Szacunek dla drugiego człowieka to podstawa nie tylko w relacjach interpersonalnych, ale przede wszystkim w debacie publicznej.
Tymczasem, gdy brakuje argumentów w politycznym sporze pomiędzy kobietą a mężczyzną, część publicystów natychmiast korzysta z prymitywnych stereotypów.
Nawet u tych, którzy za wszelką cenę usiłują nosić maskę postępowych, nowoczesnych, ba - Europejczyków, walczących o równouprawnienie - mizoginizm wygrywa, gdy przychodzi do wymiany opinii z kobietą, mającą odmienne zdanie.
W ostatnich kampaniach uczono nas, że kobieta nie może odnieść samodzielnie sukcesu.
Wszak w pojedynkę szczyty zdobywa jedynie mężczyzna, dumnie prężąc zroszone wysiłkiem czoło.
Za sukcesem kobiety zawsze musi ktoś stać.
Ba, za sukcesem. Za jakimkolwiek przejawem emancypacji, np. politycznej - także.
Co z tego, że premier Beata Szydło pokazała wszystkim, jak znany z początku niewielu osobom kandydat może wygrać kampanię prezydencką przy sondażach 63% dla urzędującego wówczas Bronisława Komorowskiego. Natychmiast należało zapomnieć jej ów sukces i ogłosić, że jest ...niesamodzielna.
Ewa Kopacz. Została premierem w trudnym dla PO momencie, pokazując swoim kolegom, kto jest silnym liderem. A mimo to rozległy się głosy, że to nie ona decydowała o kształcie list wyborczych, a Donald Tusk dyktował je z Brukseli.
Magdalena Ogórek. W tym przypadku brak logiki w artykułach wielu dziennikarzy. W tych samych tekstach, w których pisano: mówi za nią Leszek Miller, dodawano, że Ogórek przedstawiła niezależny wolnościowy program . To jak? Premier Miller napisał kandydatce wolnościowy program? Ciekawe.
Historia sama dopisała smutną puentę tej zmaskulinizowanej historii. To Mateusz Kijowski został ograny, służąc za zderzak (określenie "marionetka" czy "Ken"uważam za obraźliwe), gdyż plan jest zupełnie inny. Pana Kijowskiego na czele KOD zastąpić ma Władysław Frasyniuk, były przewodniczący Unii Wolności, który wraz z wsparciem trzech byłych Prezydentów, "Leszkiem Balcerowiczem Bis", czyli Ryszardem Petru mają stworzyć siłę, jaka utoruje sobie drogę po przyszłą władzę, by w następnych wyborach zmierzyć się z PiS. (Już wyobrażam sobie uśmiech stojącego w kulisach red. Adama Michnika).
Tyle, że plan ten z góry skazany jest na porażkę. Młodego, zbuntowanego pokolenia, które głosowało na Andrzeja Dudę i Pawła Kukiza nie przekona ani Władysław Frasyniuk, ani Bronisław Komorowski.
Aleksandra Kwaśniewskiego, Prezydenta dwóch kadencji kojarzą teraz przede wszystkim z memami o bardzo smutnym wydźwięku. Młodzi ludzie chcą pracy, mieszkań, wsparcia dla dzieci. Nadziei na zmianę, na lepszą Polskę. Przez ostatnie 8 lat patrzyli na to, jak pracę dostawali ich koledzy, którzy mieli "relacje" lub pochodzili z "właściwych" rodzin. To ta siła, jaka złożyła się na 20% Pawła Kukiza w kampanii prezydenckiej, pójdzie do urn za 4 lata.
Czy akurat PiS będzie odpowiedzią na to zapotrzebowanie - to się okaże, ale na pewno nie będzie już powrotu do systemu "oligarchii politycznej".
Przypomnę, że będą głosowały także kobiety, które mają serdecznie dosyć narracji części polityków i dziennikarzy, w którym panie traktowane są pogardliwie.
Fragment wywiadu dla fronda.pl
Tomasz Lis napisał na Twitterze „Prezydenta Dudę bardzo chwali pani Ogórek. I to jest bardzo wiele mówiąca recenzja.” Jak Pani skomentowałaby tę wypowiedź?
Zaznaczając szacunek dla pana redaktora Lisa, bardzo mi przykro jako kobiecie. Po tym tweecie, który pani zacytowała, dwie godziny później na portalu „Newsweek.pl” ukazał się bardzo szeroki artykuł komentujący tę naszą wymianę Twitterową, uzupełniony o tytuł, że ja jako „aniołek łaszę się do PiS-u”.
Bardzo źle brzmi to w ustach tych, którzy dumnie określają się jako osoby nowoczesne, postępowe, respektujące równouprawnienie, równość. Z jednej strony dumnie mienią się Europejczykami, odrzucają tzw. polską zaściankowość i konserwatyzm, a w dyskusji z kobietą - gdy dochodzi do merytorycznego sporu - używają jedynie uproszczeń i prymitywnych stereotypów, przez nich samych wyśmiewanych. Gdy brakuje argumentów merytorycznych, stosują te ad personam.
Nazywanie wykształconych kobiet „aniołkami” jest ogromną dyskredytacją. Gdybym wypowiedziała się w ten sposób na przykład o panu Mateuszu Kijowskim, z którym mogę się nie zgadzać, a którego szanuję – i domagam się takiego samego szacunku – to spotkałoby się z ogromną krytyką.
W ten sposób środowisko to demaskuje swoją hipokryzję.
Ich sztandarowe hasła “równouprawnienie”„równa płaca”, „równo traktujmy kobiety”, „jesteśmy nowoczesnymi Europejczykami” nie mają pokrycia w rzeczywistości.