Rzadko zdajemy sobie sprawę że Polska jest krajem, który wyróżnia w Europie zainteresowanie grzybami. Choć grzybobranie jest znane w całej niemal Europie, u nas rozwinęło się bodaj najmocniej na kontynencie.
Antropolog kultury, podróżnik, autor przewodników i map
Zarówno w Polsce, jak i w innych krajach słowiańskich, z którymi konkurujemy o palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie grzybobranie nie podlega żadnym poważniejszym ograniczeniom. We Włoszech, aby zbierać grzyby, potrzebna jest licencja i opłaty. W Anglii grzybobranie jest ograniczone do określonego sezonu. W Polsce istnieją w zasadzie tylko ograniczenia związane z chronionymi obszarami i gatunkami, a dodatkowo –co jest ewenementem na skalę europejską – istnieją nawet państwowe służby pomagające grzybiarzom. W każdej bowiem stacji Sanepidu jest zatrudniona odpowiednio przeszkolona osoba, której obowiązkiem jest stwierdzenie, czy okazane grzyby są jadalne. Jesteśmy też bodaj jedynym krajem, który w dobie Internetu stworzył ciągle aktualizowaną w sezonie przez ponad tysiąc osób mapę aktualnego występowania grzybów: http://www.grzyby.pl/wystepowanie.htm.
W trakcie studiów ze sporym zdziwieniem przyjąłem zainteresowanie studentów z Węgier polskimi wierzeniami ludowymi na temat grzybów. Okazało się, że Węgrzy zupełnie na grzybach się nie znają, nie zbierają i w większości nie stosują ich w potrawach. W Mongolii zaprosił mnie do siebie znajomy z Ułan Bator, bym spędził kilka dni w jurcie jego rodziny około 150 km na północ od stolicy. Wraz z kilkoma Japończykami , których gościł, wybraliśmy się na całodzienną przejażdżkę konną po terenach, w których step miesza się z kawałkami lasu. Na skraju jednego z zagajników dostrzegliśmy kępy dorodnie wyglądających, acz drobnych maślaków. Wraz z Japończykami zsiedliśmy z koni i zaczęliśmy je zbierać. Mongołowie zaś na całą operację patrzyli mocno zdegustowani i ostrzegali nas, że się zatrujemy. Na drugi dzień po kolacji pełnej grzybów z niedowierzaniem upewniali się, czy nie bolą nas brzuchy (sami przezornie grzybów nawet nie tknęli).
Wydawać by się mogło, że największą znajomością grzybów powinny się wykazywać kultury pasterskie, zbieracko-łowieckie lub z nich się wywodzące. Przybyli z dalekich stepów przodkowie Węgrów czy mongolscy nomadzi powinni traktować grzyby jako wspaniałą możliwość uzupełnienia diety, a umiejętność ich wynajdowania i rozpoznawania powinna być podstawową zdobyczą kulturowych narzędzi przystosowania do środowiska. Otóż paradoksalnie jest odwrotnie: wykorzystanie grzybów – nie tylko w zwykłej diecie, ale w szeregu symbolicznych i magicznych zastosowań jest domeną ludności rolniczej, osiadłej. Do poznania i wykorzystania grzybów potrzebne były tysiące kierowanych ciekawością lub głodem prób i błędów oraz stała obserwacja miejsc i cykli. Znany etnograf Kazimierz Moszyński wskazywał, iż w Małopolsce zanotowano wierzenie, że siew należy rozpocząć wraz z pojawieniem się pewnego rodzaju grzybów. Największy wysyp grzybów jadalnych występuje zazwyczaj po żniwach. Zastąpienie dożynek Świętem Grzyba nie jest więc zgrzytem, co zapewne instynktownie wyczuły władze otoczonej lasami, jednak głównie rolniczej gminy Borzęcin w Małopolsce, w którym odbywa się coroczne Święto Grzyba. Grzyby w kulturze ludowej to istna kopalnia wątków. Najciekawsze z nich wypunktował i syntetycznie opisał Piotr Kowalski w leksykonie Znaki świata. Omen, przesąd, znaczenie. W dużym skrócie: grzyby wiążą nas z zaświatami, oszustwem i chciwością. W apokryficznych legendach pochodzenie grzybów wiąże się ze wspólną wędrówką Jezusa i św. Piotra.
Ten ostatni próbował ukryć chleb przed towarzyszem i kiedy tylko próbował go ukradkiem włożyć do ust Jezus odwracał się, a Piotr wypluwał to, co ledwie zdążył przeżuć. Z wyplutych kawałków chleba wyrosły grzyby i teraz wiadomo, dlaczego mają one lekko śluzowate kapelusze. Zastosowanie szamańskie, halucynogenne jest powszechnie znane. Nieco słabiej pamiętamy, że grzyby – zwłaszcza suszone (czyli „martwe”) obok maku czy suszonych owoców i grochu miały pomóc zamienić zwykłą biesiadę w „ucztę spożywaną z duchami”. Do najważniejszej z nich należała Wigilia. Niektórym gatunkom grzybów (np. smardzom) przypisywane były też właściwości pobudzające aktywność seksualną. Zestaw wiedzy do przekazania z pokolenia na pokolenie jest więc niemały.
W artykule Olgi Woźniak („Gazeta Wyborcza” 24.08.2012) zostały przytoczone badania dowodzące, że praprzodek dzisiejszych europejskich języków – język praindoeuropejski – powstał 8–9,5 tysiąca lat temu na terenach Anatolii, a następnie zaczął wędrować i ewoluował. Wędrówki te nie były związane z przemieszaniem się stepowych wojowników, ale z rozpowszechnianiem się rolnictwa. Bardzo powolnie rozpowszechniała się też gromadzona przez rolników wiedza i wierzenia związane z grzybami. Węgrzy nie umieją stosować grzybów, jednak po tym, jak osiedlili się w „naszej” części Europy, nauczyli się uprawiać rolę. Słowa takie, jak kosa czy kapusta, to jedne z niewielu, które rozumiemy w ugrofińskiej mowie dalszych sąsiadów. Na wiedzę o grzybach kilkanaście wieków to jednak za mało.