejtowanym, ale niestety to zjawisko to ma szersze, negatywne konsekwencje.
W skali całej gospodarki brak zaufania tworzy ogromne, niepotrzebne koszty. Myleniu zysku z wyzyskiem skazuje nas na pozycję taniej siły roboczej dla zachodniej Europy, wiecznie marudzącej i narzekającej na biedę. Jeśli ktoś w Polsce odniesie sukces, to może być pewien, że usłyszy o sobie "złodziej". Ba - samo podejmowanie działalności, nawet gdy generuje ona (jak w moim wypadku) same koszty, jest już godne pogardy.
Obiema rękoma podpisuję się pod ekologicznym trybem życia, poszanowaniem dla drugiego człowieka i wszelkimi formami spółdzielczości. Nie zgadzam się jednak na fundamentalizm i ortodoksję - bez względu na to, czy religijną, czy ekologiczną, czy antykapitalistyczną. Bez wizji zysku i podejmowania ryzyka przez najbardziej przedsiębiorcze jednostki trwalibyśmy wciąż w epoce kamienia łupanego. Świat nie jest czarno-biały, z krwiożerczym biznesem na jednej i uśmiechniętym hippisem na drugiej szali. Społecznie odpowiedzialna przedsiębiorczość, która odpowiada na potrzeby rynku i z godnością traktuje wszystkie zaangażowane strony, jest jedyną realną możliwością pogodzenia naturalnego pragnienia komfortowego życia z poczuciem odpowiedzialności za stan, w jakim zostawimy naszą planetę przyszłym pokoleniom. Wszystko z umiarem.
Przestańmy być stereotypowymi Polakami, modlącymi się o to, żeby sąsiadowi zdechła krowa, bo koniec końców modlitwy te zostaną wysłuchane. A wtedy wszystkim nam krowy pozdychają i zostanie "ch**, dupa i kamieni kupa".