
Reklama.
Wśród zasług Kolumba ważniejsze od odkrycia Ameryki jest, moim zdaniem, odkrycie czekolady. Aczkolwiek nieświadome. Bo żeglarz nie miał pojęcia, na jaki skarb trafił, gdy w 1520 roku natknął się na wyspie Guanaja na aztecką łódź pełną ziaren kakaowca. I kompletnie nie rozumiał, dlaczego właściwie tubylcy z taką troską traktują niepozorny na oko ładunek. W związku z tym nie zastanawiając się wiele, wywalił całość do morza, zachował tylko garść ziarenek, które przywiózł do Hiszpanii w charakterze ciekawostki z podróży.
W związku z czym splendory muszą spłynąć na Cortesa, który też nie po czekoladę wyprawił się do Nowego Świata, a po złoto. Przywiózł jednak do Europy większą ilość ziaren kakaowca, choć potem musiało upłynąć sporo lat, zanim Europa poznała i doceniła ten smak. Ale jak już doceniła, to na dobre. Dziś czekolada – aromatyczna, gładka, zmysłowa – to lek na całe zło. Działa antydepresyjnie, leczy złamane serce. No i poprawia smak szczęśliwych chwil. W dodatku uwodzi, a w każdym razie pomaga uwodzić. To cudowny afrodyzjak. A czekolada z truskawkami powinna, moim zdaniem, być w żelaznym zestawie romantycznej kolacji...
Wiem coś o tym – mojemu drugiemu mężowi (który jeszcze wtedy mężem nie był, bo ja zawsze zaczynam od karmienia mężczyzn) zaserwowałam czekoladę Pendereckiego – ze spirytusem, skórką pomarańczową, śmietanką i orzechami laskowymi. Zapewniam, że efekt był piorunujący...