Rzadko zajmuje się własną osobą we własnej publicystyce, ale dziś muszę, bo już jestem zdenerwowana licznymi, kąśliwymi pytaniami prawicowych dziennikarzy o mój pobyt w Jarocinie w 1985 roku. Na youtubie, krąży filmik „Magdalena Środa w Jarocinie 1985”. Wielce zdziwiona – obejrzałam go. Rzeczywiście, pośród zarośniętych kontestatorów, bywalców koncertów rockowych, znajduje się miła dziewczyna, której rysy twarzy, przy bardzo bogatej wyobraźni, mogą przypominać moje. Prawica – jak się okazuje – ma bardzo bogatą wyobraźnię pobudzaną zapewne przez fakt, że dziewczyna z filmu jest członkinią dawnego SZSP i zupełnie nie rozumie kontestującej rzeczywistość jarocinowej młodzieży. A nic przecież bardziej nie pasuje do stereotypu mojej osoby (feministki, ateistki, demokratki, socliberałki) jak komunistyczna przeszłość. Prawicy nie przeszkadza nawet fakt, że dziewczyna z filmu jest po prostu bardzo ładna (w przeciwieństwie do mnie), grunt, że jest z SZSP! Czarownice muszą mieć przecież komunistyczną przeszłość.
W 1985 roku nie mogłam być w SZSP, bo od kilku lat nie byłam już studentką. Pracowałam jako asystentka w IF i byłam (od 17.09.81 – daty nie wybrałam przypadkowo) członkinią Solidarności. Nie mogłam być też w SZSP wcześniej, bo nigdy się tam nie zapisałam. Co prawda na początku 1980 roku wraz z kolegami z Instytutu Filozofii mieliśmy taki pomysł, by zapisać się gremialnie do tej organizacji i przejąć ją (SZSP miał wtedy dużą kasę i żadne studenckie imprezy, wyjazdy, konferencje nie mogły się odbyć bez zgody jej ówczesnego szefa, obecnej gwiazdy „Ordynackiej” Krzysztofa Szamałka, a on dawał pieniądze tylko członkom). Pomysł ten powstał zresztą na jednym ze spotkań latającego uniwersytetu (Towarzystwo Kursów Naukowych), na którego wykłady uczęszczałam (do Michnika, Amsterdamskiego, Kuronia). Nie pamiętam jednak, czy nam się to udało. Nie sądzę. Historia toczyła się bowiem wartko. Chwilę potem (zaraz po sierpniu 80) utworzyliśmy Samorząd Studencki, w którym bardzo aktywnie działałam, ramię w ramię z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów, którego instytutowym przewodniczącym był mój obecny mąż.
W 1985 roku byłam mamą dwuletniej córeczki i nie jeździłam po Polsce. Nie miałam ani za co ani po co. Zajmowałam się pracą naukową i kolportażem podziemnej prasy. Byłam też skarbnikiem nielegalnej „Solidarności”, która „w podziemiu” całkiem nieźle działała. Stroniłam wtedy od jakichkolwiek wystąpień publicznych, bo – poza faktem, że nie było gdzie - byłam bardzo nieśmiała. Za Boga nie wystąpiłabym przed kamerą!
I jeszcze jedno. Nigdy nie lubiłam muzyki rockowej. Słuchałam i słucham wyłącznie poważnej. Nie byłam w stanie prześledzić linii melodycznej żadnej z rockowych piosenek ani zrozumieć jej słów (a jak rozumiałam, to było jeszcze gorzej), denerwował mnie hałas i chaos. O ile sobie przypominam, od 1979 roku nienawidziłam również namiotów i miejsc, gdzie trzeba z nich korzystać. Lato 79 roku było bardzo deszczowe, nabawiłam się wtedy jakichś chorób i namiot, w którym spędziłam wakacje wydawał mi się najbardziej upiornym miejscem na ziemi. Nigdy nie powtórzyłam tego doświadczenia.
Film „Magdalena Środa w Jarocinie 1985” pokazuje, jak działa stereotyp. W dzisiejszej Polsce, jeśli ktoś jest feministką, uznaje prawa kobiet, „innych”, broni słabszych, w tym zwierząt, promuje politykę socjalną, zajmuje się badaniami gender, to jak nic musi mieć komunistyczną przeszłość, bo (według dzisiejszej prawicy) PRL był wylęgarnią wszelkiego zła i każdy „wróg” (a katolicka prawica lubuje się w wyszukiwaniu i stereotypizowaniu wrogów) w jakąś instytucję komunistyczną musiał być „umaczany”. Feministka i ateistka, która była członkinią Solidarności i opozycji antykomunistycznej nie mieści się w małych prawicowych główkach. Niektórzy internauci piszą też, że wiedzą ponad wszelką wątpliwość, że jestem absolwentką stalinowskiego „Czerwonego Uniwersytetu” (!). To, że instytucja taka została zamknięta mniej więcej wtedy, gdy się urodziłam (w 1957 roku) nikomu nie przeszkadza. Niektórzy z przekonaniem dodają, że uzurpuję sobie tytuły naukowe. No bo jak feministka może mieć jakiekolwiek tytuły prócz certyfikatu latania na miotle! I tak dalej i tak dalej...
A swoją drogą kim jest ta miła, nieco zagubiona osoba z filmu o Jarocinie?