Moje Igrzysk oglądanie
Na całe szczęście mam w domu tłumacza. Oglądam i słucham relacji, transmisji, komentarzy w jedynej telewizji i czasami nie wiem, co widzę. I o co chodzi?
No bo jeśli widzę, że na trasie biegu zawodnicy poprzewracali się na zakręcie, a komentatorzy wchodząc sobie nieustannie w zdanie snują jakieś oklepane zdania i dopiero na powtórce słyszę: zdaje się, że były jakieś upadki – to zastanawiam się, po co oni tam pojechali? Może tu, w spokojniejszej atmosferze zauważyliby to, co i ja? Ale jeśli panowie są bardziej zajęci lansowaniem się poprzez okrzyki, a nie komentowaniem i dzieleniem się wiedzą, to czego tu oczekiwać?
Albo skoki. Chciałabym dowiedzieć się, po co są te niebieskie linie i co się dzieje z punktacją naszych zawodników po każdym skoku. Zamiast wiedzy serwuje mi się opisywanie tego, co i ja widzę. A biathlon, bieg mężczyzn w padającym śniegu? Dopiero ktoś w studiu po transmisji powiedział, że jeden z faworytów, Francuz startował z gorączką, a mimo to zachował przytomność umysłu i próbował jeszcze na linii mety walczyć o zwycięstwo. Znowu nasuwa się pytanie – po co oni tam są? Czyżby nie mieli tam warunków do pracy, dostępu do informacji? Wprawdzie z zakulisowych doniesień wiem, że nie mają jakiegoś niezbędnego panelu, żeby śledzić bieg poza tym, co widzą na ekraniku. Bieg zjazdowy kobiet – czy pan komentator musi powtarzać opinie po specjalistce Monice Lechowskiej i to zaraz, po minucie? Czy on myśli, że my, przed telewizorami mamy wadę słuchu i damskiego głosu nie słyszymy, natomiast jego modulowany sztucznie tembr pieści nasze uszy?
Bardzo chciałam obejrzeć jazdę figurową, jest piękna, żałowałam bardzo, że Pluszczenko wycofał się z zawodów, ale nie dane mi było się nacieszyć, bo telewizja nagle zdjęła obraz i dała reklamy, a następnie studio. Ani słowa, gdzie dalej i kiedy mogę zobaczyć dalsze występy. Poczułam się zlekceważona – czy oprócz dyscyplin uważanych za nasze medalowe świat nie istnieje? I w związku z tym, czy stąd się bierze taki tłok do komentowania tego, co popularne – przecież Pan Babiarz w ogóle by nie zaistniał, gdyby pozostał znawcą tylko jazdy figurowej. A tak jest jeszcze ekspertem od kobiecych biegów narciarskich.
I to nieustanne pompowanie emocji – tylko Hitchcockowi udało się od samego początku filmu zbudować napięcie, które potem tylko rosło. Jeśli przez cały czas transmisji słyszę podniecone głosy, czasami krzyk, to po kwadransie mam ochotę ich wyłączyć. Telewizja to nie radio, a i Tomasz Zimoch, tak zapędza się w wyszukiwaniu pokrętnych, patetycznych figur stylistycznych, że trudno się zorientować o chodzi, z wyjątkiem tego, że nasz wygrywa.
Skazana jestem na telewizję. Internet w dziedzinie sportu przypomina jazgotliwy ruch uliczny w Delhi, w którym trudno o porządną, kompetentną informację. Zamiast niej, wyskakuje zdjęcie z dziurą w drzwiach od łazienki. I to tkwi na jedynce przez dobrych kilka dni!
Nie należę do zagorzałych kibiców, ale lubię popatrzeć na duże zawody, wysoki poziom, autentyczne emocje. Też kiedyś uprawiałam sport. Gdyby nie to, że mam pod ręką, obok na kanapie eksperta, który odpowie na moje pytania, oglądałabym Igrzyska słuchając muzyki relaksacyjnej. A i tak jestem dumna z naszych medalistów!