Chciałabym podzielić się z Państwem moim ostatnim doświadczeniem. A mianowicie miałam przyjemność wziąć udział w piątej już edycji cyklu koncertów "Panny z dobrych domów". To koncerty charytatywne, z których dochód przeznaczany jest na rzecz dwóch organizacji: Fundacji 2+4 oraz Ekostraży dla zwierząt. Cel szczytny. Miejsce koncertu - Stary Klasztor we Wrocławiu - zacne. Publiczność wypełniła salę po brzegi. Muzycy przygotowani do pracy. Startujemy.
Śpiewam jako czwarta więc mam jeszcze chwilę. I w tej oto chwili właśnie czuję jak powoli ale nieubłaganie chwyta mnie za gardło STRACH. "Zwykła trema" - mówię sobie. Doświadczam jej tak często, że powinnam się już do niej przyzwyczaić, a może nawet znieczulić na jej wątpliwe wdzięki. Bo np. odczuwam nagle przemożną suchość w aparacie mowy, kołatanie serca, nadmierną potliwość ale nade wszystko - niemoc w gardle. Znam te oznaki aż nadto dobrze i wiem, że nie wróżą nic dobrego. Próbuję zatem starej, sprawdzonej metody mojej Mamy. Polega ona na tym by czynnik stresujący (w tym przypadku zgromadzoną publiczność) wyobrazić sobie nago lub w piżamach. To mnie trochę rozśmiesza, bo przecież dziwnie byłoby śpiewać dla rozebranej publiczności w tak zacnym miejscu. Ale po chwili konstatuję, że STRACH nie odpuszcza. Chowam się zatem w ciemnym korytarzu przy garderobie i zaczynam ze sobą rozmawiać - ekspresowa kozetka u psychoanalityka - "me, myself and I". No więc tak:
1. Boję się, że zapomnę tekstów piosenek. Tę twarz mojego STRACHU znam najlepiej. Już kiedyś doświadczyłam białej plamy w mózgu w miejscu kolejnych słów śpiewanej właśnie piosenki. Z zaskoczeniem zarejestrowałam wówczas, że śpiewam dalej tyle, że "la,la,la..."- ku uciesze widowni oczywiście. Koszmar! Od tego "razu" stale opracowuję system zachowań scenicznych na wypadek powtórki "białej plamy" i zawsze - ZAWSZE! - mam tuż obok, w kulisach tekst piosenki. To mnie jakoś uspokaja.
2. Boję się, że będę fałszować. Mam wykształcenie muzyczne i kilkanaście lat pracy na scenie za sobą ale zawsze boje się, że warunki akustyczne na scenie nie będą dobre i nie będę miała dostatecznej kontroli nad czystością wydobywanych nut. Ale tu skupienie i kontakt z akustykiem nagłaśniającym koncert może wiele pomóc.
3. Ten lęk jest chyba największy - boję się, że będę najgorsza ze wszystkich występujących. Jestem jedyną aktorką wśród występujących tego wieczoru, wspaniale śpiewających wokalistek, więc jest się czego bać. No to się boję!
Przypomina mi się sondaż, który kiedyś przeczytałam. Wynikało z niego, że znaczna większość z nas czuję się na co dzień gorsza od innych. Podobno nie ma na to wpływu ani status społeczny, ani pochodzenie, ani rodzina. W naszej świadomości zawsze żyjemy w cieniu kogoś, kto - naszym zdaniem - jest szczuplejszy, mądrzejszy, piękniejszy, a co za tym idzie - szczęśliwszy, bardziej kochany i bogatszy. Rzadko kto zna swoją wartość i nie potrzebuję porównań.
Oczywiście odzywa się też moja wewnętrzna prymuska, wzorowa uczennica, którą w sobie mam i która nadal, mimo wielu prób okiełznania, chce być najlepsza. Mówię więc do niej (w tym ciemnym korytarzu przy garderobie): "Uspokój się! To nie są zawody! Tu cel tego koncertu i spotkanie z ludźmi są ważne". "Tak - odpowiada - ale to jednak są występy, więc trzeba się dobrze zaprezentować". Głaszczę tę małą prymuskę wewnątrz mnie po głowie i daję jej do zrozumienia, że szanuję jej głos ale nie dam mu się zdominować i... uciekam nad jezioro...
Tu zapewne pomyślicie Państwo, że kompletnie zbzikowałam. Nie dość, że gadam sama ze sobą, z wewnętrznymi głosami, co zakrawa przynajmniej na schizofrenię, to jeszcze to "jezioro"! Nie zaprzeczam, może zbzikowałam (choć, jak każdy wariat, dam się pociąć za to, że jestem zdrowa!) ale spieszę z wyjaśnieniem.
Przez wiele lat uczyłam się śpiewu. Miałam kilka nauczycielek. Pierwsza z nich po trzech lekcjach powiedziała, że nic z tego (czyli ze mnie) nie będzie i zarzuciła nauczanie. Fakt, śpiew klasyczny nie był moją domeną. Ale chciałam się uczyć więc szukałam dalej. Kilka lat po ukończeniu Akademii Teatralnej (w której przedmiot zwany "Piosenką" jest również elementem edukacji), trafiłam na zajęcia Ewy Głowackiej. Po kilkunastu lekcjach zwykłych wprawek wokalnych, Ewa zaproponowała mi wspólne zgłębienie techniki śpiewu opartej na autorskiej metodzie Kristin Linklater. I to był strzał w dziesiątkę. Ta technika to kombinacja poszerzanej świadomości aktora bądź wokalisty, jego wyobraźni i wielu przyjemnych ćwiczeń mających na celu odkrycie prawdziwego głosu artysty.
Pewnie się teraz Państwo uśmiechacie pod nosem. Bo co to ma znaczyć "prawdziwy głos"? Zadam zatem Państwu pytanie: Czy zauważyliście Państwo, że w sytuacjach stresujących wiele osób mówi wyżej niż zwykle? Z moich obserwacji wynika, że podobnie zachowujemy się mówiąc w językach obcych, gdy ich znajomość nie jest wybitna. Nasz głos brzmi wtedy często inaczej i wyżej niż na co dzień.
Stres odcina dopływ naszych naturalnych, zdrowych emocji i zniekształca nam głos, paraliżując go niejako. W dużym stresie przestajemy mieć kontakt z samym sobą, ze swoim wewnętrznym i prawdziwym "Ja". Jesteśmy na zewnątrz, poza sobą. Przynajmniej ja to tak odczuwam.
Metoda Linklater posługuję się tworzeniem obrazów w pracy nad głosem i mową. Każdy kroczący tą drogą student buduje własny, wewnętrzny wszechświat, bazując na swoich odczuciach i wyobraźni. Ćwiczenia te, choć wymagają maksymalnego skupienia i wielu powtórzeń, są niezwykle przyjemne i dają duże poczucie bezpieczeństwa w pracy scenicznej. To genialna metoda dla każdego aktora i wokalisty, choć absolutnie adeptem tej sztuki może stać się każdy, kto pragnie uwolnić swój głos.
A co ze wspomnianym jeziorem? - zapytacie Państwo. Jednym z ćwiczeń jest budowanie obrazu wewnętrznego leśnego jeziora. To magiczne miejsce wewnątrz mnie. Źródło mocy i prawdziwych, szczerych emocji. Tam zaczyna się mój głos i sens tego, o czym ze sceny chce opowiedzieć.
Znalazłszy się tam nad jeziorem, czuję jak powoli stres odpływa z moich barków. Już wiem, że nie mam się czego bać. Głos wewnętrznego komentatora, który często nokautuje mnie swoimi wypowiedziami, mojego wewnętrznego rodzica, powoli milknie. Teraz zalewa mnie tylko czysta radość. Bo kocham to co robię. Wychodzę więc na scenę i po prostu - śpiewam.