Początkowo nie znosiłem Londynu. Tęskniłem za Warszawą. Emigracja z miłości, a nie dla kariery i... miałem ochotę wracać. Teraz pogodziliśmy się z Londkiem.
Odkryłem to miasto dla siebie i... zachęcam innych do odwiedzin.
Przekonałem się z czasem do Londynu. Moja
awersja do metra,
pogody, spalin... powoli przemieniła się w spokojną akceptację, wspieraną strategiami „radzenia sobie”. Nawet przestałem już pisać
polsko-tęskne opowiadania Pół godziny wcześniej do pracy, żeby nie zginąć w ludzkich odmętach
linii centralnej o poranku, parasol zawsze w torbie i boczne drogi zamiast inhalacji NO2 na Oxford Street.
Londyn ma parę elementów ratujących mu reputację. Tzw. rozgrzeszających.
Londyńskie Parki
Przed śmiercią z przedawkowania zanieczyszczeń Londyńczyków ratują wyłącznie dwie rzeczy: klimatyzacja w biurach i parki. O to pierwsze odwiedzającym Londyn trudno, skupmy się więc na zielonych płucach:
Regent’s Park – To prawdopodobnie najbardziej uroczy park w Londynie. Pełen róż (kilkadziesiąt gatunków), krzewów, wysokich żywopłotów i niekończących się alejek
Victoria Park – Nieolbrzymi, położony we wschodnim Londynie jest to prawdopodobnie najczęściej odwiedzany przeze mnie park. Głównie dlatego, że mieszkam niedaleko, oczywiście. Poza tym jednak to urocze miejsce, ze stawem pełnym gęsi, łabędzi, kaczek i czerwonych karpii. W Pavillion Cafe serwują najlepsze w Londynie, organiczne English Breakfast z bardzo dobrą (zawałowo-mocną) kawą.
Greenwich Park – Ten najstarszy w Londynie park, położony na południowym brzegu Tamizy, oferuje wspaniały widok z delikatnych trawiastych wzgórz na praktycznie cały Londyn. Rozległy, lekko-wietrzny, jest idealnym miejscem na piknik, piwną pogawędkę, bądź partię frisbee. Poza tym Obserwatorium Astronomiczne i dawna Akademia Morska, to przyzwoite okoliczne dodatki (jeżeli mienimy się turystą).
Hyde Park – Największy, najsłynniejszy i najbardziej zatłoczony. Warto odwiedzić, warto obłazić, a jak już nas wykończy, to warto uciec do Serpentine Bar & Kitchen, świetnej przeszklonej knajpy nad stawem (w prostej linii na północ od stacji metra Knightsbridge), gdzie zjeść można bardzo, bardzo dobrą pizzę i gdzie nie wypada nawet narzekać na brak wi-fi.
Na ciepłą wzmiankę zasługuje też Richmond Park (zajeleniony uroczo), St. James’s Park (pomiędzy trzema pałacami, w sam raz na szybką ucieczkę z zony turystycznej).
Londyn i Kawiarnie
Jest ich tak dużo, że jakakolwiek próba stworzenia listy byłaby szaleństwem. Kierując się tą wymówką przedstawiam absolutnie subiektywną listę lońdyńskich kawiarni:
Cafe Brera Riverside nad brzegiem Tamizy z dobrą kawą I świetnymi (choc w cenach troche niepoważnych) wypiekami. Wygodne kanapy, włoska atmosfera i świetny widok na Canary Wharf. Świetne miejsce na pochłonięcie paru rozdziałów dobrej książki.
Cafe Artigiano, ukryta na tyłach katedry św. Pawła, totalnie nieturystyczna, zakałapućkana w jednym z najbardziej zawalonych turystami miejsc w Londynie. Kawa wskrzesiłaby umarłego, wystrój modernistycznego włoskiej kawiarni, a z głośników tłuczą bywalcy katowickiego Off Festival. Fakt, że mam do niej dwie minuty na piechotę z biura, oczywiście pomaga, natomiast myślę, że urzeknie równo elegantów (jakość i wystrój), jak i hipsterów (inteligentna obsługa i świetna muzyka).
Kawiarnia na piątym piętrze Tate Modern oferuje cudowny widok na Tamizę i katedrę św. Pawła. Długa lada, przyklejona prosto do okna, obstawiona barowymi stołkami pozwala nam sączyć bardzo dobrą herbatę Darjeeling i gapić się na przepływające barki. Tłum entuzjastów sztuki nowoczesnej można traktować jako plus, bądź minus. Ponadto w podziemiach Tate Modern znajduje się najbardziej genialna księgarnia, handlująca albumami o sztuce, fotografii, architekturze i wszelkimi podejrzanymi tytułami, jak choćby listy W. Burroughsa czy 100 najsłynniejszych manifestów artystycznych w historii.
Beyond Retro w Dalston, to miejsce tak hipsterskie, że nawet bywalcy Planu B, czują się solidnie mainstreamowi. Brody rosną tu szybciej, okładki Moleskinów wycierają się ze zdwojoną prędkością, a nosy aż świerzbią do okularów w rogowej oprawie. Kawiarnię wciśnięto w budynek dawnej szwalni słynnych garniturów Dako. Wielke oknami, mozaiki w stylu Art Deco i rozpadające się kanapy sprawią, że poczujemy się cofnięci do lat dwudziestych. Choć obsługa, szybko wyprowadzi nas z błędu i zamiast tego zaczniemy się rozglądać za Johnny Rottenem. Z kawiarni możemy przejść prosto do sklepu z ubraniami vintage. Kawa jest dobra, ciasta są dobre, wi-fi działa – gdybym mieszkał bliżej, byłbym tam regularnie.
PS Kiedy w Bondzie „Śmierć najdejdzie jutro” widzimy fabrykę kubańskich cygar... widzimy naprawdę fasadę B(ey)ond Retro.
Kawiarnia w muzeum Victoria and Albert. Obszerny opis muzem zostawię ilustrowanym przewodnikom dla prawdziwych turystów – w skrócie: sztuka od śródniowiecza do późnego dziewiętnastego wieku, chwilami wyjątkowo urzekająca. Co do kawiarni, to karmi niebezpiecznie smacznymi słodkościami. Umiejscowiona na środku podwórza z małym stawem, rozległym trawnikiem, rozleniwia jak marzenie. W słoneczny dzień, to najprzyjemniejsze miejsce w całym Westminsterze (a to znaczy dużo). W sam raz na długie popołudnie z książką, tudzież tabletem.
Nie wymienione inne: kawiarnia w Sommerset House, nad brzegiem Tamizy.
Pomijając parki i kawiarnie,
Londyn, to wieczne atrakcje. Teatr, koncerty, ludzie każdej narodowości, religii i o dowolnych zainteresowaniach. Wszystko wskazuje na to, że zostanę tu przynajmniej na kolejny rok, może dłużej. Moi najbliżsi przyjaciele nadal mieszkają w Warszawie. Nadal staram się regularnie odwiedzać
Wisłogród, przeszaleć się na Barce, odtajać w Temacie Rzeka... Wygląda jednak na to, że na jakiś czas Londyn będzie moim miastem. I już nie utrapionym.
Bałagan, zaduch i zasuw. Tak, ale da się unikać, da się wytrzymać. W końcu mieszkam przy parku...