Taka scena: dorosły mężczyzna, fotograf z wyciągniętym obiektywem skierowanym na dziecko, walczy o kilka stów za swoje dzieło. Po drugiej stronie małe dziecko, które też walczy. O swoje życie.
Psycholog dziecięcy i rodzinny, psychoterapeuta. Wykładowca w Strefie Młodzieży SWPS. Redaktor Naczelna magazynu dla rodziców "Gaga".
Tu duży facet w markowej kurtce, jeansach i fajnych adidasach, a tam nagi chłopiec podłączony do kroplówek i monitora. Świadomy po co to robi dorosły kontra bezbronne, nieprzytomne dziecko…
Czy można sobie wyobrazić sytuację, w której pozycje dwojga bohaterów są bardziej nierówne?
Zdjęcia dwuletniego chłopca, które ledwo przeżył po wychłodzeniu organizmu, obiegły całą Polskę dzięki jednemu z najpoczytniejszych brukowców na rynku. Ktoś znów zarobił i kogoś znów użyto. Tysiące egzemplarzy sprzedały się na pewno jak świeże bułeczki.
Zakładam, że bezrefleksyjnie kawał polskiego społeczeństwa wiedziona ciekawością zakupiła gazetę ze zdjęciami Adasia. Po co? Żeby zobaczyć nagie umęczone ciało dziecka? Jego cierpienie wypisane na twarzy? Strach, kiedy się obudzi? Łzy zagubionego chłopca, który nagle ocknie się w obcym miejscu wśród obcych ludzi?
Z jakiegoś powodu brukowce, nie tylko w Polsce, sprzedają się od lat lepiej niż poważne gazety. Zastanawiam się - czego szukamy w takich pismach? Przygody? Sensacji? Porównania, wobec którego mnie żyje się lepiej niż innym?
Czy oglądając zdjęcie Adasia porównujemy się do wyziębionego dwulatka? A może jesteśmy ciekawi, jak wygląda szpital?
Chciałabym zapytać czytelnika tego brukowca: Nie byłeś nigdy w szpitalu? Nie wiesz, co to kroplówka albo wenflon? Z jakiego powodu pomagasz fotografowi zarobić, a szmatławej gazecie utrzymać się na rynku?
Każdy z nas, kto kupuje i przegląda to coś, staje się współodpowiedzialny. Tak uważam. Staje się współodpowiedzialny krzywdy pojedyńczego człowieka. Dziecka. A także za niedoskonałe życia wielu innych, którzy okazali słabość, rozwodzili się, chorowali czy walczyli o życie. Im gorsze mieli życie, tym większą szansę na swoją szpaltę.
Adaś, chcąc nie chcąc, stał się bohaterem brukowca. Na zawsze już zapamiętany go jako dziecko znalezione w krótkiej pidżamce bez oznak życia w miejscowości Racławice. Aby miał jeszcze lepsze pamiątki z tego zdarzenia, oprócz szpitalnych zdjęć do rodzinnego albumu babcia wklei mu zapewne kolejne wycinki z cyklu “Adaś wraca do zdrowia”, “Adaś nabiera rumieńców”, je pierwszą drożdżówkę, bawi się nową ciężarówką, która dostanie od anonimowego darczyńcy.
Po kilku tygodnia życia w świetle fleszy - nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - wszystko zgaśnie. Wokół Adasia zrobi się ciemno i szaro. Jedyne, co będzie przypominać, że to nie był sen, będzie babciny album i Internet, gdzie do końca życia Adaś będzie mógł odnaleźć swoją twarz i przypomnieć sobie swoją historię.
Jeśli czytasz to i jesteś lub będziesz rodzicem, pomyśl o tym, co robisz. Jeśli nie jesteś, a masz po prostu wyobraźnię, to jej użyj. Nikt z nas nie chce startować w życiu od tak potwornej historii. Na takim początku ktoś musi potem zbudować cały swój świat.
Każdy, kto doświadczył w życiu zła, chce o tym, jak najszybciej zapomnieć. Nie chce się tym dzielić z obcymi. A już na pewno nie chce upamiętniać tego na całe życie w postaci komiksu w szmatławcu.
Dziecko nie ma szansy się bronić. Czasami nie ma wokół niego też dorosłych, którzy staną w jego obronie. Pozostajemy my. Odbiorcy mediów, którym mówimy NIE. Protestujemy. Mówimy "won z mojego życia". Spieprzajcie po prostu.