Szczerze powiedziawszy nie wiem, kim jest pan Saramonowicz i trochę szkoda mi czasu na szukanie jego sylwetki w internecie. Dziennikarz? Celebryta? Niedoszły polityk? Nie wiem, ale wiedza ta mnie z pewnością nie ubogaci.
Nie muszę też atakować jego tekstu, poświęconego mojej skromnej osobie, bo zrobili to niemal unisono wszyscy jego komentatorzy. Za co im dziękuję. Porównywanie kogoś kto troszczy się o wzmocnienie demokracji (m.in. przez wzmocnienie praw kobiet) z Korwinem Mikke, który jej zagraża lub z księdzem Oko, który mając potężny problem z własną seksualnością obraża mniejszości - jest chwytem może spektakularnym (na miarę tabloidu), ale dość głupim. Głupstwa jednak felietonista się chwyta. To zawsze problem dla słabego pióra: jak olśnić, jak zaskoczyć, kogo obrazić, by dostać się na pierwszą stronę internetowego wydania.
Saramonowicz już zna przepis: trochę jadu, trochę kłamstwa i mocne porównania. A przede wszystkim tytuł!! To przyciąga i czyni skrybę wielkim. Tekst – już mniejsza. Nie musi składać się do kupy. Poza tym kobietom dokopać łatwiej. Iluż facetów wyżywa się na kobietach, bo nie stać ich na krytykę kolegów. Ci mają przecież władzę. Saramonowicz, nie tylko w tym tekście, pyszni się swoim szowinizmem. Kobiety? Tak! Ale tylko te miłe, ładne i posłuszne, a nie feministki! Toż feminizm gorszy od szaleństwa Oko i Mikkego.
Wiem, że mam pewną obsesję: troszczę się o standardy życia politycznego i bronię praw kobiet. Bronię niestrudzenie i namolnie. Właściwie tylko dlatego zajmuję się publicystyką. Nie po to, by zaistnieć, lecz by ciągle przypominać o prawach kobiet i standardach demokracji.
Mało kto to robi a wielu to denerwuje, ale uważam, że nie ma prawdziwej demokracji jeśli połowa społeczeństwa znajduje się w gorszym położeniu i to nie z własnej winy. Nie podoba mi się też dzisiejsza polityka, a że jest bardzo męska, to krytykuję tę „męskość” polityki. Kobiety przez setki lat były podporządkowane, nie miały praw, głosu, niezależności, możliwości samorozwoju; procesy emancypacyjne są powolne, trudne i nie przebiegają bez przeszkód. Tym bardziej trzeba je wspierać. Ciągle.
Kobiety są nie do końca rozpoznanym, ale wielkim kapitałem energii, wiedzy, doświadczenia, innowacji, który powinien wejść w sferę publiczną i na równi z mężczyznami zarządzać, tym co wspólne. Wiele kobiet próbuje to robić samodzielnie, wiele wykorzystuje w tym celu swoja pozycję w świecie mężczyzn; jedna i druga droga jest dobra. Ja jednak stawiam na samodzielność a zwłaszcza na solidarność kobiet. By zyskać pełnoprawne obywatelstwo w sferze publicznej a zwłaszcza politycznej trzeba się wspierać, trzeba wspierać kobiecą emancypację i przede wszystkim pamiętać o tym, że nasze miejsce w świece jest wywalczone przez inne kobiety.
To nie dzięki takim panom szowinistom jak Miller i Saramonowicz, czy takim instytucjom jak Kościół pani Ogórek może dziś kandydować i mieć głos w sferze publicznej. To te pogardzane przez nią feministki walczyły o jej prawa obywatelskie i wyborcze. To ich zasługa. Pamięć o tym powinna zobowiązywać. Poza tym nie uważam, by pani Ogórek była dobrym „kandydatem” na prezydenta, ani dobrą reprezentantką lewicy, ani tym bardziej reprezentantką interesów kobiet, a o ten elektorat powinna się starać. Nie jest niestety niczym więcej niż Pigmalionem Millera. A kobiety, póki są w mniejszości, powinny być dobre. Dobre by wygrywać. Bo jedyną zmianą, która jeszcze może zmienić politykę, jest zmiana płci.