Sezon wyborczy zbliża się nieuchronnie, a wraz z nim prześciganie się stacji telewizyjnych, gazet i portali internetowych w publikowaniu sondaży. Prosta matematyka i umiejętność czytania ze zrozumieniem pozwalają spojrzeć na hasłowe sensacje z innej perspektywy.
Maciej Kowalski - konopny rolnik, obywatel "Polski B"
"PiS wygrywa 10 punktami!", "PSL poza Sejmem!", "Platforma goni, PiS traci!" - i tak w koło Macieju. Za kilka miesięcy wybory, więc co kilka dni atakowani jesteśmy kolejnym sondażem. Biorąc je na poważnie możnaby uznać Polaków za naród cyklotymików, którzy z dnia na dzień potrafią diametralnie zmienić swoje poglądy. Kluczem do czytania sondaży jest jednak branie pod uwagę pełnego obrazu, a nie dwóch pierwszych liczb.
De facto rzadko kiedy ośrodki badania opinii publicznej podają dostatecznie dużo danych, żeby wyciągnąć z nich jakiekolwiek wnioski na temat autentycznych nastrojów Polaków. Weźmy choćby ostatni sondaż TNS Polska: PiS - 32, PO - 22, SLD - 10, PSL - 4, Twój Ruch - 3, Gowin - 2, Mikke - 2, Ziobro - 1. Super - a co z pozostałymi 24%? Otóż są to osoby, które wiedzą, że pójdą na wybory, ale nie wiedzą na kogo zagłosują. Często wiedzą natomiast, na kogo na pewno NIE zagłosują. To oni, wraz z tymi, którzy w dalszym ciągu wahają się czy pójść, decydują o wynikach.
W przywołanym przykładzie, pewnych pójścia do wyborów było 54% ankietowanych, zaś 10% wciąż się zastanawiało. Przy 970 osobach biorących udział w sondażu oznacza to, że 97 osób nie wie, czy pójdzie do wyborów, a 125 nie wie, na kogo zagłosować. Łącznie daje nam to 222 niezdecydowanych potencjalnych wyborców na 620 potencjalnie głosujących - prawie 36%.
Co to oznacza w praktyce? Gdyby niezdecydowani wyborcy dzielili się pomiędzy poszczególne partie tak samo jak zdecydowani - nic. Rzeczywistość jest jednak taka, że duża część "niezdecydowanych" jest bardzo zdecydowana jeśli chodzi o to, na kogo nie głosować. Najchętniej wybraliby kratkę "przeciw wszystkim". Bez analizy preferencji osób, które oddają przeszło 1/3 głosów, sondaże nie mówią nam de facto nic. Czekam, aż któraś instytucja zastąpi sakramentalne "na kogo głosował(a)byś, gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę" pytaniem o to, jakiej partii na pewno NIE poprze Pani/Pan.