Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany - brzmi dumnie, prawda? Szkoda tylko, że poza odważną nazwą i hucznymi zapowiedziami, założony przez jedną z posłanek Lewicy twór jest pozbawioną treści, planu i woli działania wydmuszką.
Maciej Kowalski - konopny rolnik, obywatel "Polski B"
7 stycznia odbyło się pierwsze robocze posiedzenie parlamentarnego zespołu, który na pozór miał wszystko, co potrzeba, by doprowadzić do legalizacji marihuany. Ponadpartyjne poparcie (Koalicja Obywatelska, Lewica, Konfederacja), mocne wsparcie organizacji pozarządowych, sprzyjająca sytuacja na świecie... Czego zabrakło? Pomysłu. Chęci. Czegokolwiek.
Przewodnicząca i założycielka tego mocno przedwcześnie powołanego zespołu (wypadałoby najpierw wypracować jakąkolwiek koncepcję działania) opuściła salę po wygłoszeniu swoich niewiele wnoszących oświadczeń, zostawiając prowadzenie obrad swoim skądinąd dużo lepiej nastawionym koleżankom. Na zakończenie posiedzenia padło kilka deklaracji - w ciągu dwóch tygodni mieliśmy dowiedzieć się, w jakim kierunku zespół zamierza prowadzić swoje działania, zaś w połowie lutego miało odbyć się kolejne posiedzenie. Co ustalono? Nic. Na kilkukrotne zapytania o dalsze losy i terminy spotkań słyszymy koślawe wymówki, a osoba, która rzekomo miała być liderką tego zespołu zajęta jest grzaniem się w blasku reflektorów kampanii prezydenckiej.
Panie Posłanki, Panowie Posłowie - do dupy z taką robotą! Jeśli tak ma wyglądać wasze zajmowanie się sprawą legalizacji marihuany, to odpuście sobie, ok? Zostawcie to obywatelom - jeśli wszystko dobrze pójdzie, na jesieni złożony zostanie obywatelski projekt ustawy Wolnych Konopi, który proponuje zniesienie kar za uprawę i posiadanie marihuany na własny użytek. Jedyne, co będziecie musieli zrobić, to "podnieść rękę i nacisnąć przycisk".