Kiedy najpierw usłyszałem, że jestem „zbyt zdrowy”, żeby startować na zawodach dla niepełnosprawnych, a później „zbyt chory”, żeby iść na AWF, byłem tak rozczarowany i wściekły, że aż postanowiłem zrobić na przekór wszystkim wątpiącym. Tak, z taką nogą można skakać. Złoto paraolimpijskie w Londynie było takim wzruszeniem, że nawet dziś wspominając tę chwilę, ten doping kibiców mam dreszcze. To jedno z najpiękniejszych wspomnień. Ale takich najwspanialszych sportowych chwil jest kilka.
Szczerze, to nie mogłem otrząsnąć się z emocji kilka dni po Londynie. Ten doping kibiców, 80 tys. widzów na stadionie, to było niesamowite! A tu jeszcze złoty medal, mistrzostwo igrzysk paraolimpijskich i rekord świata. Byłem wzruszony, dumny, szczęśliwy. No i jeszcze to powitanie na lotnisku w Warszawie. Setki ludzi, obcych ludzi, którzy przyszli mi podziękować... a przecież igrzysk nawet nie transmitowano w telewizji, swoją drogą tylko w Polsce i Pakistanie. Tym bardziej, byłem tak wzruszony, że nie trenuję wyłącznie dla siebie, że zrobiłem i robię to też dla innych. Że ktoś chciał mnie powitać, mimo że nawet nie mógł popatrzeć, jak o ten medal walczę.
To była niesamowita nagroda za pracę, za to że nie odpuściłem, kiedy byłem właśnie „zbyt chory”, czy znowu „zbyt zdrowy”. W Londynie czułem się po prostu „zbyt szczęśliwy” :-), żeby jeszcze kiedykolwiek martwić się pozornymi ograniczeniami. Nawet takimi, jak za krótka stopa :-)
Chociaż powinienem powiedzieć: końsko-szpotawe zakończenie lewej kończyny dolnej. To brzmi chyba mało wdzięcznie :-) Lewą stopę mam o 5 centymetrów krótszą, jest ubytek masy mięśniowej podudzia i łydki, przedłużone ścięgno Achillesa i zerowy zakres ruchu w stawie skokowym. Miałem dużo szczęścia, bo przy tej wadzie jedyną szansą na normalne funkcjonowanie jest operacja. Ja trafiłem pod nóż najlepszego wówczas chirurga w Europie – doktora Napiontka.
Nie wiem, jak udało mi się skoczyć z taką stopą ponad dwa metry :-). Londyn był kolejnym momentem w życiu, który dał mi wiarę potwierdzenie, że robię właśnie to, co powinienem. Kiedy ma się ograniczenia fizyczne, których nie da się pokonać, trzeba często odpuszczać i codziennie akceptować te ograniczenia, jednocześnie walcząc o coraz lepszy wynik. Uzyskanie po raz pierwszy w zeszłym roku w Opolu mistrzowskiej klasy sportowej – 222 cm – było wspaniałym przeżyciem, bo dążyłem do tego wyniku od początku mojej przygody ze sportem.
Każdy medal był dla mnie zwycięstwem i symbolem walki z samym sobą. Srebrny medal zdobyty na młodzieżowych mistrzostwach Polski w Lekkiej Atletyce PZLA w Krakowie w 2010 roku był prawie jak złoty, bo to mój pierwszy medal zdobyty na imprezie mistrzowskiej wśród zawodników sprawnych. Złoto wywalczone w kolejnym roku na Mistrzostwach Świata Osób Niepełnosprawnych w Lekkiej Atletyce Christchurch w Nowej Zelandii było moim pierwszym wielkim sukcesem w sporcie. Słuchałem polskiego hymnu ze łzami w oczach.
Kolejne wspomnienie to rok 2012, paraolimpiada, tytuł Odkrycie Roku 2012 w Plebiscycie Przeglądu Sportowego i TVP na 10 najlepszych sportowców. To były ogromne emocje, gala na żywo, miliony widzów przed telewizorami, a tu trzeba było się wypowiedzieć. Z sensem :-) Na szczęście w emocjach nie pamięta się specjalnie, czy mówi się coś mądrego, czy będzie wielka kompromitacja, więc szybko przestałem się stresować. Bal mistrzów sportu po uroczystej gali był imponujący, ale najważniejsze było to, że dał mi możliwość poznania wielu ciekawych osób, sportowców których podziwiam.
Będąc tam, ale też i dziś jestem naprawdę szczęśliwy, że zamiast Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu wybrałem Zamiejscowy Wydział Kultury Fizycznej w Gorzowie. Nie zostałem co prawda wybitnym dentystą, ale sport okazał się moim sposobem na życie. Wielu wątpiło, że skończę studia, a ja ukończyłem je z wyróżnieniem.
Pewnie dlatego, że sport mnie uszczęśliwia, daje siłę, mobilizuje. Nie wyobrażam sobie innego życia. Byłem szczęśliwy, kiedy komisja lekarska przed Mistrzostwami Świata Juniorów Osób Niepełnosprawnych w Ołomuńcu w 2010 roku przyznała mi sportową grupę niepełnosprawności. To było kolejne wyzwanie. Kolejny krok do pokonywania własnych słabości. Zdobyłem tam złoty medal.
Te wszystkie medale podnoszą na duchu, ale i zobowiązują do cięższej pracy. Dlatego chyba nie cieszyłem się z żadnego telefonu tak, jak z tego od Renault, dotyczącego współpracy przed igrzyskami paraolimpijskimi w Rio de Janeiro. To pozwoli mi się lepiej przygotować, i finansowo, i logistycznie – samochód pozwoli mi swobodnie dojeżdżać na zawody i treningi. Jestem ogromnie wdzięczny, bo będąc paraolimpijskim sportowcem w Polsce muszę pokonywać nie tylko własne ograniczenia, ale również bariery finansowe.
Ale najpiękniejsze wspomnienia to nie tylko sport. To również moja dziewczyna Dominika, którą poznałem w 2010 roku. Jak tylko ją zobaczyłem, byłem zakochany. I dobrze wybrałem :-) Dominika zawsze mnie wspiera i dopinguje w dążeniu, aby być nie tylko coraz lepszym sportowcem, ale przede wszystkim człowiekiem. Jest o co walczyć!